Niespodzianka, która cię nie zaskoczy: Dziennik Haliny Kowalskiej
— Mamo, tylko nie mów, że zapomniałaś! — pisnęła Jadwiga, wpadając do przedpokoju i zrzucając z ramion drogą torebkę. Jej głos odbił się echem od ścian naszego starego mieszkania na Pradze. — No mamo! Przecież mówiłam ci miesiąc temu!
Stałam przy lustrze, poprawiając siwe włosy. Moje dłonie lekko drżały, ale wzrok pozostawał spokojny. — O czym ty, Jaduś? — zapytałam, choć doskonale wiedziałam, że chodzi o jej urodziny. O ten dzień, który miał być wyjątkowy, a dla mnie był tylko kolejnym dniem pełnym obowiązków i wspomnień.
Jadwiga spojrzała na mnie z wyrzutem. — Mamo, dzisiaj jest piętnasty maja! Mówiłam ci o tej kolacji z moimi znajomymi. Miałaś być gotowa na osiemnastą. Chciałam cię przedstawić Tomkowi, pamiętasz?
Poczułam ukłucie w sercu. Oczywiście, że pamiętałam. Ale od tygodni nie mogłam zebrać się na odwagę, by wyjść z domu na dłużej niż do sklepu czy apteki. Odkąd twój ojciec odszedł, wszystko wydawało się trudniejsze. Nawet proste rzeczy, jak wyjście do ludzi.
— Jaduś, kochanie… — zaczęłam niepewnie. — Wiesz, że ostatnio nie czuję się najlepiej. Może innym razem?
Jadwiga westchnęła ciężko i przewróciła oczami. — Zawsze to samo! Zawsze coś ci przeszkadza. A ja chciałam tylko, żebyś była ze mną w ważnym dla mnie dniu.
Zamilkłyśmy na chwilę. W powietrzu zawisło napięcie. Słyszałam tykanie zegara i czułam ciężar niewypowiedzianych słów.
— Wiesz co? — powiedziała nagle Jadwiga, jej głos był cichy i drżący. — Czasem mam wrażenie, że wcale nie chcesz mnie poznać taką, jaką jestem teraz. Że zatrzymałaś się na tej małej dziewczynce z warkoczykami i różowym plecakiem.
Poczułam łzy pod powiekami. Chciałam jej powiedzieć, jak bardzo się myli. Jak bardzo ją kocham i jak bardzo się o nią boję. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
— Jaduś… Ja po prostu… — zaczęłam, ale ona już była przy drzwiach.
— Wiesz co? Zostawmy to. Idź spać albo oglądaj swoje seriale. Ja i tak pójdę sama.
Trzasnęły drzwi. Zostałam sama w przedpokoju, patrząc na jej porzuconą torebkę. Przez chwilę miałam ochotę pobiec za nią, zatrzymać ją, przytulić i powiedzieć wszystko to, czego nie potrafiłam powiedzieć przez ostatnie lata.
Usiadłam na krześle i zaczęłam płakać. Cicho, żeby sąsiedzi nie słyszeli. Przypomniałam sobie dzień jej narodzin — jak trzymałam ją pierwszy raz na rękach i obiecywałam sobie, że nigdy jej nie zawiodę.
Ale życie jest inne niż obietnice składane w szpitalnej sali.
Zawsze byłam tą silną. Po śmierci mojego ojca musiałam szybko dorosnąć. Potem wojna, potem praca w fabryce i opieka nad chorą matką. Kiedy urodziła się Jadwiga, wydawało mi się, że już nic mnie nie złamie.
A jednak… Z każdym rokiem coraz trudniej było mi okazywać uczucia. Zamiast przytulać — dawałam rady. Zamiast słuchać — poprawiałam błędy.
Jadwiga dorastała szybko. Zawsze była ambitna i uparta jak jej ojciec. Kiedy poszła na studia do Warszawy, czułam dumę i strach jednocześnie. Bałam się, że ją stracę.
Ostatnie lata były dla mnie trudne. Samotność po śmierci męża przygniotła mnie bardziej niż mogłam przypuszczać. Jadwiga dzwoniła coraz rzadziej, a ja coraz częściej udawałam przed nią, że wszystko jest w porządku.
Dziś miało być inaczej. Dziś miałam zrobić wyjątek i pójść z nią na tę kolację. Ale rano obudził mnie ból głowy i lęk przed ludźmi był silniejszy niż chęć zobaczenia jej szczęścia.
Wieczorem usiadłam przy kuchennym stole z kubkiem herbaty i starym dziennikiem. Otworzyłam go na czystej stronie i zaczęłam pisać:
„15 maja. Dziś znów zawiodłam Jadwigę. Nie wiem, czy kiedykolwiek mi wybaczy. Czy można cofnąć czas? Czy można naprawić relację matki i córki po tylu latach milczenia?”
Nagle usłyszałam dźwięk telefonu. Wiadomość od Jadwigi: „Mamo, wrócę późno. Nie czekaj na mnie.” Krótko i chłodno.
Siedziałam długo w ciszy, wsłuchując się w odgłosy miasta za oknem: tramwaje, śmiechy młodych ludzi wracających z imprez, szczekanie psa sąsiadów.
Przypomniało mi się dzieciństwo Jadwigi: jak biegała po podwórku z koleżankami, jak płakała po pierwszej kłótni z przyjaciółką, jak tuliła się do mnie po koszmarze sennym.
Kiedy to wszystko się zmieniło? Kiedy przestałyśmy być sobie bliskie?
Zadzwoniła sąsiadka z dołu — pani Zofia — pytając czy wszystko w porządku. Skłamałam: „Tak, wszystko dobrze.” Ale przecież nic nie było dobrze.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Myśli krążyły wokół Jadwigi i tego wszystkiego, czego jej nie powiedziałam: że jestem dumna z jej odwagi; że boję się o nią każdego dnia; że czasem czuję się stara i niepotrzebna; że chciałabym jeszcze raz zacząć wszystko od nowa.
Rano znalazłam pod drzwiami kartkę: „Mamo, przepraszam za wczoraj. Kocham cię.” Pismo Jadwigi było nerwowe i trochę rozmazane.
Usiadłam przy stole z tą kartką w dłoni i pomyślałam: ile jeszcze takich dni przed nami? Ile razy będziemy ranić się nawzajem tylko dlatego, że nie potrafimy mówić o tym co najważniejsze?
Może to właśnie jest największa niespodzianka życia — że najtrudniejsze rozmowy są tymi najbardziej potrzebnymi?
Czy kiedyś nauczymy się rozmawiać naprawdę? Czy wystarczy nam odwagi?