Prawda o Ojcu: Rzeczywistość Nie Jest Tym, Czym Wydaje Się Być…

– Znowu o nim myślisz, prawda? – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Siedziałam przy stole, bawiąc się zimną już herbatą, patrząc w okno na szare, kwietniowe niebo nad Wrocławiem. Miałam trzydzieści lat, a wciąż czułam się jak ta siedmioletnia dziewczynka, która ostatni raz widziała ojca.

– Po co wracasz do tego tematu? – dodała mama z wyraźną irytacją. – On nas zostawił. Po prostu.

Zacisnęłam dłonie na kubku. Ile razy słyszałam tę samą historię? Ojciec zniknął bez słowa, zostawił nas same, wymazał z życia. Przez dwadzieścia lat nosiłam w sercu urazę, pielęgnowałam ją jak jedyną pamiątkę po nim. Ale coś we mnie pękało. Coraz częściej łapałam się na tym, że wspomnienia nie pasują do opowieści mamy. Jej wersja była zbyt prosta, zbyt wygodna.

Ostatnio znalazłam w szufladzie stare zdjęcia – ojciec trzyma mnie na rękach na tle Odry, oboje się śmiejemy. Był czuły, troskliwy… Nie pasował do obrazu zimnego egoisty, który miałby nas porzucić. Zaczęłam zadawać pytania. Najpierw babci, potem sąsiadce z parteru, pani Halinie. Każda odpowiedź była inna, każda pełna niedopowiedzeń.

Pewnego wieczoru, gdy mama spała, przeszukałam jej szafkę nocną. Znalazłam listy – stare, pożółkłe koperty zaadresowane do niej od ojca. Drżącymi rękami otworzyłam jeden z nich.

„Kochana Aniu,
Nie wiem, czy kiedykolwiek mi wybaczysz. Nie mogę wrócić do domu, bo grożą mi poważne konsekwencje… Wiem, że Ola mnie potrzebuje…”

Serce waliło mi jak oszalałe. Przecież mama mówiła, że ojciec nie dawał znaku życia! Przeczytałam wszystkie listy tej nocy. Ojciec pisał o problemach w pracy, o szantażu, o tym, że ktoś mu groził. Pisał też o miłości do mnie i o tęsknocie.

Rano skonfrontowałam mamę z listami. Najpierw zaprzeczała, potem płakała. – Chciałam cię chronić – tłumaczyła się przez łzy. – Bałam się, że jeśli poznasz prawdę, będziesz chciała go szukać…

– Ale dlaczego? – krzyczałam. – Dlaczego przez tyle lat karmiłaś mnie kłamstwem?

Mama nie potrafiła odpowiedzieć. Widziałam w jej oczach strach i wstyd.

Przez kolejne dni nie mogłam spać. W głowie kłębiły się pytania: Gdzie jest ojciec? Czy żyje? Czy mnie pamięta? Postanowiłam go odnaleźć.

Zaczęłam od adresu nadawcy na jednym z listów – małe miasteczko pod Poznaniem. Pojechałam tam bez słowa do mamy. Siedząc w pociągu, czułam się jak bohaterka taniego filmu – z walizką pełną nadziei i lęku.

Na miejscu długo błąkałam się po ulicach, pytając ludzi o nazwisko mojego ojca – Marek Nowakowski. W końcu trafiłam na starszego pana pod sklepem spożywczym.

– Marek? Tak, mieszkał tu kiedyś… Ale wyjechał kilka lat temu do Niemiec za pracą – powiedział mężczyzna.

Poczułam rozczarowanie i ulgę jednocześnie. Przynajmniej wiedziałam już więcej niż przez całe życie.

Po powrocie do Wrocławia zaczęłam szukać dalej – przez internet, portale społecznościowe, fora dla Polaków za granicą. Po kilku tygodniach dostałam wiadomość od kobiety z Dortmundu:

„Znam Marka Nowakowskiego. Pracuje w naszej firmie od lat. Jest bardzo zamknięty w sobie…”

Serce mi zamarło. Napisałam do niej prośbę o kontakt z ojcem. Czekałam kilka dni na odpowiedź.

W końcu dostałam e-maila od niego:

„Olu,
Nie wiem, czy mam prawo się odezwać po tylu latach… Przepraszam za wszystko. Jeśli chcesz się spotkać – przyjadę do Polski. Twój tata.”

Płakałam jak dziecko nad tymi słowami.

Spotkaliśmy się miesiąc później w małej kawiarni przy rynku we Wrocławiu. Ojciec postarzał się, miał siwe włosy i zmęczone oczy. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu.

– Przepraszam – wyszeptał pierwszy.

– Dlaczego nie walczyłeś o mnie? – zapytałam cicho.

Opowiedział mi wszystko: o problemach w pracy, o szantażu ze strony byłego wspólnika, o groźbach wobec naszej rodziny. O tym, jak próbował wrócić, ale mama nie pozwoliła mu się zbliżyć.

– Pisałem listy…

– Nigdy ich nie dostałam – przerwałam mu ze ściśniętym gardłem.

Rozmawialiśmy godzinami. O dzieciństwie, o moich studiach, o jego samotności za granicą. Czułam żal do mamy i do niego jednocześnie – za stracone lata, za milczenie.

Po spotkaniu długo nie mogłam dojść do siebie. Mama płakała przez kilka dni, gdy dowiedziała się o naszym spotkaniu.

– Bałam się cię stracić – tłumaczyła się drżącym głosem.

– Ale już mnie straciłaś na te wszystkie lata…

Dziś próbuję odbudować relację z ojcem i wybaczyć mamie. To trudne – rana jest głęboka i świeża. Czasem zastanawiam się: ile jeszcze rodzin żyje w podobnym kłamstwie? Ile dzieci nosi w sercu żal do niewłaściwej osoby?

Czy można naprawdę przebaczyć i zacząć od nowa? Czy prawda zawsze jest lepsza od wygodnego kłamstwa? Może ktoś z was zna odpowiedź…