Moja wymarzona sukienka na bal i słowa, które złamały mi serce – historia, której nie zapomnę
– Naprawdę chcesz w tym iść? – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przed nią, trzymając w rękach sukienkę, którą sama wybrałam na bal szóstoklasisty. Była błękitna, z delikatną koronką przy rękawach, taka, o jakiej marzyłam od miesięcy. W mojej głowie już widziałam siebie wirującą na parkiecie, śmiejącą się z koleżankami, czującą się piękną i ważną.
Ale mama patrzyła na mnie z miną, jakbym przyniosła do domu coś obrzydliwego.
– Przecież wyglądasz w niej jak babcia – dodał tata, nawet nie podnosząc wzroku znad gazety. – Nie mogłaś wybrać czegoś normalnego?
Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Przecież to była moja wymarzona sukienka! Zbierałam na nią kieszonkowe przez trzy miesiące, przeglądałam katalogi, pytałam koleżanek o zdanie. Gdy w końcu ją kupiłam, czułam się jak księżniczka. A teraz…
– Ale mi się podoba… – wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu.
Mama westchnęła ciężko.
– Dziecko, nie możesz tak wyglądać. Co ludzie powiedzą? Zobaczysz, będą się z ciebie śmiać.
Tata tylko prychnął.
– Lepiej już zostań w domu niż masz się ośmieszyć.
Wybiegłam do swojego pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Usiadłam na łóżku, ściskając sukienkę tak mocno, że aż bolały mnie palce. W głowie dudniły mi ich słowa: „babcia”, „ośmieszyć się”, „co ludzie powiedzą”. Czy naprawdę wyglądałam aż tak źle? Czy wszyscy będą się ze mnie śmiać?
Przez następne dni chodziłam jak cień. W szkole wszyscy rozmawiali tylko o balu – kto z kim pójdzie, jakie będą miały sukienki, kto zamówi fryzjera. Moja przyjaciółka Zosia nie mogła się doczekać.
– Pokażesz mi swoją sukienkę? – zapytała któregoś dnia na przerwie.
Pokręciłam głową.
– Jeszcze nie wiem, czy pójdę…
Zosia spojrzała na mnie zdziwiona.
– Zwariowałaś? Przecież to nasz pierwszy bal! Musisz być!
Chciałam jej powiedzieć prawdę, ale słowa utknęły mi w gardle. Wstydziłam się. Wstydziłam się tego, że moi rodzice nie potrafią mnie zaakceptować takiej, jaka jestem. Że nie potrafią być dumni z mojego wyboru.
W dzień balu obudziłam się wcześnie. Sukienka wisiała na drzwiach szafy – patrzyła na mnie niemal wyrzutem. Przez chwilę myślałam, żeby ją schować i ubrać coś innego. Ale potem przypomniałam sobie to uczucie szczęścia, gdy ją mierzyłam po raz pierwszy. Postanowiłam: pójdę w niej, choćby nie wiem co.
Gdy zeszłam do kuchni ubrana i uczesana, mama spojrzała na mnie z dezaprobatą.
– Naprawdę? – rzuciła tylko i odwróciła się do okna.
Tata nawet nie powiedział „do widzenia”.
Szłam do szkoły z bijącym sercem i ściśniętym żołądkiem. Każdy krok wydawał się cięższy od poprzedniego. Gdy weszłam do sali gimnastycznej udekorowanej balonami i serpentynami, poczułam na sobie spojrzenia kolegów i koleżanek. Przez chwilę miałam ochotę uciec.
Ale wtedy podbiegła do mnie Zosia.
– Ale masz piękną sukienkę! – zawołała zachwycona. – Wyglądasz jak księżniczka!
Poczułam ulgę tak wielką, że aż zakręciło mi się w głowie. Inne dziewczyny też podchodziły i chwaliły mój wybór. Nawet chłopcy patrzyli z podziwem.
Przez całą imprezę bawiłam się świetnie. Tańczyłyśmy z Zosią do upadłego, śmiałyśmy się i robiłyśmy zdjęcia telefonem. Po raz pierwszy od dawna czułam się szczęśliwa i pewna siebie.
Ale gdy wróciłam do domu, radość szybko zgasła. Mama czekała w przedpokoju.
– No i co? Śmiali się z ciebie? – zapytała z przekąsem.
Pokręciłam głową.
– Wszyscy mówili, że mam piękną sukienkę…
Mama prychnęła.
– Pewnie tylko z grzeczności.
Nie odpowiedziałam nic. Poszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Położyłam się na łóżku w sukience i zaczęłam płakać. Nie dlatego, że ktoś mnie wyśmiał – bo nikt tego nie zrobił. Płakałam dlatego, że najbardziej bolały mnie słowa tych, których kocham najbardziej.
Przez następne dni rodzice udawali, że nic się nie stało. Ja też udawałam – uczyłam się pilnie, pomagałam w domu, rozmawiałam z koleżankami o szkole. Ale coś we mnie pękło. Straciłam zaufanie do mamy i taty. Przestałam opowiadać im o swoich marzeniach i planach. Bałam się ich reakcji na wszystko, co inne niż ich oczekiwania.
Z czasem nauczyłam się ukrywać swoje emocje i pragnienia. Stałam się cicha i zamknięta w sobie. Dopiero po latach zrozumiałam, jak bardzo tamta noc wpłynęła na moje życie.
Czasem patrzę na zdjęcie z balu – stoję obok Zosi uśmiechnięta od ucha do ucha w mojej błękitnej sukience. I myślę: dlaczego najbliżsi potrafią zranić najmocniej? Czy naprawdę tak trudno zaakceptować to, co inne? Może gdyby wtedy powiedzieli jedno dobre słowo… wszystko potoczyłoby się inaczej?