Nie wybrali mnie: Jak miłość do Jarka rozbiła się o oczekiwania jego rodziców
— Nie rozumiesz, Marto, to nie jest dziewczyna dla ciebie — głos pani Zofii, matki Jarka, odbijał się echem w mojej głowie jeszcze długo po tamtym wieczorze. Stałam w kuchni, ściskając w dłoniach kubek z herbatą, który drżał tak samo jak moje serce. Jarek patrzył na mnie bezradnie, jakby chciał coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mu w gardle.
To był pierwszy raz, kiedy odwiedziłam dom Jarka w podwarszawskim Piasecznie. Zawsze wyobrażałam sobie, że spotkanie z rodziną ukochanego będzie pełne ciepła i śmiechu. Tymczasem od progu poczułam chłód. Pani Zofia zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów, jakby oceniała każdy detal: moje tanie buty z bazaru, sukienkę po starszej siostrze, nawet sposób, w jaki ściskałam torebkę. Pan Andrzej był bardziej powściągliwy, ale jego milczenie mówiło wszystko.
— Skąd jesteś? — zapytała pani Zofia, nalewając sobie kawy.
— Z Radomia — odpowiedziałam cicho.
— Ach… — westchnęła znacząco. — U nas w rodzinie wszyscy są z Warszawy od pokoleń.
Jarek próbował rozładować napięcie żartem, ale atmosfera była już zatruta. Przez cały obiad słyszałam pytania o moją rodzinę, o to, gdzie pracują moi rodzice, czy mam rodzeństwo i jakie mam plany na przyszłość. Gdy powiedziałam, że marzę o własnej kawiarni i studiuję zarządzanie na wieczorowych, pani Zofia uniosła brwi.
— A nie lepiej byłoby znaleźć sobie stabilną pracę? — rzuciła z przekąsem.
Po powrocie do mieszkania Jarek objął mnie i szeptał: „Nie przejmuj się nimi. Kocham cię”. Chciałam mu wierzyć. Przez kolejne tygodnie robiłam wszystko, by udowodnić jego rodzicom, że jestem „wystarczająca”. Przynosiłam domowe ciasta na rodzinne spotkania, pomagałam w ogrodzie, śmiałam się z żartów pana Andrzeja. Ale zawsze czułam się jak intruzka.
Pewnego dnia Jarek zadzwonił do mnie późnym wieczorem.
— Musimy pogadać — powiedział cicho.
Spotkaliśmy się na ławce w parku. Był listopad, zimny wiatr smagał mi twarz.
— Rodzice… Oni nie chcą, żebym się z tobą spotykał — zaczął niepewnie. — Mówią, że zasługuję na kogoś „lepszego”, kto będzie pasował do naszej rodziny.
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Próbowałam żartować:
— Może kiedyś mnie polubią?
Ale Jarek spuścił wzrok.
— Oni są uparci. Grożą, że jeśli się nie posłucham… odetną mnie finansowo. Wiesz, że jeszcze studiuję i nie mam pracy…
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Czy naprawdę miałam przegrać z pieniędzmi i oczekiwaniami jego rodziców?
Przez kolejne tygodnie nasze spotkania stawały się coraz rzadsze. Jarek był spięty, zamyślony. Czułam, że oddala się ode mnie z każdym dniem. W końcu przestał odbierać telefony. Pisałam do niego wiadomości pełne tęsknoty i rozpaczy. Odpowiadał coraz krócej: „Przepraszam”, „Nie mogę teraz”, „Muszę przemyśleć”.
W Wigilię dostałam od niego SMS-a: „Przepraszam. Nie dam rady walczyć z nimi. To koniec”.
Siedziałam przy stole z moją rodziną i łzy kapały mi do barszczu. Mama próbowała mnie pocieszać:
— Jeszcze poznasz kogoś lepszego.
Ale ja wiedziałam, że straciłam coś więcej niż chłopaka. Straciłam wiarę w to, że miłość jest silniejsza niż uprzedzenia i pieniądze.
Minęły miesiące. Próbowałam ułożyć sobie życie na nowo. Skupiłam się na studiach i pracy w kawiarni. Czasem widywałam Jarka z daleka — szedł przez miasto z nową dziewczyną u boku. Blondynka w markowych ubraniach, śmiejąca się głośno z jego żartów. Bolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać.
Któregoś dnia spotkałam panią Zofię w sklepie spożywczym. Uśmiechnęła się do mnie chłodno.
— Mam nadzieję, że już sobie pani kogoś znalazła — powiedziała z udawaną troską.
Nie odpowiedziałam. Wyszłam ze sklepu i długo płakałam na ławce przed blokiem.
Dziś wiem, że nigdy nie byłam dla nich wystarczająca — nie dlatego, że czegoś mi brakowało, ale dlatego, że oni nigdy nie chcieli mnie poznać naprawdę. Ich świat był zamknięty na innych ludzi i inne marzenia.
Czasem zastanawiam się: czy gdybym była bogatsza albo miała inne nazwisko, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy naprawdę warto walczyć o miłość za wszelką cenę? A może czasem trzeba pozwolić odejść tym, którzy nie potrafią nas zaakceptować?
Może ktoś z was zna odpowiedź na te pytania?