Tata na godzinę – historia o pustce, której nie da się wypełnić

— Proszę pana, czy pan jest moim tatą? — usłyszałem cichy głos za plecami, kiedy sięgałem po chleb w małym sklepiku na obrzeżach Poznania. Zamarłem z bochenkiem w dłoni. Odwróciłem się powoli i zobaczyłem chłopca, może dziewięcioletniego, z wielkimi oczami i kurtką za dużą o dwa rozmiary. Stał przede mną, patrząc z nadzieją, której nie powinno być w oczach dziecka.

— Nie… Przepraszam, chyba mnie z kimś pomyliłeś — odpowiedziałem niepewnie, ale on nie odszedł. Wpatrywał się we mnie tak, jakby próbował odnaleźć w mojej twarzy coś znajomego. Może cień kogoś, kogo nigdy nie widział.

Wyszedłem ze sklepu z poczuciem ciężaru na sercu. Przez całą drogę do domu myślałem o tym chłopcu. Wróciłem do swojego mieszkania na Jeżycach, gdzie czekała na mnie cisza i samotność. Moja żona, Marta, wyjechała do pracy za granicę pół roku temu. Nasze rozmowy przez telefon stawały się coraz rzadsze i krótsze. Dzieci nie mieliśmy — nie wyszło nam, choć bardzo chcieliśmy. Może dlatego ten chłopiec tak mnie poruszył.

Następnego dnia wróciłem do tego samego sklepiku. Stał tam znowu, jakby czekał na cud. Tym razem podszedłem do niego pierwszy.

— Cześć. Jak masz na imię?

— Bartek — odpowiedział cicho.

— Bartek… A gdzie twoja mama?

Wzruszył ramionami. — W pracy. Zawsze długo pracuje.

— A tata?

Zamilkł. W jego oczach pojawił się cień smutku.

— Nie mam taty — wyszeptał.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Przez chwilę staliśmy w milczeniu, aż podeszła starsza kobieta — chyba właścicielka sklepu.

— Bartek, idź już do domu, mama się martwi — powiedziała łagodnie, ale chłopiec tylko skinął głową i wyszedł bez słowa.

Nie mogłem przestać o nim myśleć. Przez kolejne dni widywałem go coraz częściej — raz na przystanku autobusowym, innym razem pod blokiem obok mojego. Zawsze sam. Zawsze z tą samą nadzieją w oczach.

W końcu odważyłem się podejść do jego mamy. Była zmęczoną kobietą po trzydziestce, z twarzą wyrytą troskami życia.

— Przepraszam, jestem Michał… Często widuję Bartka pod sklepem. Czy wszystko w porządku?

Spojrzała na mnie podejrzliwie.

— Pracuję całymi dniami. Nie mam nikogo do pomocy. Ojciec Bartka… — urwała i odwróciła wzrok. — Nigdy go nie było.

Zaproponowałem, że mogę czasem zabrać Bartka na spacer albo pograć z nim w piłkę. Zgodziła się niechętnie, ale widziałem ulgę w jej oczach.

Tak zaczęły się nasze wspólne popołudnia. Bartek był spragniony uwagi i rozmowy. Opowiadał mi o szkole, o tym, jak koledzy mają tatów, którzy przychodzą na mecze albo pomagają przy lekcjach. Pytał mnie o moje dzieciństwo, o to, czy miałem tatę i czy był dobry.

— Mój tata był surowy, ale zawsze miał dla mnie czas — odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

Bartek słuchał uważnie każdego słowa. Czasem łapałem się na tym, że traktuję go jak własnego syna — poprawiałem mu czapkę, kupowałem lody po szkole, tłumaczyłem zadania z matematyki.

Pewnego dnia Marta zadzwoniła z Niemiec.

— Michał… Słyszałam od sąsiadki, że widuje cię z jakimś dzieckiem. Co się dzieje?

Opowiedziałem jej wszystko. Przez chwilę milczała.

— Uważaj… Nie możesz zastąpić sobie naszego braku dziecka cudzym życiem — powiedziała cicho i rozłączyła się.

Te słowa bolały bardziej niż chciałem przyznać. Przez kilka dni unikałem Bartka, ale on czekał pod sklepem jak zawsze. W końcu podszedł do mnie sam.

— Coś się stało? — zapytał niepewnie.

— Nie… Po prostu czasem dorosłym jest smutno — odpowiedziałem wymijająco.

Bartek spojrzał na mnie poważnie.

— Ja też czasem jestem smutny. Ale kiedy jesteś ze mną, to mniej boli.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Usiadłem obok niego na ławce i przez chwilę milczeliśmy razem.

Z czasem nasza relacja stała się tematem plotek w okolicy. Ludzie patrzyli na mnie podejrzliwie, szeptali za plecami. Ktoś nawet zadzwonił do matki Bartka z pytaniem, czy wie, że jej syn spędza czas z obcym facetem.

Pewnego wieczoru matka Bartka zapukała do moich drzwi.

— Michał… Doceniam to, co robisz dla Bartka. Ale ludzie gadają… Boję się o niego i o siebie. Musimy to zakończyć.

Patrzyłem na nią bezradnie. Wiedziałem, że ma rację — świat nie jest sprawiedliwy dla takich jak my: samotnych ludzi szukających bliskości tam, gdzie jej brakuje.

Ostatni raz spotkałem Bartka pod sklepem kilka dni później. Uśmiechnął się do mnie smutno i powiedział:

— Dziękuję ci za wszystko… Może kiedyś jeszcze się spotkamy?

Pogłaskałem go po głowie i odszedłem bez słowa. Wróciłem do pustego mieszkania i długo siedziałem w ciemności.

Czasem myślę o Bartku i zastanawiam się: czy można być ojcem tylko na godzinę? Czy taka chwila może naprawdę coś zmienić w życiu dziecka? A może to tylko złudzenie — próba wypełnienia własnej pustki cudzym smutkiem?