„Nie jestem darmową opiekunką tylko dlatego, że jestem na macierzyńskim!” – Gdy rodzina staje przeciwko tobie

– Nie jestem darmową opiekunką tylko dlatego, że jestem na macierzyńskim! – wykrzyczałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. W pokoju zapadła cisza. Mąż spojrzał na mnie z niedowierzaniem, a teściowa ścisnęła usta w cienką linię. Wszyscy siedzieliśmy przy stole, talerze jeszcze pełne, a atmosfera gęsta jak barszcz na Wigilię.

To był zwykły niedzielny obiad u teściów w Piasecznie. Zawsze jeździliśmy tam całą rodziną: ja, mój mąż Tomek, nasz synek Staś i czasem jego siostra Anka z mężem i ich czteroletnią córką Zosią. Tego dnia Anka nie mogła przyjechać, bo miała dyżur w szpitalu. Teściowa już od rana dawała mi do zrozumienia, że „przydałoby się pomóc rodzinie”, a Tomek tylko przytakiwał.

– Magda, przecież ty jesteś teraz w domu, możesz popilnować Zosi, prawda? – zapytała teściowa, patrząc na mnie wyczekująco.

– Mamo, Magda i tak siedzi cały dzień z małym – dodał Tomek, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.

Poczułam, jak we mnie narasta bunt. Przecież jestem na macierzyńskim nie po to, żeby być darmową opiekunką dla całej rodziny! Mam własne dziecko, własne zmęczenie, własne potrzeby. Ale nikt tego nie widzi. Dla nich to oczywiste: kobieta w domu = kobieta dostępna dla wszystkich.

– Nie zgadzam się – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Mam swoje dziecko i swoje obowiązki. Nie dam rady zajmować się jeszcze Zosią.

Teściowa spojrzała na mnie z wyrzutem:

– Kiedyś kobiety nie narzekały tak jak teraz. Pomagały sobie nawzajem. Ty chyba nie rozumiesz, co znaczy być rodziną.

Tomek tylko westchnął i spojrzał w okno. Wiedziałam już wtedy, że to nie będzie zwykły obiad.

Po powrocie do domu atmosfera była lodowata. Tomek nie odzywał się do mnie przez cały wieczór. Staś płakał, bo ząbkował, a ja czułam się kompletnie sama. Przewijałam go jedną ręką, drugą ocierając łzy z policzka.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie Anka:

– Magda, słyszałam, że nie chciałaś pomóc mamie z Zosią. Wiesz, że ona jest już zmęczona? Ja naprawdę nie mam wyjścia…

– Anka, ja też jestem zmęczona! – przerwałam jej. – Mam niemowlaka i ledwo daję radę. Dlaczego wszyscy uważacie, że mogę wszystko?

– Bo zawsze byłaś tą silną – odpowiedziała cicho Anka. – Ale czasem warto pomóc…

Rozłączyłam się bez słowa. Czułam się winna i wściekła jednocześnie. Czy naprawdę bycie „silną” oznacza bycie wykorzystywaną?

Wieczorem Tomek wrócił późno z pracy. Siedziałam w kuchni przy zimnej herbacie.

– Magda… – zaczął niepewnie. – Może jednak mogłabyś pomóc Ance? Wiesz, mama jest już starsza…

– A ja? Ja się nie liczę? – zapytałam drżącym głosem. – Czy moje zmęczenie jest mniej ważne niż ich?

Tomek spuścił wzrok.

Przez kolejne dni czułam się jak wyrzutek. Teściowa przestała do mnie dzwonić, Anka pisała tylko krótkie SMS-y o pogodzie. Nawet sąsiadka zaczęła patrzeć na mnie jakoś dziwnie, jakby wiedziała o wszystkim.

W końcu przyszedł piątek. Tomek wrócił z pracy wcześniej niż zwykle.

– Magda, musimy pogadać – powiedział stanowczo.

Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy stole.

– Wiesz, mama jest bardzo rozczarowana twoją postawą – zaczął. – Mówi, że rodzina powinna się wspierać.

– A kto wspiera mnie? – zapytałam gorzko. – Od kiedy Staś się urodził, wszystko jest na mojej głowie. Ty pracujesz do późna, twoja mama oczekuje ode mnie cudów…

– Przesadzasz – przerwał mi Tomek. – Inne kobiety dają radę.

Poczułam jak coś we mnie pęka.

– Inne kobiety? Może powinieneś znaleźć sobie inną kobietę! – wykrzyczałam i wybiegłam z kuchni.

Zamknęłam się w łazience i płakałam długo. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę jestem taka zła? Czy powinnam poświęcić siebie dla innych?

Następnego dnia zadzwoniła moja mama.

– Córeczko, słyszałam od ciotki Marysi… Co tam się u was dzieje?

Opowiedziałam jej wszystko przez łzy.

– Magda, musisz postawić granice – powiedziała spokojnie mama. – Inaczej wszyscy będą cię wykorzystywać. Pamiętaj: twoje potrzeby są równie ważne jak innych.

Te słowa dodały mi otuchy. Postanowiłam porozmawiać z Tomkiem jeszcze raz.

Wieczorem usiedliśmy razem w salonie.

– Tomek, muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam spokojnie. – Kocham twoją rodzinę, ale nie mogę być wszystkim dla wszystkich. Potrzebuję wsparcia, nie kolejnych obowiązków.

Tomek milczał przez chwilę.

– Przepraszam – powiedział w końcu cicho. – Nie widziałem tego w ten sposób…

Przez następne dni sytuacja powoli zaczęła się poprawiać. Teściowa nadal była chłodna, ale Anka przysłała mi SMS-a: „Dziękuję za szczerość”. Tomek zaczął pomagać mi przy Stasiu wieczorami.

Ale rana pozostała. Często wracam myślami do tamtego obiadu i zastanawiam się: dlaczego tak trudno nam mówić o swoich potrzebach? Dlaczego kobieta w Polsce wciąż musi wybierać między sobą a rodziną?

Czy naprawdę bycie dobrą żoną i matką oznacza rezygnację z siebie? A może czas nauczyć się mówić „nie” bez poczucia winy?