„Może nie powinnaś mieć trójki dzieci…” – historia Ewy Nowak
– Mamo, spędziliśmy razem piętnaście lat, ale może nie powinnaś mieć trójki dzieci – usłyszałam od Bartka, mojego najstarszego syna, w środku zwyczajnego, szarego popołudnia. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a herbata w mojej filiżance nagle wystygła. Poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu.
Bartek patrzył na mnie z powagą, jakiej nigdy wcześniej u niego nie widziałam. Jego oczy były zmęczone, a dłonie nerwowo bawiły się łyżeczką. W tle słychać było śmiech jego młodszej siostry, Julki, która właśnie wróciła z uczelni. Zawsze była pełna energii, zupełnie inna niż Bartek – cichy, zamknięty w sobie, wiecznie zamyślony. Najmłodszy, Michał, miał wtedy jeszcze kilka lat do pełnoletności i biegał po domu z psem.
– Co masz na myśli? – zapytałam cicho, bojąc się odpowiedzi.
Bartek wzruszył ramionami. – Może gdybyśmy byli tylko we dwójkę… albo nawet gdybyś miała tylko jedno dziecko, byłoby ci łatwiej. Nam wszystkim byłoby łatwiej. Nie musiałabyś się tak rozdrabniać. Może wtedy byłabyś szczęśliwsza.
Poczułam łzy napływające do oczu. Przypomniałam sobie te wszystkie lata – nieprzespane noce, walkę o każdy grosz, wieczne godzenie pracy z domem. Mój mąż, Andrzej, odszedł, gdy Michał miał zaledwie trzy lata. Zostałam sama z trójką dzieci i kredytem na mieszkanie w bloku na warszawskim Ursynowie. Pracowałam jako nauczycielka polskiego w liceum – praca wymagająca i słabo płatna. Często wracałam do domu wykończona, a potem jeszcze gotowanie, pranie, odrabianie lekcji z dziećmi.
Bartek był moją dumą – zawsze najlepszy uczeń, odpowiedzialny, opiekuńczy wobec rodzeństwa. Ale teraz widziałam w nim żal i rozczarowanie. Czy naprawdę aż tak bardzo ich zawiodłam?
– Bartek… – zaczęłam niepewnie – zawsze starałam się być dla was najlepszą mamą, jaką potrafiłam być.
– Wiem, mamo – przerwał mi łagodnie. – Ale czasem mam wrażenie, że nas było za dużo. Że nie miałaś dla nas tyle czasu, ile powinnaś mieć. Że musieliśmy się dzielić tobą i twoją uwagą.
Wtedy do kuchni weszła Julka.
– O czym rozmawiacie? – zapytała podejrzliwie.
Bartek spojrzał na nią z niechęcią.
– O tym, że może mama nie powinna była mieć trójki dzieci – powiedział z goryczą.
Julka wybuchła śmiechem.
– Co za bzdura! Bartek, ty zawsze musisz dramatyzować! Ja jestem szczęśliwa, że nas jest troje. Przynajmniej nigdy nie było nudno!
Bartek spojrzał na nią z wyrzutem.
– Ty zawsze byłaś ulubienicą mamy. Miałaś wszystko podane na tacy.
Julka zaczerwieniła się ze złości.
– To nieprawda! Po prostu umiałam sobie radzić! Ty zawsze byłeś taki zamknięty w sobie…
Zanim zdążyłam zareagować, zaczęli się kłócić. Słowa padały coraz ostrzejsze: o niesprawiedliwości, o tym, kto miał trudniej, kto był bardziej kochany. Michał wszedł do kuchni i spojrzał na nas wszystkich szeroko otwartymi oczami.
– Co się dzieje? – zapytał cicho.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czułam się bezradna jak nigdy dotąd. Przez lata starałam się być dla nich wszystkim: matką, ojcem, przyjaciółką i nauczycielką życia. Ale czy to wystarczyło? Czy rzeczywiście mogłam dać każdemu z nich tyle miłości i uwagi, ile potrzebował?
Wieczorem Bartek podszedł do mnie w przedpokoju.
– Przepraszam za to wszystko – powiedział cicho. – Po prostu… czasem czuję się samotny. Mam wrażenie, że musiałem być dorosły za wcześnie. Że nie miałem prawa do własnych problemów, bo zawsze musiałem pomagać tobie albo rodzeństwu.
Objęłam go mocno.
– Wiem, synku. Wiem…
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myśli kłębiły mi się w głowie: czy rzeczywiście popełniłam błąd? Czy powinnam była mieć mniej dzieci? A może to po prostu życie napisało dla nas taki scenariusz?
Następnego dnia zadzwoniła do mnie moja siostra Anka.
– Ewa, co się dzieje? Bartek do mnie dzwonił. Mówił coś o kryzysie rodzinnym?
Westchnęłam ciężko.
– Anka… czasem mam wrażenie, że wszystko robię źle. Że moje dzieci są nieszczęśliwe przez moje wybory.
– Przestań! – przerwała mi ostro. – Jesteś najlepszą matką, jaką znam! To nie twoja wina, że Andrzej was zostawił! To nie twoja wina, że musiałaś pracować na trzy etaty!
Ale ja wiedziałam swoje. Każda matka nosi w sobie poczucie winy – nawet jeśli robi wszystko najlepiej jak potrafi.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta. Bartek zamknął się w swoim pokoju i wychodził tylko na uczelnię i do pracy dorywczej. Julka udawała, że nic się nie stało, ale widziałam po niej nerwowość i smutek. Michał próbował wszystkich rozbawić żartami i wygłupami – jakby chciał za wszelką cenę przywrócić dawną harmonię.
W końcu postanowiłam porozmawiać ze wszystkimi naraz. Usiadłam z nimi przy stole – tak jak kiedyś, gdy byli mali i czytałam im bajki na dobranoc.
– Chciałam wam coś powiedzieć – zaczęłam drżącym głosem. – Wiem, że nie zawsze byłam idealną mamą. Wiem też, że czasem mogliście czuć się zaniedbani albo niesprawiedliwie traktowani. Ale kocham was wszystkich tak samo mocno i zrobiłabym dla was wszystko jeszcze raz… nawet jeśli miałabym przeżyć te wszystkie trudności od nowa.
Bartek spuścił głowę.
– Przepraszam cię mamo… Nie powinienem był tego mówić.
Julka ścisnęła moją dłoń pod stołem.
Michał uśmiechnął się szeroko:
– Ja tam cieszę się, że mam rodzeństwo! Bez nich byłoby nudno!
Wtedy poczułam ulgę – może nie wszystko stracone? Może jeszcze możemy być rodziną?
Dziś wiem jedno: rodzina to nie jest matematyka ani rachunek sumienia. To ciągłe próby i błędy, rany i przebaczenia. Czy można być dobrą matką dla wszystkich swoich dzieci? Czy można pogodzić własne potrzeby z potrzebami innych? Może nigdy nie znajdę odpowiedzi… Ale czy to znaczy, że nie warto próbować?