Podniosłam telefon przyjaciółki i usłyszałam głos mojego męża

— Agata, zostawiłaś czajnik na gazie! — krzyknęłam z kuchni, czując jak w powietrzu unosi się zapach przypalonej wody. Był piątkowy wieczór, a ja zamiast wracać do domu po pracy, spontanicznie wpadłam do mojej najlepszej przyjaciółki. Agata mieszkała sama od rozwodu z Pawłem. Ostatni rok był dla niej ciężki, a ja starałam się być przy niej tak często, jak tylko mogłam.

— Dzięki, Marta! — odpowiedziała z łazienki. — Zaraz wracam!

W tym czasie jej telefon zaczął wibrować na stole. Ekran rozświetlił się imieniem „Nieznany”. Zwykle nie odbieram cudzych telefonów, ale Agata ostatnio miała kilka nieprzyjemnych sytuacji z byłym mężem, więc pomyślałam, że może to coś ważnego. Odebrałam.

— Halo? — powiedziałam niepewnie.

Po drugiej stronie usłyszałam głos, który znałam lepiej niż własny. — Cześć, kochanie. Już tęsknię. Kiedy znowu się zobaczymy?

Zamarłam. To był głos mojego męża, Michała. Przez chwilę miałam wrażenie, że śnię. Może to jakiś żart? Może się przesłyszałam? Ale nie — ten ton, to czułe „kochanie”, to był on.

— Michał? — szepnęłam, czując jak serce wali mi jak młotem.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Potem szybkie rozłączenie.

Agata weszła do kuchni z ręcznikiem na głowie i zobaczyła moją bladą twarz. — Co się stało?

Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Po prostu podałam jej telefon i patrzyłam na nią pytająco. W jej oczach pojawił się strach. Przez chwilę milczałyśmy, a potem Agata spuściła wzrok.

— Marta… Ja… To nie tak, jak myślisz…

— To jak? — przerwałam jej ostrym szeptem. — Mój mąż dzwoni do ciebie i mówi ci „kochanie”? Od kiedy?

Agata zaczęła płakać. — To zaczęło się przypadkiem… Po twoich urodzinach… Byłam wtedy taka samotna… On też narzekał na wasze kłótnie…

Czułam, jak świat usuwa mi się spod nóg. Przez chwilę miałam ochotę rzucić czymś o ścianę, ale tylko zacisnęłam pięści tak mocno, że aż zabolało.

— Ile to trwa? — zapytałam przez zaciśnięte zęby.

— Pół roku… Przepraszam… Marta, ja naprawdę nie chciałam cię skrzywdzić…

Nie słuchałam już jej tłumaczeń. Wybiegłam z mieszkania, zostawiając za sobą płacz Agaty i własne łzy. Na klatce schodowej zadzwoniłam do Michała.

— Słucham? — odezwał się spokojnie.

— Wiem o wszystkim — powiedziałam zimno. — Nie wracaj dziś do domu.

Rozłączyłam się i poczułam, że brakuje mi powietrza. Przez całą drogę do domu płakałam za kierownicą. W głowie kłębiły mi się obrazy: nasze wspólne święta, urodziny syna, wieczory przed telewizorem… Wszystko nagle wydało mi się kłamstwem.

W domu panowała cisza. Syn spał u babci, więc mogłam pozwolić sobie na bezgłośny krzyk rozpaczy. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, analizując każdy szczegół ostatnich miesięcy: spóźnienia Michała, jego nagłe wyjazdy służbowe, tajemnicze wiadomości na Messengerze.

Następnego dnia zadzwoniła moja mama.

— Martuś, wszystko w porządku? Brzmisz jakoś dziwnie.

Chciałam jej powiedzieć prawdę, ale nie mogłam wydusić z siebie słowa. W końcu tylko mruknęłam coś o zmęczeniu i rozłączyłam się.

Wieczorem Michał przyszedł do domu mimo mojej prośby. Stał w progu z podkrążonymi oczami.

— Marta… Musimy porozmawiać.

— Nie mam ci nic do powiedzenia — odpowiedziałam lodowato.

Usiadł naprzeciwko mnie przy stole.

— Wiem, że to niewybaczalne… Ale poczułem się samotny… Ty ciągle byłaś zajęta pracą, Agata była blisko… To po prostu się stało…

— Po prostu się stało? — przerwałam mu z goryczą. — Zdradziłeś mnie z moją najlepszą przyjaciółką! Jak mam ci zaufać? Jak mam spojrzeć na siebie w lustrze?

Michał spuścił głowę. — Nie wiem… Przepraszam…

Wtedy poczułam coś dziwnego: pustkę zamiast gniewu. Jakby ktoś wyciągnął ze mnie wszystkie emocje.

Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Syn wrócił od babci i pytał, dlaczego tata śpi na kanapie. Nie umiałam mu odpowiedzieć.

Agata próbowała się ze mną kontaktować, pisała długie wiadomości pełne przeprosin i wyjaśnień. Nie byłam gotowa jej wybaczyć ani nawet wysłuchać.

W pracy wszyscy pytali o moje samopoczucie. Uśmiechałam się sztucznie i mówiłam: „Wszystko dobrze”. Ale w środku czułam się jak wrak człowieka.

Minęły tygodnie. Michał wyprowadził się do wynajmowanego mieszkania. Syn płakał po nocach i pytał, kiedy tata wróci do domu. Ja sama nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć.

Któregoś wieczoru usiadłam przy oknie z kubkiem herbaty i spojrzałam na rozświetlone okna sąsiadów. Zastanawiałam się: czy można jeszcze komuś zaufać? Czy po takim zdradzie można odbudować swoje życie?

Może to wszystko było potrzebne, żebym w końcu zaczęła myśleć o sobie? Może czasem trzeba stracić wszystko, żeby odnaleźć siebie na nowo?

Czy wy bylibyście w stanie wybaczyć taką zdradę? A może lepiej zamknąć ten rozdział raz na zawsze?