Rozbite Odbicia: Dwanaście Lat Kłamstw
— Paweł, powiedz mi prawdę. Czy to prawda? — mój głos drżał, a dłonie ściskały krawędź kuchennego stołu tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Siedział naprzeciwko mnie, z opuszczoną głową, jakby nagle cała siła opuściła jego ciało. Przez chwilę milczał, a cisza między nami była cięższa niż kiedykolwiek wcześniej. W powietrzu unosił się zapach kawy, której nie miałam siły wypić.
— Marta… ja… — zaczął, ale nie potrafił spojrzeć mi w oczy. Wtedy już wiedziałam. Wszystko we mnie krzyczało, żeby wyjść, uciec, nie słuchać kolejnych słów, które miały zburzyć resztki mojego świata. Ale zostałam. Dla siebie? Dla naszej córki? Sama nie wiem.
Dwanaście lat. Tyle trwało nasze małżeństwo. Poznaliśmy się na studiach w Krakowie, zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia. Paweł był wtedy pełen pasji, marzeń i planów na przyszłość. Ja byłam nieśmiała, ale przy nim czułam się bezpieczna. Po ślubie przeprowadziliśmy się do Warszawy, gdzie zaczęliśmy budować wspólne życie. Urodziła się nasza córka, Zosia — najpiękniejszy prezent od losu. Wszystko wydawało się takie proste.
Aż do tego dnia.
Ostatnie miesiące były trudne. Paweł coraz częściej wracał późno z pracy, tłumacząc się nadgodzinami i ważnymi projektami. Zosia pytała czasem: „Mamo, dlaczego tata nie je z nami kolacji?” A ja odpowiadałam: „Tata dużo pracuje, kochanie.” Sama w to wierzyłam. Chciałam wierzyć.
Prawda wyszła na jaw przypadkiem. Telefon Pawła zadzwonił, gdy był pod prysznicem. Na ekranie wyświetliło się imię: „Kasia”. Odebrałam bez zastanowienia — przecież to mogła być koleżanka z pracy. Ale głos po drugiej stronie był zbyt czuły, zbyt intymny. „Kochanie, tęsknię za tobą…”
Zamarłam. Świat zawirował mi przed oczami. Kiedy Paweł wyszedł z łazienki i zobaczył moją twarz, wiedział już wszystko.
— Marta… przepraszam — powiedział tylko i usiadł ciężko na krześle.
Wtedy zaczęła się nasza rozmowa — długa, bolesna, pełna łez i oskarżeń. Dowiedziałam się wszystkiego: od miesięcy spotykał się z Kasią z pracy. Mówił, że to był błąd, że nie chciał mnie skrzywdzić, że nie wie, jak do tego doszło. Ale każde jego słowo było jak kolejny cios.
Przez kolejne dni chodziłam jak w transie. Zosia wyczuwała napięcie — przestała się uśmiechać, zaczęła zadawać trudne pytania. „Mamo, dlaczego płaczesz?” Nie umiałam jej odpowiedzieć.
Moja mama przyjechała z Katowic, żeby mi pomóc. Siedziałyśmy wieczorami w kuchni przy herbacie.
— Marto, musisz pomyśleć o sobie i o Zosi — mówiła cicho. — Nie możesz pozwolić, żeby ktoś cię tak ranił.
Ale jak podjąć decyzję? Jak zostawić człowieka, z którym dzieliło się życie przez tyle lat? Jak powiedzieć córce, że jej rodzina już nigdy nie będzie taka sama?
Paweł próbował naprawić sytuację. Przynosił kwiaty, gotował kolacje, proponował wspólne wyjazdy na weekendy. Ale ja widziałam w jego oczach strach i żal — i coś jeszcze: poczucie winy, które nie pozwalało mu spać spokojnie.
Pewnego wieczoru usiedliśmy razem na kanapie.
— Marta… wiem, że cię zawiodłem. Ale kocham cię i chcę być z tobą. Dla Zosi… dla nas — mówił drżącym głosem.
Patrzyłam na niego długo. Widziałam człowieka zagubionego, przerażonego konsekwencjami swoich czynów. Ale czy można odbudować coś, co zostało tak brutalnie zniszczone?
Zosia przyszła wtedy do nas i wtuliła się we mnie.
— Mamo, czy wszystko będzie dobrze?
Objęłam ją mocno i poczułam łzy napływające do oczu.
— Nie wiem, kochanie… ale postaram się zrobić wszystko, żebyś była szczęśliwa.
Minęły tygodnie pełne rozmów i milczenia. Chodziliśmy razem na terapię małżeńską — czasem miałam wrażenie, że rozmawiamy ze sobą po raz pierwszy od lat naprawdę szczerze. Paweł próbował odzyskać moje zaufanie, ale każde jego spóźnienie wywoływało we mnie panikę i podejrzenia.
W pracy przestałam się uśmiechać. Koleżanki pytały: „Co się dzieje?” Odpowiadałam wymijająco — wstydziłam się przyznać do porażki własnego małżeństwa.
Pewnego dnia spotkałam na placu zabaw sąsiadkę — panią Halinę.
— Pani Marto, pani taka smutna ostatnio… Wszystko w porządku?
Chciałam odpowiedzieć „tak”, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Zamiast tego rozpłakałam się jak dziecko.
Dziś wiem jedno: zdrada to nie tylko złamane serce. To rozbite odbicie siebie samej w lustrze — nagle widzisz wszystkie swoje lęki i słabości. Zastanawiasz się: czy to moja wina? Czy mogłam coś zrobić inaczej?
Nie wiem jeszcze, jak potoczy się nasze życie. Może wybaczę Pawłowi i spróbujemy zacząć od nowa? A może odejdę i zacznę wszystko od początku?
Czasem patrzę na Zosię i myślę: dla niej muszę być silna. Ale czy sama jeszcze potrafię zaufać? Czy można odbudować coś po tylu kłamstwach? A może lepiej nauczyć się żyć na nowo — już bez złudzeń?