Płomień wspomnień: Historia ocalenia i zdrady

– Dlaczego nie możesz po prostu zapomnieć? – głos mojej matki drżał, jakby sama nie była pewna, czy chce znać odpowiedź.

Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na jej zaciśnięte dłonie. Zapach kawy mieszał się z wonią spalenizny, która – choć minęło już ponad dwadzieścia lat – wciąż wracała do mnie w snach. Wtedy, tamtej nocy, miałam dziewięć lat. To była moja siostra, Ania, która wyciągnęła mnie z płonącego pokoju. Od tamtej pory świętowałyśmy moje urodziny dwa razy w roku: raz w dniu narodzin, drugi raz w rocznicę ocalenia. Tylko my dwie rozumiałyśmy, jak bardzo ten dzień nas zmienił.

Ale dziś nie chodziło o przeszłość. Dziś chodziło o coś innego. O spotkanie, które miało się odbyć za kilka godzin. O telefon od Marka – męża Ani.

– Chciałbym się z tobą spotkać, Marto. Sam na sam. – Jego głos był spokojny, ale wyczułam w nim napięcie.

– O co chodzi? – zapytałam od razu, bo nigdy wcześniej nie dzwonił do mnie bez powodu.

– To ważne. Proszę, nie mów Ani.

Zgodziłam się, choć serce waliło mi jak oszalałe. Przez cały dzień nie mogłam się skupić na pracy. W biurze patrzyłam w ekran komputera, ale widziałam tylko płomienie i twarz Ani, która krzyczała moje imię tamtej nocy.

Wieczorem spotkaliśmy się w małej kawiarni na Mokotowie. Marek był spięty, bawił się filiżanką espresso, nie patrząc mi w oczy.

– Co się dzieje? – zapytałam cicho.

– Marta… – zawahał się. – Wiem, że to dziwne, ale muszę ci coś powiedzieć. Coś, czego Ania nie może się dowiedzieć.

Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę wyjść, zostawić go z tymi słowami. Ale zostałam.

– Słucham.

– Mam kłopoty w firmie. Duże kłopoty. Potrzebuję pieniędzy… dużo pieniędzy. – Spojrzał na mnie błagalnie. – Wiem, że dostałaś odszkodowanie po pożarze. Proszę cię… pożycz mi te pieniądze. To tylko na chwilę.

Poczułam, jak robi mi się słabo. Odszkodowanie było jedynym zabezpieczeniem mojego życia. Przez lata oszczędzałam każdy grosz, bo wiedziałam, że nigdy nie będę mogła liczyć na nikogo poza sobą i Anią.

– Dlaczego nie powiesz Ani? – zapytałam ostrożnie.

– Bo ona by tego nie zrozumiała. Ona… ona myśli, że wszystko jest w porządku.

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie głos Marka i widząc twarz Ani – tej samej Ani, która oddała dla mnie wszystko tamtej nocy.

Następnego dnia zadzwoniła Ania.

– Coś się dzieje? – zapytała od razu. – Marek jest dziwny od kilku dni.

Zawahałam się. Kłamać? Powiedzieć prawdę?

– Nie wiem… może ma dużo pracy? – wymamrotałam.

Czułam się podle. Zawsze byłyśmy ze sobą szczere. Ale teraz miałam poczucie, że zdradzam ją w najgorszy możliwy sposób.

Przez kolejne dni Marek dzwonił coraz częściej. Błagał mnie o pomoc, obiecywał zwrot pieniędzy z odsetkami. W końcu zgodziłam się spotkać z nim jeszcze raz.

Tym razem był bardziej zdesperowany.

– Marta, jeśli mi nie pomożesz… stracę wszystko. Dom, firmę… Ania nigdy mi tego nie wybaczy.

Patrzyłam na niego i widziałam człowieka na skraju załamania. Ale widziałam też siebie – dziewczynkę zamkniętą w płonącym pokoju, czekającą na ratunek.

– Dobrze – powiedziałam cicho. – Pożyczę ci te pieniądze. Ale jeśli okłamiesz Anię… jeśli ją skrzywdzisz…

– Nie skrzywdzę! Przysięgam!

Przelałam mu pieniądze następnego dnia. Przez kilka tygodni żyłam w napięciu, czekając na znak, że wszystko wraca do normy. Ale nic takiego się nie wydarzyło.

Ania zaczęła się oddalać. Coraz rzadziej dzwoniła, coraz częściej odwoływała nasze spotkania. Czułam, że coś jest nie tak.

Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie zapłakana.

– Marta… Marek mnie zdradził. Z jakąś kobietą z pracy…

Zamarłam. Nie wiedziałam, co powiedzieć.

– Skąd wiesz?

– Znalazłam wiadomości na jego telefonie… I jeszcze te pieniądze! Zniknęły z naszego konta! On mówi, że to inwestycja… ale ja mu już nie wierzę!

Siedziałam w ciszy, czując jak serce rozdziera mi się na pół.

– Aniu… musisz wiedzieć coś jeszcze…

Opowiedziałam jej wszystko: o spotkaniach z Markiem, o prośbie o pieniądze, o moim strachu i lojalności wobec niej.

Po drugiej stronie słuchawki zapadła długa cisza.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – wyszeptała w końcu.

– Bałam się cię zranić…

– Ale zraniłaś mnie jeszcze bardziej.

Rozłączyła się bez słowa pożegnania.

Przez kolejne tygodnie żyłam jak w zawieszeniu. Ania nie odbierała telefonów, Marek zniknął z jej życia tak samo nagle, jak pojawiły się jego problemy finansowe i zdrady. Ja zostałam sama – bez pieniędzy i bez siostry.

W końcu napisała do mnie krótką wiadomość:

„Potrzebuję czasu.”

Minął rok zanim znów usiadłyśmy razem przy stole w kuchni naszej mamy. Tym razem to ja zaczęłam rozmowę:

– Przepraszam cię za wszystko…

Ania spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Wiem, że chciałaś dobrze. Ale czasem lepiej powiedzieć prawdę od razu… Nawet jeśli boli.

Siedziałyśmy długo w milczeniu. Potem Ania wyciągnęła rękę i ścisnęła moją dłoń.

– Może kiedyś znów będziemy sobie ufać tak jak kiedyś?

Nie odpowiedziałam. Bo czy można odbudować coś, co spaliło się już dwa razy?

Czasem patrzę na blizny na moich rękach i zastanawiam się: ile razy można ocaleć z tego samego pożaru? Czy lojalność wobec rodziny zawsze musi oznaczać zdradę siebie? A wy… co byście zrobili na moim miejscu?