Miłość w cieniu kotów: spory na talerzu
– Igor, proszę cię po raz ostatni! Zmień temat! Obiecałeś, że nie będziesz już źle mówił o moim synu! – Starałam się zachować spokój, ale czułam, jak głos mi się łamie. W kuchni pachniało pieczonym kurczakiem i świeżym koperkiem, a mimo to atmosfera była ciężka jak nigdy.
Igor spojrzał na mnie z irytacją, odłożył widelec i westchnął głośno. – Nie mówię źle, mówię prawdę! – odciął się. – Wisi na twojej szyi, a ty tylko się rozczulasz. Naprawdę nie widzisz, że wychowujesz nieudacznika?
Z salonu dobiegł nas cichy dźwięk telewizora. Bartek, mój syn z pierwszego małżeństwa, udawał, że nie słyszy naszej kłótni. Ale znałam go za dobrze – siedział tam sztywno, z kotem Felkiem na kolanach, udając obojętność. Felek mruczał głośno, jakby chciał zagłuszyć nasze głosy.
– Igor, to nie jest sprawiedliwe – powiedziałam ciszej. – Bartek przechodzi trudny czas. Stracił pracę, rozstał się z dziewczyną… Każdy może mieć gorszy okres.
– Marlena, on ma dwadzieścia sześć lat! – Igor podniósł głos. – Ile jeszcze będziesz go usprawiedliwiać? Chcesz, żeby całe życie siedział ci na głowie?
Poczułam łzy pod powiekami. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystkim i wybiec z domu. Ale nie mogłam – byłam matką. Byłam też partnerką Igora. I byłam rozdarta między nimi od miesięcy.
Wtedy do kuchni wszedł Bartek. Miał na sobie stary sweter i dresy, włosy w nieładzie. Felek podążał za nim jak cień.
– Słyszałem wszystko – powiedział cicho. – Nie musisz się za mnie tłumaczyć, mamo.
Igor spojrzał na niego chłodno. – To może sam powiesz, kiedy zamierzasz coś ze sobą zrobić?
Bartek zacisnął pięści. – Szukam pracy. Codziennie wysyłam CV. Ale nie każdy ma tyle szczęścia co ty.
– Szczęście? – Igor parsknął śmiechem. – Ja na wszystko musiałem zapracować! Może gdybyś mniej czasu spędzał z tymi swoimi kotami…
– Zostaw Felka w spokoju! – przerwałam mu ostro. – Koty są jedynym, co trzyma Bartka przy życiu w tej chwili.
Zapadła cisza. Felek wskoczył na stół i zaczął lizać talerz po kurczaku. Zawsze wiedział, kiedy trzeba rozładować napięcie.
Bartek usiadł naprzeciwko mnie i spuścił wzrok.
– Może powinienem się wyprowadzić – mruknął.
Serce mi ścisnęło. Przez moment widziałam przed oczami małego chłopca z rozbitym kolanem, który przybiegał do mnie po pocieszenie.
– Nie chcę, żebyś odchodził z powodu kłótni – powiedziałam cicho.
Igor wzruszył ramionami. – Może to by mu dobrze zrobiło.
Bartek spojrzał na niego z pogardą. – Ty nigdy mnie nie zaakceptowałeś.
– Bo nigdy nie próbowałeś być dorosły! – Igor uderzył pięścią w stół.
Felek przestraszył się i uciekł pod kanapę.
– Dość! – krzyknęłam. – Mam dość tej wojny!
Obaj zamilkli. Poczułam się jak sędzia na ringu bokserskim.
Przez kolejne dni chodziliśmy po domu jak cienie. Bartek zamykał się w swoim pokoju z kotami, Igor wychodził do pracy wcześniej niż zwykle i wracał późno. Ja próbowałam udawać normalność: gotowałam obiady, sprzątałam, rozmawiałam z sąsiadką o pogodzie. Ale w środku czułam się pusta.
Pewnego wieczoru usiadłam na kanapie z Felkiem na kolanach i zaczęłam płakać. Kot patrzył na mnie wielkimi oczami i mruczał cicho, jakby chciał powiedzieć: „Będzie dobrze”.
Bartek przyszedł do mnie później tego samego wieczoru.
– Mamo… Przepraszam, że sprawiam ci tyle kłopotów.
Przytuliłam go mocno.
– Jesteś moim synem. Zawsze będziesz dla mnie najważniejszy.
– Ale Igor ma rację… Muszę coś zmienić. Może powinienem wyjechać do Warszawy? Tam łatwiej o pracę.
Poczułam ukłucie strachu. Bałam się go stracić, ale wiedziałam, że muszę pozwolić mu dorosnąć.
– Jeśli tego chcesz… Pomogę ci się przygotować.
Następnego dnia powiedzieliśmy o wszystkim Igorowi przy śniadaniu. Siedział sztywno przy stole, patrząc przez okno na mokre od deszczu podwórko.
– To twoja decyzja – powiedział w końcu do Bartka. – Ale jeśli chcesz być dorosły, musisz zacząć żyć na własny rachunek.
Bartek skinął głową i wyszedł z kuchni. Ja zostałam sama z Igorem.
– Myślisz, że dobrze robię? – zapytałam cicho.
Igor spojrzał na mnie łagodniej niż zwykle.
– Marlena… Ty zawsze chcesz wszystkich ratować. Ale czasem trzeba pozwolić ludziom upaść, żeby mogli się podnieść sami.
Wieczorem Bartek pakował walizkę. Felek kręcił się niespokojnie po pokoju, jakby przeczuwał zmianę.
Kiedy Bartek wyszedł rano z domu, długo patrzyłam za nim przez okno. Czułam dumę i ból jednocześnie. Felek wskoczył mi na kolana i zamruczał głośniej niż zwykle.
Czy można kochać kogoś tak bardzo i jednocześnie pozwolić mu odejść? Czy matka powinna zawsze chronić swoje dziecko przed światem? Czasem miłość to umiejętność puszczania wolno…