Teściowa wprowadza się do nas: Jak jedna decyzja rozbiła naszą rodzinę
— Nie, nie zgadzam się! — wykrzyknęłam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. — Michał, to jest nasz dom, nasze życie! Nie możesz po prostu powiedzieć mi, że twoja mama się wprowadza i oczekiwać, że się uśmiechnę!
Michał stał w kuchni z opuszczoną głową. Jego dłonie nerwowo bawiły się obrączką. — Ola, ona nie ma dokąd pójść. Tata zmarł, mieszkanie sprzedane… To tylko na chwilę.
Na chwilę. Te dwa słowa dźwięczały mi w głowie przez kolejne tygodnie. Kiedy pani Halina przekroczyła próg naszego dwupokojowego mieszkania na warszawskim Bródnie, poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi spod nóg dywan. Miała ze sobą tylko dwie walizki i spojrzenie pełne wyrzutu.
— Dzień dobry, Olu. Mam nadzieję, że nie będę przeszkadzać — powiedziała chłodno.
Nie odpowiedziałam. Bałam się, że jeśli otworzę usta, powiem coś, czego nie da się cofnąć.
Pierwsze dni były jak ciche pole minowe. Każdy krok, każde słowo mogło wywołać eksplozję. Halina od rana do wieczora komentowała wszystko: „A czemu tak mało soli w zupie?”, „Nie powinnaś tyle pracować, dzieci potrzebują matki”, „Michał zawsze lubił inne pierogi”.
Michał próbował łagodzić sytuację. — Mamo, daj spokój. Ola gotuje świetnie.
Ale ona tylko wzdychała i patrzyła na mnie z politowaniem. Wieczorami zamykałam się w łazience i płakałam w ciszy, żeby dzieci nie słyszały.
Najgorsze przyszło po miesiącu. Halina zaczęła przejmować kontrolę nad domem. Przestawiała rzeczy w kuchni, zmieniała ustawienie mebli w salonie, nawet segregowała pranie według własnych zasad. Czułam się jak gość we własnym domu.
Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej. Zastałam Halinę w mojej sypialni. Przeglądała moje szuflady.
— Co pani robi?! — zapytałam drżącym głosem.
— Szukam prześcieradła. Twoje są takie… niepraktyczne — odpowiedziała bez cienia skruchy.
Wybiegłam na balkon i zadzwoniłam do mojej mamy.
— Mamo, ja już nie wytrzymuję. Ona mnie niszczy psychicznie — szlochałam.
— Ola, musisz porozmawiać z Michałem. To jego matka, ale ty jesteś jego żoną — usłyszałam.
Wieczorem próbowałam. Michał siedział przed telewizorem, zmęczony po pracy.
— Michał, ja tak dłużej nie mogę. Twoja mama mnie nie szanuje. To już nie jest nasz dom.
Spojrzał na mnie z wyrzutem.
— Ola, przesadzasz. Mama jest starsza, musimy jej pomóc. Trochę empatii!
Empatii? Czy ktoś miał ją dla mnie?
Dzieci zaczęły unikać wspólnych posiłków. Córka zamykała się w pokoju z laptopem, syn wychodził do kolegów. W domu panowała cisza przerywana tylko komentarzami Haliny.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę teściowej z Michałem:
— Michałku, Ola chyba mnie nie lubi. Może powinnam wrócić do siostry do Radomia?
— Mamo, nie przesadzaj. Ola po prostu jest zmęczona pracą — odpowiedział cicho.
Wtedy zrozumiałam: jestem sama. Michał był między młotem a kowadłem, ale zawsze wybierał matkę.
Zaczęłam unikać domu. Brałam nadgodziny w pracy, wracałam późno. Pewnego dnia dostałam SMS-a od Haliny: „Obiad na stole. Dzieci już jadły”.
Czułam się zbędna we własnej rodzinie.
W końcu przyszedł dzień wybuchu. Była sobota rano. Zaparzyłam sobie kawę i usiadłam przy stole.
Halina weszła do kuchni i bez słowa zaczęła sprzątać wokół mnie.
— Czy może pani przestać? — zapytałam ostro.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
— Próbuję tylko utrzymać porządek. W tym domu zawsze był bałagan.
Wstałam gwałtownie.
— Dość! To jest mój dom! Moje dzieci! Moje życie! Proszę przestać mnie traktować jak intruza!
Halina rozpłakała się i wybiegła z kuchni. Michał wbiegł po chwili.
— Co ty jej powiedziałaś?!
— Prawdę! Że mam dość bycia gościem we własnym domu!
Tego wieczoru Michał spał na kanapie. Przez kolejne dni rozmawialiśmy tylko o dzieciach i rachunkach.
Halina zaczęła pakować walizki. Wyjechała do siostry do Radomia tydzień później.
Ale nic już nie było takie samo. Michał zamknął się w sobie. Dzieci były ciche i smutne. Ja czułam pustkę i winę.
Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była być bardziej cierpliwa? A może to ja byłam ofiarą? Każdego dnia zadaję sobie pytanie: czy rodzina to naprawdę miejsce, gdzie każdy czuje się bezpiecznie?