Odwiedziny o dziesiątej rano: Co zobaczyłam w domu syna?

Zegar na klatce schodowej wybił dziesiątą, kiedy nacisnęłam dzwonek do mieszkania mojego syna. W dłoni ściskałam torbę z domowym ciastem, które upiekłam specjalnie dla wnuków. Przez chwilę zastanawiałam się, czy powinnam była zadzwonić wcześniej, ale przecież to tylko rodzina. Drzwi otworzył mi pięcioletni Staś, z rozczochranymi włosami i w piżamie. „Babciu!” – krzyknął radośnie, ale zaraz potem spojrzał na mnie nieco niepewnie. W tle słyszałam śmiech młodszego Jasia, który biegał po salonie z pluszowym misiem.

Weszłam do środka. W mieszkaniu panował lekki chaos – zabawki porozrzucane po podłodze, na stole niedojedzone śniadanie, a w powietrzu unosił się zapach kawy. Z kuchni nie dochodziły żadne odgłosy. Zajrzałam do sypialni – tam, pod kołdrą, spała jeszcze moja synowa, Magda. Przez chwilę stałam w progu, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Dzieci bawiły się same, syn w pracy, a ona spała! Poczułam narastającą złość.

– Magda! – powiedziałam głośniej niż zamierzałam. – Jest już dziesiąta!

Otworzyła oczy zdezorientowana, spojrzała na mnie i przez chwilę wyglądała na przestraszoną.

– Przepraszam… – wyszeptała cicho, próbując się podnieść. – Chłopcy obudzili się dziś bardzo wcześnie… Nie spałam prawie całą noc.

Nie odpowiedziałam od razu. W głowie kłębiły mi się myśli: jak można tak zaniedbywać dzieci? Przecież ja, kiedy mój syn był mały, zawsze byłam na nogach przed świtem. Gotowałam, sprzątałam, zajmowałam się domem i jeszcze pracowałam na pół etatu.

– Dzieci są głodne? – zapytałam chłodno.

– Zjadły już płatki… – odpowiedziała Magda, przecierając oczy. – Za chwilę zrobię im coś ciepłego.

Wyszłam z sypialni, zostawiając ją samą z jej zmęczeniem. Staś podszedł do mnie i przytulił się mocno.

– Babciu, pobawisz się z nami?

Uśmiechnęłam się do niego, choć w środku czułam rozgoryczenie. Usiadłam na dywanie i zaczęliśmy układać klocki. Magda po chwili wyszła z sypialni, ubrana w dres i z rozczochranymi włosami. Wyglądała na przytłoczoną.

– Może zrobię kawy? – zaproponowała nieśmiało.

– Nie trzeba – odpowiedziałam szorstko. – Przyjechałam zobaczyć, jak sobie radzicie.

Widziałam, jak jej twarz blednie. Przez chwilę panowała niezręczna cisza. Dzieci bawiły się dalej, nieświadome napięcia między nami.

– Mamo… – zaczęła cicho Magda. – Ja naprawdę się staram. Czasem po prostu nie daję rady.

Spojrzałam na nią surowo.

– Każda matka ma ciężko. Ale dzieci potrzebują porządku i opieki.

Magda spuściła głowę. W jej oczach zobaczyłam łzy.

– Wiem… Ale czasem czuję się taka samotna… Michał wraca późno z pracy, a ja cały dzień jestem sama z chłopcami. Oni mają tyle energii… Czasem nie mam siły nawet ugotować obiadu.

Poczułam ukłucie współczucia, ale zaraz je stłumiłam. Przecież ja też byłam kiedyś młodą matką i dawałam radę. Czy naprawdę tak bardzo się różnimy?

Po południu wrócił Michał. Był zmęczony po pracy, ale ucieszył się na mój widok.

– Cześć mamo! Co za niespodzianka! – uśmiechnął się szeroko.

– Michał, musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.

Usiedliśmy w kuchni. Magda zajęła się dziećmi w pokoju obok.

– Michał, twoja żona… Ona chyba sobie nie radzi. Dzieci bawią się same, a ona śpi do dziesiątej!

Michał westchnął ciężko.

– Mamo, Magda naprawdę robi wszystko, co może. Chłopcy są bardzo żywi, a ona praktycznie nie ma chwili dla siebie. Ja też widzę, że jest wykończona… Ale nie wiem już, jak jej pomóc.

Poczułam się bezradna. Przecież chciałam tylko dobrze dla mojej rodziny. Czy naprawdę bycie matką dziś jest trudniejsze niż kiedyś? Czy może to ja za dużo wymagam?

Wieczorem wróciłam do domu z ciężkim sercem. Całą noc nie mogłam zasnąć. W głowie wciąż miałam obraz zmęczonej Magdy i bawiących się samotnie wnuków. Może powinnam była okazać więcej zrozumienia? Może zamiast oceniać, powinnam zapytać: „Jak mogę ci pomóc?”

Czasem zastanawiam się: czy nasze oczekiwania wobec innych nie są czasem zbyt wygórowane? Czy potrafimy naprawdę zobaczyć drugiego człowieka i jego codzienną walkę? Co byście zrobili na moim miejscu?