Po ślubie zrozumiałam, że mój mąż słucha tylko swojej matki: żałuję, że pozwoliłam im sobą rządzić

— Nie rozumiem, dlaczego znowu musimy pytać twoją mamę o zgodę — powiedziałam cicho, patrząc na Adama, który nerwowo bawił się obrączką na palcu. Siedzieliśmy przy kuchennym stole w mieszkaniu jego matki, pani Haliny. To miało być tylko na chwilę, „dopóki nie odłożymy na własne”, jak powtarzał Adam. Ale minęły już trzy miesiące od ślubu, a ja czułam się coraz bardziej jak gość we własnym życiu.

Pani Halina weszła do kuchni bez pukania. — Adamku, pamiętaj, żeby nie zapomnieć o moich lekach na jutro. I nie zapomnij też, że w sobotę przyjeżdża ciocia Zosia, więc nie planujcie żadnych wyjazdów — rzuciła tonem nieznoszącym sprzeciwu. Spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem, który miał być uprzejmy, ale czułam w nim nutę wyższości.

Adam tylko skinął głową. — Oczywiście, mamo.

Zacisnęłam dłonie na filiżance. Chciałam powiedzieć coś więcej, zaprotestować, ale wiedziałam, że Adam zaraz zacznie mnie uciszać: „Daj spokój, ona chce dobrze”. Ile razy już to słyszałam? Ile razy tłumaczył jej zachowanie troską?

Kiedyś myślałam, że miłość wystarczy. Poznaliśmy się na studiach w Krakowie. Adam był cichy, spokojny, zawsze gotowy pomóc. Wydawało mi się, że właśnie tego szukałam — stabilności i bezpieczeństwa. Moja mama ostrzegała mnie: „Pamiętaj, że z rodziną się żenisz”. Śmiałam się wtedy z tego powiedzenia.

Po ślubie wszystko zaczęło się zmieniać. Pani Halina nalegała, żebyśmy zamieszkali u niej. „Będzie wam łatwiej na początku”, mówiła. Miałam swoje mieszkanie na Podgórzu, ale Adam przekonał mnie: „Mama jest sama po śmierci taty. To tylko na chwilę”.

Pierwsze tygodnie były nawet znośne. Pani Halina gotowała obiady, czasem nawet zostawiała nam trochę prywatności. Ale szybko zaczęła wtrącać się we wszystko: co jemy na śniadanie, kiedy wychodzimy z domu, jak urządzamy nasz pokój. Kiedy zaproponowałam Adamowi wspólny weekend nad jeziorem, usłyszałam: „Mama będzie wtedy sama. Może innym razem?”

Zaczęłam czuć się jak intruz. Moje rzeczy były upychane do szafy w gościnnym pokoju. Nawet nasza pościel musiała być taka, jaką wybrała pani Halina — „bo ta jest najlepsza”. Kiedy próbowałam rozmawiać z Adamem o własnym mieszkaniu, unikał tematu.

— Nie przesadzaj — mówił. — Mama naprawdę chce dobrze.

Ale ja widziałam coś innego. Widziałam kobietę, która nie potrafi oddać kontroli nad synem. Która codziennie przypominała mi, że to ona tu rządzi.

Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez uchylone drzwi.

— Adamku, nie pozwól jej decydować o wszystkim — mówiła pani Halina szeptem. — Ty wiesz najlepiej, co dla was dobre.

Adam milczał przez chwilę.

— Mamo, ona też ma prawo do swojego zdania.

— Ale ty jesteś głową rodziny! — podniosła głos. — Nie możesz pozwolić, żeby kobieta tobą rządziła!

Poczułam łzy napływające do oczu. Czy naprawdę tak mnie postrzegała? Jako zagrożenie dla jej pozycji?

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Adamem szczerze.

— Musimy coś zmienić — powiedziałam stanowczo. — Nie mogę dłużej żyć pod jednym dachem z twoją mamą.

Adam spuścił wzrok.

— To nie jest takie proste…

— Dlaczego? Przecież mamy moje mieszkanie! Możemy zacząć od nowa!

— Mama sobie nie poradzi sama…

— A ja? Ja też jestem twoją rodziną! — głos mi się załamał.

Adam milczał długo. W końcu wyszedł z pokoju bez słowa.

Wieczorem pani Halina przyszła do mnie z herbatą.

— Wiem, że ci ciężko — powiedziała łagodnie. — Ale Adam zawsze był moim oczkiem w głowie. On potrzebuje mojej opieki.

— On potrzebuje też własnego życia — odpowiedziałam cicho.

Spojrzała na mnie twardo.

— Może kiedyś to zrozumiesz.

Zaczęłam coraz częściej wychodzić z domu. Spotykałam się z koleżankami z pracy, wracałam późno. Adam tego nie komentował. Coraz częściej czułam się samotna w tym małżeństwie.

W końcu zebrałam się na odwagę i spakowałam kilka rzeczy.

— Wyprowadzam się do siebie — powiedziałam Adamowi pewnego ranka. — Potrzebuję przestrzeni do życia i oddychania.

Patrzył na mnie długo bez słowa.

— I co teraz? — zapytał cicho.

— Teraz ty musisz zdecydować, czego chcesz od życia — odpowiedziałam drżącym głosem.

Minęły dwa tygodnie odkąd wróciłam do swojego mieszkania. Adam dzwonił kilka razy, ale rozmowy były krótkie i pełne napięcia. Pani Halina przysłała mi nawet SMS-a: „Mam nadzieję, że przemyślisz swoje zachowanie”.

Czasem zastanawiam się, czy mogłam coś zrobić inaczej. Czy powinnam była walczyć mocniej o swoje miejsce? A może po prostu nie da się wygrać z kimś, kto nie chce dorosnąć?

Czy naprawdę warto poświęcać siebie dla czyjegoś komfortu? Ile jeszcze kobiet pozwala innym decydować o swoim życiu? Może czas przestać żyć cudzymi oczekiwaniami i zacząć słuchać siebie?