Północny telefon: Jak jedna noc z teściową zmieniła moje życie

– Michał, wstawaj! – głos mojej teściowej przeszył ciszę nocy jak nóż. – Musisz natychmiast przyjechać.

Otworzyłem oczy, zdezorientowany. Była 00:37. Telefon dzwonił nieprzerwanie, a ja czułem, jak serce wali mi w piersi. Obok spała moja żona, Ania, wtulona w naszą półroczną córeczkę, Zosię. W słuchawce słyszałem łamiący się głos pani Haliny – teściowej, której obecność w naszym życiu była jak nieustanny cień.

– Co się stało? – zapytałem szeptem, żeby nie obudzić Ani.

– Twój teść znowu pił. Tym razem przesadził. Boję się… Przyjedź, proszę. Nie wiem, co robić.

Zamknąłem oczy na sekundę, próbując zebrać myśli. To nie był pierwszy raz. Teść, pan Marian, od lat walczył z alkoholem, a raczej – nie walczył wcale. Każda taka noc kończyła się awanturą, płaczem i milczeniem przez kolejne tygodnie.

– Aniu, muszę jechać do twojej mamy – szepnąłem żonie do ucha. – Zostaniesz z Zosią?

Otworzyła oczy i spojrzała na mnie z lękiem.

– Michał… Nie zostawiaj mnie samej. Boję się o mamę. Weź Zosię ze sobą, proszę. Ja… ja nie dam rady.

Nie miałem wyboru. Wziąłem śpiącą Zosię na ręce, okryłem ją kocykiem i wyszedłem na zimny, deszczowy parking. Samochód odpalił za trzecim razem. Całą drogę powtarzałem sobie: „To tylko jedna noc. Pomogę im i wrócę do domu”.

Kiedy dotarłem pod blok teściów na warszawskim Bródnie, deszcz lał już jak z cebra. Wbiegłem na czwarte piętro z dzieckiem na rękach. Drzwi były uchylone. W środku panował chaos: rozbite szkło na podłodze, przewrócony fotel, a w kącie siedziała pani Halina, trzęsąc się ze strachu.

– Michał… On jest w kuchni. Krzyczy…

Zosia zaczęła płakać. Przytuliłem ją mocniej i wszedłem do kuchni. Pan Marian stał przy stole, czerwony na twarzy, z butelką wódki w ręku.

– O! Zięć przyszedł ratować sytuację! – wykrzyczał z pogardą.

– Panie Marianie, proszę się uspokoić. Jest tu dziecko – powiedziałem spokojnie.

– Dziecko?! A gdzie byłaś, Halina, jak ja potrzebowałem rodziny?!

Zosia płakała coraz głośniej. Teściowa próbowała go uspokoić, ale on tylko machnął ręką i rzucił butelką o ścianę.

– Dość! – krzyknąłem. – Dzwonię na policję.

Nie wiem, skąd znalazłem w sobie tyle odwagi. Może to był strach o Zosię? Może gniew? Wybrałem numer 112 i powiedziałem wszystko dyspozytorce.

Policja przyjechała po dziesięciu minutach. Pan Marian próbował się wyrywać, krzyczał na mnie i na Halinę, groził sądem i „rozprawieniem się” ze mną. Policjanci zabrali go do radiowozu.

Zostałem z teściową i Zosią w pustym mieszkaniu. Pani Halina płakała bezgłośnie.

– Przepraszam cię, Michał… Nie chciałam cię w to mieszać…

– Mamo… – powiedziałem cicho (po raz pierwszy zwróciłem się do niej „mamo”). – Nie mogłem inaczej.

Siedzieliśmy tak do rana. Zosia zasnęła mi na ramieniu, a ja patrzyłem przez okno na rozświetlone światłami radiowozów podwórko. Czułem się jak bohater taniego dramatu rodzinnego z telewizji publicznej.

Rano zadzwoniła Ania.

– Michał? Co tam się stało? Mama napisała mi tylko „wszystko dobrze”.

Opowiedziałem jej wszystko. Słyszałem w jej głosie ulgę i smutek jednocześnie.

– Dziękuję ci… Ale co teraz będzie?

Nie wiedziałem. Teść wrócił po dwóch dniach z izby wytrzeźwień. Przez tydzień nie odzywał się do nikogo. Potem przyszedł do nas do domu.

– Michał… – zaczął niepewnie. – Przepraszam za tamtą noc.

Patrzyliśmy na siebie długo w milczeniu.

– Panie Marianie… Ja też przepraszam, że musiałem zadzwonić po policję. Ale bałem się o rodzinę.

Westchnął ciężko.

– Może to był znak… Może czas coś zmienić.

Nie wierzyłem mu wtedy. Przez lata słyszałem już podobne obietnice. Ale tym razem coś się zmieniło – zaczął chodzić na terapię AA, przestał pić (przynajmniej oficjalnie), a relacje w rodzinie powoli zaczęły się odbudowywać.

Ale tamta noc zostawiła we mnie ślad. Strach przed powtórką, poczucie odpowiedzialności za innych i pytanie: gdzie są granice pomocy? Czy można uratować kogoś przed nim samym?

Czasem patrzę na Zosię i myślę: czy uda mi się uchronić ją przed błędami naszych rodziców? Czy rodzina to zawsze siła – czy czasem też przekleństwo?

A wy? Jak daleko byście się posunęli dla swoich bliskich? Czy każda rodzina zasługuje na drugą szansę?