Siedziałyśmy i płakałyśmy: Moja córka została porzucona przez chłopaka, a mnie opuścił mąż

– Mamo, on mnie zostawił… – głos Julii był cichy, prawie niesłyszalny, ale w tych dwóch słowach zawierał się cały jej świat. Siedziałyśmy na kanapie w naszym salonie, a łzy płynęły nam po policzkach jak deszcz za oknem. W tej chwili nie wiedziałam, czy bardziej boli mnie jej cierpienie, czy moje własne. Bo dwa dni wcześniej dostałam SMS-a od Pawła, mojego męża od dwudziestu lat: „Przepraszam. Nie mogę już tak żyć. Odchodzę.” To wszystko. Żadnej rozmowy, żadnego wyjaśnienia. Po prostu zniknął z naszego życia jak cień.

Julia trzymała telefon w dłoni, jej palce drżały. – Napisał mi na Messengerze. Nawet nie miał odwagi zadzwonić… – szepnęła. Przytuliłam ją mocno, czując jak jej ramiona drżą od szlochu. W tej chwili nie byłam już tylko matką – byłam kobietą, która sama została porzucona i zdradzona. Przez chwilę poczułam się tak bezradna jak ona.

W głowie kłębiły mi się pytania: dlaczego? Co zrobiłam nie tak? Czy można po prostu wyjść z czyjegoś życia jednym kliknięciem? Przez dwadzieścia lat byłam żoną Pawła. Przeżyliśmy razem tyle rzeczy: narodziny Julii, wspólne wakacje nad Bałtykiem, remont mieszkania w Poznaniu, święta u teściów w Toruniu… A teraz wszystko to miało się rozpaść przez kilka słów na ekranie telefonu?

Julia podniosła głowę i spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. – Mamo, czy ja coś zrobiłam źle? Może byłam za bardzo zazdrosna? Może powinnam była mu bardziej ufać? – Jej głos załamał się na końcu zdania.

– Kochanie, to nie twoja wina – odpowiedziałam, choć sama nie byłam tego pewna. Czy ja też nie powinnam była czegoś zauważyć wcześniej? Może Paweł był nieszczęśliwy od miesięcy, a ja byłam zbyt zajęta pracą i domem, żeby to dostrzec?

Wstałam i podeszłam do okna. Za szybą świat toczył się dalej: sąsiadka wyprowadzała psa, dzieci wracały ze szkoły, ktoś śmiał się na balkonie naprzeciwko. Jakby nic się nie stało. Jakby nasz świat właśnie się nie zawalił.

Telefon Pawła milczał uparcie. Próbowałam do niego dzwonić, pisać – bez odpowiedzi. Zostawił mi tylko ten jeden SMS i ciszę. Z kolei Julia zamknęła się w swoim pokoju na kilka godzin, nie odbierając ode mnie telefonu ani nie odpowiadając na wiadomości. W końcu przyszła do kuchni, gdzie siedziałam z kubkiem zimnej już herbaty.

– Mamo… boję się, że już nigdy nikomu nie zaufam – powiedziała cicho.

Usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem. – Ja też się boję – przyznałam szczerze. – Ale musimy jakoś przez to przejść. Razem.

Następnego dnia poszłam do pracy jak automat. Wszyscy wokół żyli swoim życiem: koleżanka z biura opowiadała o nowym serialu na Netfliksie, szef narzekał na opóźnienia w projektach. Nikt nie zauważył, że jestem wrakiem człowieka. W przerwie zadzwoniła mama Pawła.

– Aniu, co się dzieje? Paweł do mnie nie dzwoni, nie odbiera… – Jej głos był pełen troski i strachu.

– Nie wiem, mamo – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Po prostu odszedł.

– Ale jak to? Po tylu latach? – usłyszałam w jej głosie niedowierzanie.

– Sama chciałabym wiedzieć…

Wieczorem Julia przyszła do mnie z albumem ze zdjęciami. Przeglądałyśmy wspólne fotografie: ona jako mała dziewczynka na placu zabaw, Paweł trzymający ją na barana podczas wakacji w górach, nasza trójka przy choince… Każde zdjęcie bolało jak ukłucie igłą.

– Myślisz, że on wróci? – zapytała Julia nagle.

Zawahałam się. – Nie wiem… Ale nawet jeśli wróci, to czy będziemy potrafiły mu wybaczyć?

Przez kolejne dni próbowałyśmy jakoś funkcjonować. Julia zamknęła się w sobie, przestała wychodzić ze znajomymi, rzuciła się w naukę do matury jakby chciała zapomnieć o wszystkim innym. Ja chodziłam do pracy, robiłam zakupy, gotowałam obiady – mechanicznie, bez emocji.

Pewnego wieczoru usiadłyśmy razem na kanapie i zaczęłyśmy rozmawiać o wszystkim: o tym jak boli zdrada, jak trudno jest zaufać komuś ponownie, jak bardzo brakuje nam poczucia bezpieczeństwa. Płakałyśmy razem i śmiałyśmy się przez łzy ze wspomnień z dzieciństwa Julii.

– Mamo… może pojedziemy gdzieś razem? Nad morze? Albo do babci do Torunia? – zaproponowała Julia.

– To dobry pomysł – uśmiechnęłam się pierwszy raz od wielu dni.

Zaczęłyśmy planować małą podróż tylko dla nas dwóch. Chciałyśmy choć na chwilę uciec od tego wszystkiego: od pustego mieszkania, od pytań sąsiadów i znajomych, od wspomnień.

W końcu przyszedł dzień, kiedy Paweł zadzwonił. Odebrałam z bijącym sercem.

– Aniu… przepraszam. Nie potrafiłem inaczej. Potrzebowałem czasu dla siebie… – jego głos był zmęczony i obcy.

– Po dwudziestu latach zostawia się rodzinę SMS-em? – zapytałam drżącym głosem.

– Nie umiałem inaczej… Przepraszam.

Nie powiedziałam już nic więcej. Rozłączyłam się i poczułam ulgę pomieszaną z żalem.

Julia przyszła do mnie i przytuliła mnie mocno.

– Damy radę, mamo?

Spojrzałam jej w oczy i odpowiedziałam: – Musimy dać radę. Dla siebie nawzajem.

Czasem zastanawiam się: czy można jeszcze zaufać drugiemu człowiekowi po takim bólu? Czy da się odbudować życie od nowa? Może właśnie teraz zaczyna się nasza nowa historia…