Mieszkanie bez rodziny: Opowieść o czterech ścianach, które rozbiły moje życie
— Maria, otwórz te drzwi! — głos teściowej, pani Jadwigi, rozbrzmiewał na klatce schodowej jak dzwon alarmowy. Była środa, godzina 17:30, a ja właśnie wróciłam z pracy. Zanim zdążyłam zdjąć płaszcz, usłyszałam jej kroki na schodach. Nie zdążyłam nawet pomyśleć, jak się zachować, bo już stała w progu, bez zaproszenia, z tą swoją nieodłączną torbą i miną, która nie wróżyła niczego dobrego.
— Dzień dobry, pani Jadwigo — powiedziałam cicho, próbując ukryć zmęczenie i niechęć. — Mąż jeszcze nie wrócił.
— Wiem — odpowiedziała chłodno. — Przyszłam porozmawiać z tobą. O NASZYM mieszkaniu.
To słowo — NASZYM — zawsze wbijało mi się w serce jak szpilka. Mieszkanie odziedziczyłam po babci. Było moim azylem, miejscem pełnym wspomnień i zapachu dzieciństwa. Kiedy wyszłam za Pawła, myślałam, że stworzymy tu dom pełen miłości. Ale od początku czułam się jak intruz we własnych czterech ścianach.
Jadwiga usiadła na kanapie i spojrzała na mnie z góry.
— Maria, nie rozumiem, dlaczego tak się upierasz przy tym mieszkaniu. Paweł to twój mąż. Jesteście rodziną. Powinnaś się dzielić.
— Dzielę się wszystkim, co mam — odpowiedziałam spokojnie. — Ale to mieszkanie dostałam od babci. To jedyna rzecz, która mi po niej została.
— A co z moim synem? On też ma prawo do tego mieszkania! — podniosła głos.
Czułam, jak narasta we mnie gniew i bezsilność. Ile razy można tłumaczyć to samo? Paweł nigdy nie stanął po mojej stronie. Zawsze powtarzał: „Mama ma rację, powinniśmy być jedną rodziną”. Ale czy rodzina to tylko wspólne ściany?
Wieczorem Paweł wrócił do domu. Jadwiga została na kolacji bez pytania. Siedzieliśmy przy stole w milczeniu, a napięcie można było kroić nożem.
— Paweł — zaczęła teściowa — musisz porozmawiać z Marią. To nie jest normalne, że ona wszystko trzyma dla siebie.
Paweł spojrzał na mnie bezradnie.
— Maria… Może mama ma rację? Może powinniśmy pomyśleć o tym, żeby…
— Żeby co? — przerwałam mu drżącym głosem. — Żeby oddać połowę mieszkania twojej siostrze? Żeby twoja matka miała tu klucz i mogła przychodzić kiedy chce?
Wybuchłam płaczem i wybiegłam do sypialni. Słyszałam za drzwiami ich szeptane rozmowy. Czułam się jak intruz w swoim własnym domu.
Z czasem sytuacja tylko się pogarszała. Jadwiga coraz częściej przychodziła bez zapowiedzi. Zostawiała swoje rzeczy w łazience, przestawiała meble w salonie „bo tak będzie lepiej”. Paweł coraz częściej stawał po jej stronie.
Pewnego dnia wróciłam z pracy i zobaczyłam w salonie swoją szwagierkę, Magdę.
— Cześć, Maria! Mama powiedziała, że mogę tu przenocować przez kilka dni — uśmiechnęła się szeroko.
Nie wytrzymałam.
— To jest moje mieszkanie! Czy ktoś mnie w ogóle pyta o zdanie?
Magda wzruszyła ramionami.
— Przecież jesteśmy rodziną…
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit i zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Czy naprawdę bycie żoną oznacza rezygnację z siebie?
Kolejne tygodnie były pasmem kłótni i cichych dni. Paweł coraz częściej nocował u matki „żeby jej pomóc”. Ja zamykałam się w sypialni i płakałam do poduszki.
W końcu przyszedł dzień, kiedy musiałam podjąć decyzję.
Siedzieliśmy z Pawłem przy stole. On patrzył na mnie zmęczonym wzrokiem.
— Maria… Ja już nie mogę tak żyć. Albo się dogadamy z moją rodziną, albo…
— Albo co? — zapytałam cicho.
— Albo musimy się rozstać.
Poczułam, jak świat wali mi się na głowę. Przez chwilę miałam ochotę ustąpić. Oddać połowę mieszkania, pozwolić im wejść do mojego życia na stałe. Ale wtedy zobaczyłam w lustrze swoje odbicie: zmęczoną kobietę z pustymi oczami.
— Nie oddam tego mieszkania — powiedziałam stanowczo. — To jedyna rzecz, która mi została po babci. Jeśli to znaczy koniec naszego małżeństwa… trudno.
Paweł spakował walizkę i wyszedł bez słowa. Jadwiga nawet nie zadzwoniła.
Minęły dwa lata od tamtej chwili. Mieszkanie jest ciche i puste. Czasem siadam na kanapie i słucham ciszy. Zastanawiam się, czy mogłam postąpić inaczej. Czy rodzina to naprawdę tylko kompromisy? Czy warto było walczyć o siebie kosztem wszystkiego?
Może nigdy nie znajdę odpowiedzi na te pytania. Ale wiem jedno: czasem trzeba wybrać siebie, nawet jeśli oznacza to samotność.