Proszę, zabierzcie mnie na wakacje: Matka, której głos ginie w ciszy rodzinnych planów
— Znowu jedziecie beze mnie? — mój głos zadrżał, kiedy zobaczyłam walizki przy drzwiach. Stałam w kuchni, ścierając ręce o fartuch, próbując ukryć łzy. Moja córka, Marta, nawet nie podniosła wzroku znad telefonu.
— Mamo, przecież mówiłam ci tydzień temu, że jedziemy tylko z Tomkiem i dziećmi. To taki szybki wypad nad morze — rzuciła obojętnie.
— Ale ja też bym chciała… — zaczęłam, lecz przerwał mi syn, Paweł, który właśnie wszedł do kuchni.
— Mamo, przecież ty nie lubisz tłoku i hałasu. Poza tym, to tylko na trzy dni. Odpoczniesz sobie w domu — powiedział z uśmiechem, jakby robił mi przysługę.
Zostałam sama. Słyszałam jeszcze śmiechy wnuków na schodach, trzask drzwi samochodu i odjeżdżający silnik. Potem zapadła cisza. Ta sama cisza, która od lat wypełniała mój dom po śmierci męża. Myślałam wtedy, że dzieci będą mnie odwiedzać częściej, że będziemy razem spędzać czas. Ale życie potoczyło się inaczej.
Pamiętam, jak kiedyś planowaliśmy wspólne wyjazdy. Mazury, Bieszczady, nawet zwykły piknik pod Warszawą. Było gwarno, śmiesznie, czasem chaotycznie, ale zawsze razem. Teraz moje miejsce przy stole jest puste. Nawet w święta czuję się jak gość we własnym domu.
Próbowałam rozmawiać z Martą. Kiedyś zaprosiłam ją na kawę do mojej ulubionej cukierni.
— Marto, czy coś się stało? Czy zrobiłam coś nie tak? — zapytałam cicho.
Spojrzała na mnie z lekkim zniecierpliwieniem.
— Mamo, nie przesadzaj. Po prostu mamy swoje życie. Ty też powinnaś znaleźć sobie jakieś hobby albo koleżanki. Nie możesz ciągle wisieć na nas — odpowiedziała.
Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać. Przecież całe życie poświęciłam rodzinie. Odkładałam swoje marzenia na później, żeby dzieci miały wszystko, czego potrzebują. Teraz zostałam z pustymi rękami i sercem pełnym tęsknoty.
Wieczorami siadam przy oknie i patrzę na światła miasta. Czasem dzwoni telefon — sąsiadka pyta o przepis na szarlotkę albo koleżanka z dawnych lat zaprasza na spacer. Ale to nie to samo. Chciałabym znów poczuć się potrzebna swoim dzieciom.
Pewnego dnia zebrałam się na odwagę i napisałam do nich wiadomość:
„Kochani, bardzo bym chciała pojechać z Wami na wakacje. Tęsknię za wspólnym czasem i rozmowami. Czy moglibyśmy coś razem zaplanować?”
Odpowiedź przyszła dopiero po dwóch dniach.
Marta: „Mamo, zobaczymy jak będzie z pracą Tomka i szkołą dzieci. Może w sierpniu?”
Paweł: „Mamo, teraz mamy dużo spraw na głowie. Damy znać.”
Znowu wymówki. Znowu cisza.
Zaczęłam się zastanawiać: może rzeczywiście jestem dla nich ciężarem? Może powinnam przestać się narzucać? Ale przecież każda matka chce być częścią życia swoich dzieci.
Kilka tygodni później spotkałam sąsiadkę, panią Zofię.
— Pani Haniu, czemu pani taka smutna?
— Ach, wie pani… Dzieci wyjechały na wakacje beze mnie. Czuję się trochę samotna.
— Oj, proszę się nie martwić! Moje też rzadko dzwonią. Taka już nasza rola — westchnęła.
Czy naprawdę musimy się godzić na samotność? Czy to cena za ich dorosłość?
W końcu postanowiłam zrobić coś dla siebie. Zapisałam się na zajęcia jogi dla seniorów i zaczęłam chodzić na spotkania klubu książki w bibliotece. Poznałam kilka nowych osób, nawet polubiłam te ciche wieczory z książką i herbatą.
Ale kiedy wracam do pustego mieszkania i widzę zdjęcia dzieci na półce, serce ściska mi żal. Przeglądam ich profile w mediach społecznościowych — zdjęcia znad morza, uśmiechnięte twarze wnuków, wspólne obiady w restauracji. Beze mnie.
Czasem myślę: może powinnam była być bardziej stanowcza? Może za bardzo ich rozpieszczałam? A może to po prostu znak czasów — dzieci mają swoje życie i nie chcą już dzielić go z rodzicami?
Ostatnio Paweł zadzwonił:
— Mamo, może przyjedziesz do nas na weekend?
— Bardzo chętnie — odpowiedziałam szybko, zanim zdążył zmienić zdanie.
Spędziłam u nich dwa dni. Było miło, ale czułam się trochę jak gość — nie znałam już ich zwyczajów, rozmowy krążyły wokół spraw, których nie rozumiałam. Wróciłam do domu z mieszanymi uczuciami.
Czasem pytam siebie: czy naprawdę tak trudno jest znaleźć miejsce dla matki w dorosłym życiu dzieci? Czy to ja się zmieniłam, czy świat wokół mnie?
Może każda matka musi kiedyś pogodzić się z tym, że jej głos staje się coraz cichszy w rodzinnych planach? Ale czy to znaczy, że mamy przestać prosić o bliskość?
Czy Wy też czujecie czasem tę pustkę? Czy można ją czymś wypełnić?