Odszedł do „miłości życia”, a został sam: Jak Lena odnalazła prawdziwe szczęście
— Alina, pamiętasz, że obiecaliśmy sobie zawsze być wobec siebie szczerzy? Muszę ci powiedzieć prawdę: zakochałem się. W innej. Wybacz, ale odchodzę. To ta jedyna, z którą chciałbym się zestarzeć. Jest wyjątkowa, jest jak… kosmos. Te uczucia są prawdziwe, ogromne, jak wszechświat…
Gdy Krzysztof to mówił, jego oczy świeciły zachwytem, jakby oszalał. A ja stałam w kuchni, trzymając w ręku nóż do chleba, i czułam, jak świat rozdziera się na pół. Przez chwilę miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. Zamiast tego usiadłam na krześle i patrzyłam na niego — mojego męża od dwunastu lat, ojca naszej córki Leny.
— Krzysztof… — wyszeptałam tylko. — Jak możesz? Przecież mamy rodzinę…
On tylko spuścił wzrok. — Przepraszam, Alina. Próbowałem walczyć z tym uczuciem, ale nie potrafię. Nie chcę cię ranić dłużej kłamstwami.
Wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samą z ciszą, która dzwoniła w uszach głośniej niż najgorszy krzyk. Wtedy Lena weszła do domu ze szkoły. Miała dwanaście lat i od razu wyczuła napięcie.
— Mamo? Co się stało?
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Przytuliłam ją mocno, jakby ten uścisk mógł zatrzymać czas i ochronić nas przed tym wszystkim.
Przez kolejne dni Krzysztof pakował rzeczy. Lena nie rozumiała, dlaczego tata śpi na kanapie i dlaczego płaczę w nocy. W końcu usiedliśmy razem przy stole i powiedzieliśmy jej prawdę — oczywiście w wersji dla dzieci. Że tata musi odejść, bo tak będzie lepiej dla wszystkich.
Lena patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.
— Ale ja nie chcę, żeby tata odchodził! — krzyknęła i wybiegła do swojego pokoju.
Po jego wyprowadzce dom stał się pusty i cichy. Każdy kąt przypominał mi o nim: kubek po kawie, jego ulubiona książka na półce, nawet zapach w łazience. Przez pierwsze tygodnie żyłam jak automat — praca, zakupy, gotowanie, odrabianie lekcji z Leną. Wieczorami płakałam do poduszki, a Lena udawała, że śpi.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie moja mama.
— Alina, musisz się pozbierać. Dla Leny. Ona cię potrzebuje.
Wiedziałam o tym, ale nie miałam siły. Wszystko wydawało się bez sensu.
Minęły miesiące. Krzysztof coraz rzadziej dzwonił do Leny. Jego „miłość życia” okazała się mniej bajkowa niż myślał — słyszałam od wspólnych znajomych, że już nie mieszkają razem. Lena zamknęła się w sobie. Przestała rozmawiać ze mną o szkole, o koleżankach. Zaczęła mieć problemy z nauką.
Pewnego wieczoru usiadłam obok niej na łóżku.
— Lenka… wiem, że jest ci ciężko. Mnie też jest bardzo smutno. Ale jesteśmy razem i damy radę.
Spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
— Mamo… czy tata już nas nie kocha?
Serce mi pękło.
— Kochanie… Tata zawsze będzie cię kochał. Ale czasem dorośli robią głupie rzeczy i ranią tych, których kochają najbardziej.
Przytuliłyśmy się mocno i płakałyśmy razem.
Zaczęłam szukać pomocy — dla siebie i dla Leny. Poszłyśmy do psychologa rodzinnego. To była trudna decyzja, ale okazała się najlepszą z możliwych. Rozmawiałyśmy o wszystkim: o gniewie na tatę, o strachu przed przyszłością, o samotności.
W pracy też nie było łatwo. Szefowa patrzyła na mnie podejrzliwie — wiedziała o moich problemach rodzinnych i bała się, że nie dam rady z projektami. Koleżanki szeptały za plecami: „Biedna Alina…”, „Ciekawe, czy znajdzie sobie kogoś nowego?”.
Nie chciałam nikogo nowego. Chciałam tylko odzyskać siebie.
Z czasem zaczęłam dostrzegać małe rzeczy: śmiech Leny podczas oglądania bajek, zapach świeżo upieczonego chleba w niedzielny poranek, promienie słońca wpadające przez okno kuchni. Zaczęłyśmy z Leną chodzić na spacery po parku, jeździć rowerami nad Wisłę, piec razem ciasta.
Któregoś dnia Lena przyniosła mi laurkę: „Mamo, jesteś moim bohaterem”.
Poczułam wtedy coś nowego — dumę i wdzięczność za to, co mam.
Po roku Krzysztof zadzwonił niespodziewanie.
— Alina… czy moglibyśmy porozmawiać? Chciałbym zobaczyć Lenę.
Zgodziłam się — dla niej.
Spotkaliśmy się w kawiarni niedaleko naszego domu. Krzysztof wyglądał na zmęczonego i starszego niż pamiętałam.
— Przepraszam za wszystko — powiedział cicho. — Byłem głupi. Myślałem, że znajdę szczęście gdzie indziej… Ale straciłem wszystko.
Patrzyłam na niego spokojnie.
— Krzysztofie… ja już nie jestem tą samą osobą co kiedyś. Nauczyłam się żyć bez ciebie. I jestem szczęśliwa — naprawdę szczęśliwa — pierwszy raz od dawna.
Lena przytuliła go na pożegnanie i wróciłyśmy do domu razem.
Dziś wiem jedno: czasem trzeba stracić wszystko, żeby odnaleźć siebie na nowo. Może to właśnie samotność uczy nas najwięcej o miłości? Czy można wybaczyć komuś taką zdradę? A może najważniejsze jest to, by wybaczyć sobie i pozwolić sobie być szczęśliwym — mimo wszystko?