Nieufność Synowej i Cień Podejrzeń: Moja Walka o Prawdę i Rodzinę

– Pani Halino, proszę mi powiedzieć prawdę. Czy to pani zabrała te pieniądze z naszej sypialni? – głos Marty drżał, ale był stanowczy. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni starą, popękaną filiżankę po mojej mamie. Kawa już dawno wystygła, a ja czułam, jak serce wali mi w piersi.

– Marta, co ty mówisz? – wyszeptałam, nie dowierzając własnym uszom. – Jak możesz mnie o coś takiego podejrzewać?

Po drugiej stronie słyszałam tylko ciężki oddech. Przez chwilę miałam nadzieję, że się rozłączy, że to tylko jakiś żart. Ale nie. Ona naprawdę myślała, że mogłabym okraść własnego syna i jego żonę.

Tydzień wcześniej Paweł przyszedł do mnie wieczorem. Był roztrzęsiony, a ja od razu wiedziałam, że coś się dzieje. Usiadł przy stole i przez dłuższą chwilę milczał.

– Mamo… – zaczął w końcu cicho. – Z Martą jest coraz gorzej. Ona mi nie ufa. Ciągle mnie sprawdza, przegląda telefon, wypytuje o każdą minutę mojego dnia.

Patrzyłam na niego i widziałam tego małego chłopca, który kiedyś przychodził do mnie z rozbitym kolanem. Teraz był dorosłym mężczyzną, ale w oczach miał ten sam strach i bezradność.

– Może to tylko przejściowe… – próbowałam go pocieszyć. – Może jest zmęczona, może potrzebuje wsparcia.

– Mamo, ona mówi, że ją zdradzam! – wybuchł nagle. – A ja nawet nie mam kiedy! Praca, dom…

Przytuliłam go wtedy mocno. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Zawsze marzyłam o szczęściu mojego syna. Chciałam być dobrą teściową, nie wtrącać się za bardzo. Ale teraz czułam się bezradna.

A teraz Marta dzwoni i oskarża mnie o kradzież.

– Marta… – zebrałam się w sobie. – Od lat odkładam na nowy telefon. Mam ten stary model jeszcze po świętej pamięci Stefanie. Nawet nie wiem, jak się obsługuje te wasze smartfony! Jak mogłabym zabrać wam pieniądze?

– Bo tylko pani była wtedy w mieszkaniu! – przerwała mi gwałtownie. – Paweł mówił, że przyszła pani na kawę i potem zniknęło 500 złotych!

Poczułam się tak upokorzona, jak nigdy dotąd. Przez całe życie pracowałam uczciwie: najpierw w szkole jako nauczycielka polskiego, potem opiekowałam się wnukami. Nigdy nie przyszło mi do głowy, by kogokolwiek oszukać.

– Marta… jeśli myślisz, że jestem zdolna do czegoś takiego…

– Po prostu proszę powiedzieć prawdę – rzuciła zimno i się rozłączyła.

Stałam przez chwilę w ciszy. W głowie miałam mętlik. Czy naprawdę tak źle wychowałam syna? Czy naprawdę jestem dla nich tylko starą kobietą na utrzymaniu?

Wieczorem zadzwonił Paweł.

– Mamo… przepraszam cię za Martę. Ona jest ostatnio bardzo nerwowa…

– Synku – przerwałam mu łamiącym się głosem – czy ty też myślisz, że mogłabym was okraść?

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Nie wiem już nic, mamo – wyszeptał w końcu. – W domu jest piekło. Marta chodzi po domu jak furia, sprawdza wszystko po dziesięć razy… Ja już nie mam siły.

Poczułam łzy napływające do oczu. Chciałam mu pomóc, ale nie wiedziałam jak.

Następnego dnia poszłam do kościoła. Usiadłam w ławce i patrzyłam na figurę Matki Boskiej. Modliłam się o siłę i o to, by prawda wyszła na jaw.

W drodze powrotnej spotkałam sąsiadkę, panią Zofię.

– Halinko, co taka smutna? – zapytała zatroskana.

Opowiedziałam jej wszystko. O tym, jak Marta mnie oskarżyła, o problemach Pawła.

– Dziecko kochane… – pokręciła głową Zofia. – Teraz młodzi mają inne wartości. Wszystko chcą mieć od razu, a jak coś nie wychodzi, to szukają winnych wszędzie tylko nie u siebie.

Te słowa dźwięczały mi w uszach przez cały dzień.

Wieczorem zadzwoniła Marta.

– Chciałabym porozmawiać – powiedziała chłodno.

Przyszła do mnie z córką Hanią na rękach. Hania wtuliła się we mnie od razu.

– Proszę usiąść – wskazałam fotel.

Marta długo milczała.

– Przepraszam za wczoraj – powiedziała w końcu cicho. – Jestem zmęczona… Paweł mnie unika… Mam wrażenie, że wszyscy są przeciwko mnie.

Patrzyłam na nią i widziałam zagubioną dziewczynę, która kiedyś tak bardzo kochała mojego syna.

– Marta… ja cię nie okradłam. Nigdy bym tego nie zrobiła.

Z jej oczu popłynęły łzy.

– Wiem… tylko już sama nie wiem komu ufać…

Przytuliłam ją mocno. Przez chwilę obie płakałyśmy w milczeniu.

Kilka dni później okazało się, że pieniądze znalazły się za komodą w sypialni. Hania wrzuciła tam kopertę podczas zabawy.

Marta przyszła do mnie z kwiatami i ciastem drożdżowym.

– Halinko… przepraszam cię jeszcze raz. Nie powinnam była cię oskarżać…

Uśmiechnęłam się smutno.

– Najważniejsze, że prawda wyszła na jaw. Ale pamiętaj… rodzina to nie tylko wspólne mieszkanie i dzieci. To przede wszystkim zaufanie.

Od tamtej pory nasze relacje są inne. Jest więcej ostrożności w słowach i gestach. Paweł coraz częściej przychodzi do mnie sam; czasem rozmawiamy godzinami o dawnych czasach albo o tym, jak radzić sobie z codziennością.

Często zastanawiam się: czy można odbudować zaufanie po takich oskarżeniach? Czy rodzina naprawdę jest silniejsza od wszystkich burz?

A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć komuś taką niesprawiedliwość?