Moja córka wybrała teściową zamiast mnie: O ciąży dowiedziałam się ostatnia

— Naprawdę nie rozumiem, dlaczego zawsze musisz wszystko komplikować, mamo — usłyszałam od Emilii, mojej jedynej córki, kiedy próbowałam zapytać ją, dlaczego ostatnio tak rzadko się odzywa. Stała w kuchni, oparta o blat, z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Jej wzrok był chłodny, a głos — twardy jak nigdy wcześniej. Poczułam znajome ukłucie w sercu, to samo, które towarzyszyło mi przez większość jej dorastania.

Emilia zawsze była zamknięta w sobie. Od dziecka cicha, nieśmiała, jakby otoczona niewidzialnym murem. Ja — Marta — próbowałam być dobrą matką. Pracowałam na dwa etaty po tym, jak jej ojciec odszedł, zostawiając nas same. Chciałam zapewnić jej wszystko: dach nad głową, ciepłe ubrania, dobre szkoły. Ale czasu na rozmowy, na bliskość… tego zawsze brakowało.

Kiedy Emilia miała siedem lat, pierwszy raz usłyszałam od wychowawczyni, że jest „inna” niż reszta dzieci. Nie biegała z rówieśnikami po placu zabaw, nie zapraszała koleżanek do domu. Wolała czytać książki w swoim pokoju. Próbowałam ją zachęcać do otwartości — czasem krzyczałam ze złości i bezsilności, czasem płakałam w nocy do poduszki. Ale ona tylko zamykała się jeszcze bardziej.

Z biegiem lat nasze relacje nie poprawiały się. Emilia dorastała w swoim świecie, a ja coraz bardziej pogrążałam się w pracy i zmęczeniu. Kiedy skończyła liceum i wyjechała na studia do Krakowa, poczułam ulgę i strach jednocześnie. Ulgę, bo przestałyśmy się kłócić o drobiazgi; strach, bo wiedziałam, że oddalamy się od siebie bezpowrotnie.

O jej narzeczonym — Pawle — dowiedziałam się przez przypadek. Zadzwoniła do mnie raz na dwa tygodnie, krótko i rzeczowo. „Mamo, mam chłopaka. Jest fajny.” Tyle. Potem cisza. Nie zaprosiła mnie na pierwsze spotkanie z jego rodziną. Nie prosiła o radę przy wyborze sukni ślubnej. Ślub był skromny, tylko najbliżsi. Siedziałam przy stole obok obcych ludzi i czułam się jak intruz na własnym weselu.

Z czasem zauważyłam, że Emilia coraz częściej spędza czas z teściową — panią Grażyną. To ona pomagała jej urządzać mieszkanie, to z nią chodziła na zakupy dla domu. Zazdrość ściskała mnie za gardło, ale nie potrafiłam tego powiedzieć głośno.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka: — Marta, gratuluję! Słyszałam, że będziesz babcią! — powiedziała z entuzjazmem.

Zamarłam. Nie wiedziałam nic o ciąży Emilii. Zadzwoniłam do niej natychmiast.

— Dlaczego dowiaduję się od obcych ludzi? — zapytałam drżącym głosem.
— Mamo… nie chciałam robić z tego wielkiego wydarzenia. Po prostu… Grażyna już wiedziała i jakoś tak wyszło…

Poczułam się jak ktoś zupełnie zbędny w jej życiu. Jakby moje miejsce zajęła inna kobieta — ta lepsza matka, której ja nigdy nie potrafiłam być.

Przez kolejne tygodnie próbowałam zbliżyć się do Emilii. Proponowałam wspólne zakupy dla dziecka, pomoc przy urządzaniu pokoiku. Zawsze słyszałam wymówki: „Nie mam czasu”, „Już wszystko załatwione”, „Grażyna mi pomaga”.

W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do niej bez zapowiedzi. Drzwi otworzyła mi pani Grażyna z szerokim uśmiechem.

— O! Marta! Emilia właśnie odpoczywa po badaniach. Chcesz herbaty?

Czułam się jak gość w domu własnej córki. W kuchni wisiały zdjęcia Emilii i Grażyny z różnych wyjazdów: wspólne spacery po parku, zakupy na targu, święta spędzone razem…

Emilia zeszła po chwili na dół.
— Mamo… mogłaś zadzwonić.
— Chciałam cię zobaczyć. Chciałam… być częścią tego wszystkiego.
— Mamo… ja już mam wszystko poukładane. Grażyna mi pomaga i…
— A ja? Czy ja jestem ci jeszcze potrzebna?

Wtedy Emilia spojrzała na mnie z czymś na kształt żalu w oczach.
— Mamo… zawsze byłaś zajęta pracą. Grażyna jest przy mnie wtedy, kiedy jej potrzebuję.

Nie potrafiłam odpowiedzieć. Łzy cisnęły mi się do oczu. Wyszłam stamtąd jak zbity pies.

Od tamtej pory widujemy się rzadko. Czasem dzwonię — odbiera Paweł albo Grażyna. Emilia jest zmęczona albo zajęta dzieckiem.

Często zastanawiam się nocami: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy mogłam być lepszą matką? Czy jeszcze jest dla nas szansa?

Może są tu inni rodzice, którzy czują się tak samo? Czy można odbudować więź z własnym dzieckiem po tylu latach milczenia? Czy warto walczyć o miejsce w jego życiu?