Przez przypadek przeczytałam pamiętnik córki. Po tym już nic nie było takie samo

Oczy piekły mnie od płaczu, kiedy zamykałam za sobą drzwi mieszkania mojej córki. W jednej ręce trzymałam torbę z ubraniami, w drugiej worek z książkami dla wnuczka, którymi miałam się „zająć przez chwilę”. A jednak nie zaproponowano mi, żebym została na noc. Nawet nie padło zwykłe „mamo, usiądź”. Po raz pierwszy poczułam, że nie jestem już potrzebna. Że jestem gościem w życiu własnej córki.

Jeszcze kilka dni temu wszystko wydawało się normalne. Pomagałam Kindze, jak tylko mogłam – odbierałam Antosia z przedszkola, gotowałam obiady na zapas, prasowałam jej koszule do pracy. Byłam pewna, że robię to z miłości, a ona to docenia. Ale wtedy, tamtego popołudnia, kiedy szukałam notesu z przepisem na szarlotkę w jej szafce, natknęłam się na zeszyt w kwiatki. Otworzyłam go bez zastanowienia – myślałam, że to lista zakupów albo notatki do pracy. Dopiero po kilku zdaniach zorientowałam się, że czytam coś bardzo osobistego.

„Czasem mam wrażenie, że mama mnie nie słyszy. Że wszystko robi po swojemu i nie widzi, jak bardzo mnie to męczy. Kocham ją, ale czuję się przy niej jak dziecko, które nie ma prawa do własnych decyzji.”

Serce mi zamarło. Przewracałam kolejne strony, a każde słowo wbijało się we mnie jak szpilka. „Nie umiem jej powiedzieć wprost, że potrzebuję przestrzeni. Boję się jej smutku. Boję się jej łez.”

Zamknęłam zeszyt i odłożyłam go na miejsce. Przez chwilę stałam bez ruchu, czując jak ogarnia mnie fala wstydu i żalu. Jak mogłam nie zauważyć? Przecież zawsze chciałam dla niej dobrze. Czy naprawdę byłam aż tak ślepa?

Kiedy Kinga wróciła do domu, próbowałam zachowywać się normalnie. Uśmiechałam się, pytałam o pracę, o Antosia. Ale ona patrzyła na mnie jakoś inaczej – jakby wiedziała, co zrobiłam. Może wyczuła moją winę? Może zawsze wiedziała, tylko nie chciała tego powiedzieć na głos?

Wieczorem nie mogłam zasnąć. W głowie krążyły mi fragmenty jej zapisków: „Czasem mam ochotę wyjechać daleko i zacząć wszystko od nowa.” Czy naprawdę aż tak ją przytłaczam? Czy jestem ciężarem?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie tylko po to, żeby poprosić o odebranie Antosia z przedszkola. Jej głos był chłodny, oficjalny. „Mamo, czy możesz dziś pomóc?” – zapytała bez cienia czułości. Zgodziłam się odruchowo.

Kiedy przyszłam do niej wieczorem z Antosiem za rękę, czułam się jak intruz. Kinga była zmęczona i rozdrażniona. „Dziękuję” – powiedziała krótko i zaczęła rozpakowywać zakupy. Próbowałam zagaić rozmowę:
– Kinga… może usiądziemy na chwilę? Pogadamy?
– Mamo, jestem zmęczona. Może innym razem.

Zrobiło mi się przykro. Zawsze rozmawiałyśmy wieczorami przy herbacie. Teraz czułam się jak obca.

Wróciłam do domu i długo siedziałam w kuchni przy zgaszonym świetle. Przypominały mi się czasy, gdy Kinga była mała – jak tuliła się do mnie po koszmarze sennym, jak płakała po rozbitym kolanie. Wtedy byłam jej całym światem. Teraz… jestem tylko przeszkodą?

Przez kolejne dni nasze kontakty były coraz bardziej oschłe. Kinga dzwoniła tylko wtedy, gdy czegoś potrzebowała dla Antosia. Nie zapraszała mnie już na niedzielne obiady. Nie pytała o moje zdrowie.

W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do niej wieczorem.
– Kinga… czy możemy porozmawiać?
– O czym?
– O nas…
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Mamo… ja wiem o tym pamiętniku.
Zamarłam.
– Przepraszam – wyszeptałam.
– Nie chodzi tylko o to – odpowiedziała cicho. – Chodzi o wszystko… O to, że nie umiesz mnie puścić.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
– Chciałam tylko pomóc…
– Wiem – przerwała mi łagodniej. – Ale ja muszę nauczyć się żyć po swojemu. Pozwól mi na to.

Nie spałam tej nocy ani minuty. Rozmyślałam nad każdym słowem Kingi. Czy naprawdę byłam taką matką? Czy przez lata dusiłam ją swoją troską?

Następnego dnia postanowiłam zrobić coś dla siebie – pierwszy raz od lat poszłam sama do kina. Potem na spacer po parku. Poczułam dziwną wolność i… pustkę.

Minęły tygodnie zanim nasze relacje zaczęły się powoli odbudowywać. Przestałam narzucać się Kindze z pomocą. Zaczęłyśmy rozmawiać rzadziej, ale szczerzej. Czasem dzwoniła do mnie bez powodu – po prostu zapytać, jak się czuję.

Dziś wiem jedno: czasem największą miłością jest pozwolić odejść i zaufać dorosłemu dziecku. Ale czy potrafię być szczęśliwa bez tej codziennej bliskości? Czy matka kiedykolwiek przestaje być matką?