Odszedłem od rodziny dla innej kobiety – decyzja, której nigdy sobie nie wybaczę

– Naprawdę chcesz to zrobić, Piotr? – głos Magdy drżał, a jej oczy były pełne łez. Stała w progu naszego mieszkania na warszawskim Mokotowie, trzymając w ręku kubek z herbatą. Nasza córka, Zosia, spała w swoim pokoju, nieświadoma burzy, która właśnie przetaczała się przez nasze życie.

Wtedy wydawało mi się, że nie mam wyboru. W głowie miałem tylko jedno imię: Julia. Julia była jak powiew świeżego powietrza w moim monotonnym życiu. Spotkałem ją w pracy – była nową menadżerką projektu, energiczną, pewną siebie, z tym błyskiem w oku, którego od dawna nie widziałem u Magdy. Zaczęło się niewinnie: wspólne kawy, żarty przy windzie, długie rozmowy po godzinach. Wkrótce nie mogłem przestać o niej myśleć.

Magda wyczuła zmianę szybciej niż ja sam. Przestałem wracać na czas do domu, coraz częściej byłem zamyślony, nieobecny przy kolacji. Pewnego wieczoru zapytała wprost:

– Piotr, czy ty mnie jeszcze kochasz?

Nie potrafiłem odpowiedzieć. Wtedy już wiedziałem, że moje serce jest gdzie indziej.

Kiedy powiedziałem Magdzie prawdę, jej świat się zawalił. Płakała całą noc. Ja siedziałem na kanapie i patrzyłem w ścianę, próbując przekonać samego siebie, że robię to dla własnego szczęścia. Przecież życie jest jedno, prawda? Czy nie mam prawa być szczęśliwy?

Wyprowadziłem się tydzień później. Zosia płakała i pytała, dlaczego tata nie wraca do domu. Magda próbowała zachować pozory normalności, ale widziałem w jej oczach ból i rozczarowanie. Zamieszkałem u Julii – jej mieszkanie na Żoliborzu wydawało się wtedy nowym początkiem.

Na początku było cudownie. Julia była inna niż Magda: spontaniczna, zabawna, pełna pasji. Każdy dzień był jak przygoda – wyjazdy za miasto, kolacje w modnych restauracjach, noce pełne namiętności. Przez chwilę uwierzyłem, że to właśnie tego mi brakowało przez całe lata małżeństwa.

Ale szybko zaczęły pojawiać się rysy na tym idealnym obrazie. Julia była zazdrosna o każdą wiadomość od Magdy – nawet jeśli dotyczyła tylko Zosi. Coraz częściej kłóciliśmy się o drobiazgi: o to, że za długo rozmawiam przez telefon z córką, o to, że nie chcę jeszcze mieć z nią dziecka. Czułem się rozdarty – z jednej strony chciałem być dobrym ojcem dla Zosi, z drugiej próbowałem budować nowe życie z Julią.

W pracy zaczęły się plotki. Koledzy patrzyli na mnie z ukosa – wiedzieli o moim romansie i odejściu od rodziny. Nawet szef zaczął traktować mnie inaczej. Czułem się coraz bardziej samotny.

Pewnego dnia odebrałem telefon od Magdy:

– Zosia ma występ w przedszkolu. Przyjdziesz?

Serce mi zamarło. Przez chwilę chciałem odmówić – Julia nie znosiła takich sytuacji – ale coś we mnie pękło. Pojechałem.

Zosia stała na scenie w białej sukience i śpiewała piosenkę o rodzinie. Kiedy zobaczyła mnie na widowni, uśmiechnęła się szeroko i pomachała ręką. Wtedy poczułem coś, czego nie czułem od miesięcy: tęsknotę za domem.

Po występie Magda podeszła do mnie z Zosią za rękę.

– Dziękuję, że przyszedłeś – powiedziała cicho.

Zosia rzuciła mi się na szyję:

– Tatusiu, wrócisz do domu?

Nie potrafiłem odpowiedzieć.

Wieczorem wróciłem do Julii. Była wściekła:

– Ile jeszcze będziesz żył przeszłością? To ja jestem teraz twoją rodziną!

Wtedy po raz pierwszy poczułem strach. Czy naprawdę zostawiłem wszystko dla kogoś, kto nie rozumie mojej miłości do własnego dziecka? Zacząłem coraz częściej myśleć o Magdzie i Zosi. Julia stawała się coraz bardziej wymagająca i zazdrosna. Nasze relacje zaczęły przypominać pole bitwy.

Któregoś dnia wróciłem do pustego mieszkania – Julia wyjechała bez słowa na kilka dni. Siedziałem sam przy stole i patrzyłem na zdjęcie Zosi na ekranie telefonu. Wtedy dotarło do mnie, jak bardzo wszystko zepsułem.

Próbowałem wrócić do Magdy. Błagałem ją o drugą szansę:

– Wiem, że cię zraniłem. Wiem, że zawiodłem Zosię… Ale kocham was i chcę naprawić to wszystko.

Magda patrzyła na mnie długo w milczeniu.

– Piotrze… Ja już nie potrafię ci zaufać. Muszę myśleć o Zosi i o sobie.

To był cios prosto w serce. Straciłem rodzinę przez własną głupotę i egoizm.

Dziś mieszkam sam w wynajmowanym mieszkaniu na Pradze. Widuję Zosię co drugi weekend. Magda powoli układa sobie życie na nowo – widuję ją czasem z innym mężczyzną i czuję ukłucie zazdrości oraz żalu.

Każdego wieczoru pytam siebie: czy naprawdę warto było niszczyć rodzinę dla chwilowego zauroczenia? Czy można naprawić to, co się tak bardzo zepsuło? Może ktoś z was zna odpowiedź…