Najlepsza przyjaciółka pomogła mi przy porodzie – wtedy odkryłam szokującą prawdę o własnym mężu

— Trzymaj mnie za rękę, proszę! — krzyknęła Kasia, ściskając moje palce tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Pot lał się jej po czole, a ja, stojąc obok łóżka porodowego w szpitalu na Inflanckiej, czułam się jak w środku burzy. Byłam jej najlepszą przyjaciółką od liceum, a teraz byłam też jej wsparciem podczas najważniejszego momentu życia. Mój mąż, Tomek, został w domu z naszym synkiem, bo nie chciał „przeszkadzać dziewczynom w babskich sprawach”.

— Oddychaj, Kasiu, już prawie! — powtarzałam, choć sama ledwo łapałam oddech z emocji. Po godzinach bólu i krzyków w końcu usłyszałyśmy pierwszy płacz. Lekarka położyła maleńką Zosię na piersi Kasi. Wzruszenie ścisnęło mi gardło. Byłam dumna z niej i z siebie – że mogłam być częścią tej chwili.

Przez kolejne dni byłam przy niej niemal non stop. Pomagałam przewijać Zosię, karmić ją, uspokajać, gdy płakała. Kasia nie miała nikogo bliskiego poza mną – jej matka zmarła kilka lat temu, ojciec wyjechał do Niemiec i kontakt się urwał. Ojciec dziecka? Kasia mówiła tylko, że to „ktoś z pracy”, ale nigdy nie podała nazwiska. Nie naciskałam – wiedziałam, że kiedyś mi powie.

Pewnego popołudnia, gdy Kasia drzemała po nieprzespanej nocy, Zosia zaczęła płakać. Wzięłam ją na przewijak i zaczęłam zmieniać pieluszkę. I wtedy to zobaczyłam – na lewej nóżce Zosi była mała, ciemna plamka. Znam ten pieprzyk. Identyczny ma mój Tomek i nasz synek Michałek. Przez chwilę stałam jak sparaliżowana. Przecież to niemożliwe…

Serce waliło mi jak młotem. Wróciły wspomnienia: Tomek zostający dłużej w pracy, dziwne wiadomości na jego telefonie, które zawsze szybko kasował. Przypomniałam sobie też, jak Kasia czasem unikała mojego wzroku, jakby coś ją gryzło.

Zosia patrzyła na mnie wielkimi oczami. Poczułam mdłości. Próbowałam racjonalizować: „To tylko przypadek… Pieprzyki się zdarzają…” Ale im dłużej patrzyłam na dziecko, tym bardziej widziałam w niej rysy Tomka.

Wieczorem wróciłam do domu jak automat. Tomek siedział na kanapie i oglądał mecz.

— Jak tam Kasia? — zapytał beznamiętnie.

— Dobrze… Zosia zdrowa — odpowiedziałam cicho.

Nie mogłam spać całą noc. Nad ranem podjęłam decyzję – muszę porozmawiać z Kasią.

Następnego dnia przyszłam do niej wcześniej niż zwykle. Siedziała na łóżku i tuliła Zosię.

— Kasia… muszę cię o coś zapytać — zaczęłam drżącym głosem.

Spojrzała na mnie z niepokojem.

— Czy ojcem Zosi jest… Tomek?

Zbladła. Przez chwilę milczała, potem zaczęła płakać.

— Przepraszam… Nie chciałam… To był tylko jeden raz… Byłaś wtedy w delegacji… On był taki samotny… Ja też…

Czułam się jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Łzy napłynęły mi do oczu.

— Dlaczego mi nie powiedziałaś? — wyszeptałam.

— Bałam się cię stracić… Bałam się wszystkiego…

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Tomek próbował udawać, że nic się nie stało, ale gdy powiedziałam mu o pieprzyku i rozmowie z Kasią, nie zaprzeczył. Siedział ze spuszczoną głową i tylko powtarzał: „Przepraszam”.

Przez kolejne dni żyłam jak w koszmarze. Michałek pytał, czemu płaczę, a ja nie umiałam mu odpowiedzieć. Kasia pisała do mnie codziennie – błagała o wybaczenie, prosiła o spotkanie. Tomek próbował naprawić sytuację: gotował obiady, sprzątał mieszkanie, kupował kwiaty. Ale ja czułam tylko pustkę.

W końcu spotkałyśmy się z Kasią w parku. Siedziałyśmy na ławce w milczeniu.

— Chciałabym cofnąć czas — powiedziała cicho.

— Ja też — odpowiedziałam.

Patrzyłyśmy na bawiące się dzieci. Moje serce było rozdarte – kochałam ją jak siostrę, ale nie potrafiłam jej wybaczyć.

Dziś minęły trzy miesiące od tamtego dnia. Mieszkam sama z Michałkiem. Tomek wynajął kawalerkę na drugim końcu miasta i widuje syna co drugi weekend. Kasia wróciła do pracy i wychowuje Zosię sama. Czasem spotykamy się przypadkiem na osiedlu – wymieniamy krótkie „cześć”, ale już nigdy nie będzie tak jak dawniej.

Często pytam siebie: czy można wybaczyć zdradę? Czy warto walczyć o rodzinę mimo bólu? A może lepiej odejść i zacząć wszystko od nowa? Co wy byście zrobili na moim miejscu?