Między miłością a żalem: Historia matki i córki rozdzielonych przez los
— Mamo, dlaczego mnie zostawiłaś? — jej głos drżał, a w oczach błyszczały łzy, których nie widziałam od lat. Stała naprzeciwko mnie, dorosła kobieta, a ja czułam się jak winowajca na ławie oskarżonych.
Nie umiałam odpowiedzieć. W głowie miałam tylko jedno: „Bo nie miałam wyjścia”. Ale czy to wystarczy? Czy to tłumaczy wszystko?
Mam na imię Grażyna. Mam 59 lat, moja córka, Kasia, ma 32. Mieszkaliśmy w Warszawie, na szarym blokowisku na Ursynowie. Kiedy Kasia miała trzy lata, rozwiodłam się z jej ojcem. Piotr był alkoholikiem. Próbowałam ratować nasze małżeństwo, ale każda próba kończyła się awanturą i jego kolejnym zniknięciem na kilka dni. W końcu powiedziałam dość. Zostałam sama z dzieckiem i długami.
Pracowałam wtedy jako kasjerka w osiedlowym sklepie spożywczym. Zarabiałam tyle, co nic. Piotr nie płacił alimentów, bo nie miał pracy. Czynsz rósł, a ja coraz częściej musiałam wybierać: rachunki czy jedzenie? Pamiętam, jak pewnego dnia wróciłam do domu i zobaczyłam awizo z administracji — groźba eksmisji. Kasia bawiła się na dywanie lalkami, a ja siedziałam w kuchni i płakałam w milczeniu.
— Mamo, czemu płaczesz? — zapytała wtedy cicho.
— Nic się nie stało, kochanie — skłamałam.
Ale wszystko się stało. Byłam przerażona.
Kiedy Kasia miała dwanaście lat, dostałam propozycję pracy w Niemczech — sprzątanie domów w Monachium. Koleżanka z pracy już tam była i obiecała pomóc mi znaleźć pokój i pierwsze zlecenia. Pamiętam rozmowę z Kasią:
— Muszę wyjechać na jakiś czas. Będziesz mieszkać z babcią.
— Ale dlaczego? — patrzyła na mnie wielkimi oczami.
— Muszę zarobić pieniądze, żebyśmy nie straciły mieszkania.
— Nie chcę! — krzyczała wtedy. — Nie zostawiaj mnie!
Ale zostawiłam ją. Nie miałam wyboru. Tak sobie to tłumaczyłam.
Pierwsze miesiące za granicą były koszmarem. Tęsknota za Kasią rozdzierała mi serce. Pracowałam po kilkanaście godzin dziennie, spałam w wynajętym pokoiku z innymi kobietami z Polski i Ukrainy. Każdego wieczoru dzwoniłam do mamy, żeby porozmawiać z Kasią.
— Jak w szkole?
— Dobrze.
— Tęsknisz?
— Nie wiem.
Z czasem rozmowy stawały się coraz krótsze. Kasia zamykała się w sobie. Mama mówiła mi, że zaczęła mieć problemy w szkole, że jest smutna, że nie chce rozmawiać o mnie.
Po dwóch latach wróciłam na święta Bożego Narodzenia. Kasia była już nastolatką — obca, zamknięta w sobie. Przy stole siedziała ze słuchawkami na uszach i patrzyła przez okno.
— Kasiu, porozmawiamy? — próbowałam.
— Nie mam o czym — odpowiedziała chłodno.
Wróciłam do Niemiec ze ściśniętym sercem. Pracowałam jeszcze trzy lata — spłaciłam długi, odłożyłam trochę pieniędzy na studia dla Kasi. Ale kiedy wróciłam na stałe do Polski, ona już była dorosła. Miała swoje życie, swoich znajomych, swoje tajemnice przede mną.
Próbowałam odbudować naszą relację. Zapraszałam ją na obiady, proponowałam wspólne wyjazdy nad morze czy w góry. Zawsze miała wymówkę: praca, studia, chłopak.
Czułam się coraz bardziej samotna. Moja mama zmarła dwa lata po moim powrocie — zostałam zupełnie sama.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka:
— Grażyna, widziałam Kasię pod blokiem. Wyglądała na bardzo smutną.
Zadzwoniłam do niej od razu:
— Kasiu, wszystko w porządku?
— Tak — odpowiedziała krótko.
— Może przyjdziesz na obiad?
— Nie mam czasu.
Wiedziałam już wtedy, że straciłam ją na zawsze.
Kilka miesięcy temu Kasia przyszła do mnie po latach milczenia. Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole — tym samym, przy którym kiedyś uczyła się pisać litery.
— Mamo — zaczęła cicho — dlaczego mnie zostawiłaś?
Nie umiałam odpowiedzieć inaczej niż zawsze:
— Musiałam zarobić pieniądze…
— Ale ja wtedy najbardziej cię potrzebowałam! — wybuchła płaczem. — Byłam sama! Wszyscy mieli rodziców na wywiadówkach, tylko ja byłam z babcią! Wszyscy pytali: „Gdzie twoja mama?”
Siedziałam w milczeniu. Czułam się winna wszystkiego: jej samotności, jej smutku, jej nieufności wobec ludzi.
— Myślisz, że pieniądze wszystko naprawią? — zapytała gorzko.
Nie wiedziałam już nic.
Od tamtej rozmowy minęło kilka miesięcy. Kasia nie odbiera moich telefonów. Czasem widzę ją przypadkiem na ulicy — idzie szybko, nie patrzy w moją stronę.
Często pytam siebie: czy mogłam postąpić inaczej? Czy powinnam była zostać i ryzykować utratę mieszkania? Czy lepiej być biedną razem niż osobno z pieniędzmi?
Czasem śni mi się mała Kasia — uśmiechnięta, biegnąca do mnie z otwartymi ramionami. Budzę się wtedy z płaczem.
Czy można naprawić to, co zostało złamane przez życie? Czy jest jeszcze dla nas nadzieja?
A może są decyzje, których nigdy nie da się wybaczyć?