Mój ukochany syn poprosił mnie, żebym przeprowadziła się do domku na działce: odmówiłam i zaproponowałam pomoc finansową
— Mamo, musimy porozmawiać — powiedział Bartek, stojąc w progu kuchni. Jego głos był napięty, a dłonie nerwowo bawiły się kluczami. W tej chwili wiedziałam, że to nie będzie zwykła rozmowa o pracy czy pogodzie.
— Co się stało, synku? — zapytałam, próbując ukryć niepokój. Od kilku tygodni czułam, że coś wisi w powietrzu. Bartek był rozkojarzony, a jego narzeczona, Magda, coraz częściej rzucała mi krótkie, niecierpliwe spojrzenia.
— Chcemy z Magdą zamieszkać razem. Wiesz, że mieszkanie jest małe… — zaczął ostrożnie.
— I? — przerwałam mu, bo już przeczuwałam, do czego zmierza.
— Myśleliśmy… Może mogłabyś przeprowadzić się na działkę? Tamten domek jest w porządku na lato, a my moglibyśmy tu zacząć nasze życie… — Bartek spuścił wzrok.
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Domek na działce był stary, wilgotny i ledwo nadawał się do spędzania tam kilku godzin w upalne dni. A oni chcieli mnie tam wysłać na stałe? Jakby chciał się mnie pozbyć z własnego domu?
— Chcesz, żebym zamieszkała sama w tym zimnym domku? — zapytałam drżącym głosem. — Po tylu latach? Po tym wszystkim?
Bartek milczał. Magda weszła do kuchni i spojrzała na mnie z wyraźną irytacją.
— Pani Zosiu, to tylko na jakiś czas. My naprawdę potrzebujemy własnej przestrzeni — powiedziała chłodno.
Spojrzałam na nich oboje. Przez głowę przelatywały mi obrazy z dzieciństwa Bartka: jak tulił się do mnie po koszmarze, jak płakał po rozbitym kolanie, jak śmiał się przy stole podczas świąt. A teraz patrzył na mnie jak na przeszkodę.
— Nie mogę się zgodzić — powiedziałam stanowczo. — To jest mój dom. Tu wychowałam was obu. Jeśli potrzebujecie pomocy, mogę wam pomóc finansowo. Ale nie wyrzucajcie mnie z mojego życia.
Bartek zacisnął szczęki. — Mamo, nie rozumiesz… To nie chodzi o wyrzucanie cię. Po prostu chcemy zacząć od nowa.
— A ja mam zacząć od nowa w samotności? — przerwałam mu. — Czy to jest sprawiedliwe?
Magda przewróciła oczami i wyszła z kuchni. Bartek został. Przez chwilę milczeliśmy.
— Wiesz, że zawsze chciałem dla ciebie dobrze — powiedział cicho. — Ale muszę myśleć o sobie i Magdzie.
— Myślisz tylko o sobie — odpowiedziałam gorzko. — Ale ja też mam prawo do szczęścia.
Wyszedł bez słowa. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Wspomnienia mieszały się z żalem i gniewem. Czy naprawdę wychowałam syna na kogoś takiego? Czy to ja popełniłam błąd?
Następnego dnia zadzwonił mój starszy syn, Tomek.
— Mamo, słyszałem o tej całej sytuacji… Bartek do mnie dzwonił. Nie przejmuj się nim. On zawsze był uparty.
— Ale to boli, Tomku… — wyszeptałam.
— Wiem, mamo. Ale nie możesz pozwolić im sobą pomiatać. Jeśli chcesz, możesz zamieszkać u mnie przez jakiś czas.
Poczułam wdzięczność i ulgę. Ale wiedziałam też, że nie chcę być ciężarem dla żadnego z moich dzieci.
Kilka dni później Bartek przyszedł sam.
— Przepraszam, mamo — powiedział cicho. — Nie powinienem był ci tego proponować. Magda bardzo naciskała… Ja po prostu chciałem jej dogodzić.
— Rozumiem, Bartku. Ale musisz pamiętać, że rodzina to nie tylko twoja żona. To także twoja matka.
Usiedliśmy razem przy stole. Zaproponowałam im wsparcie finansowe na wynajem mieszkania przez kilka miesięcy.
Bartek długo się wahał, ale w końcu przyjął moją propozycję.
Teraz często wracam myślami do tej rozmowy. Czy powinnam była być bardziej wyrozumiała? Czy może powinnam była postawić jeszcze twardsze granice? Czasem zastanawiam się: czy rodzicielstwo kończy się wtedy, gdy dzieci dorastają? A może nigdy nie przestajemy być rodzicami – nawet jeśli czasem boli?