Między matką a żoną – Historia o tym, jak prawie straciłam siebie w cudzej rodzinie
– Kinga, znowu wracasz po ciemku! – usłyszałam, zanim jeszcze zamknęły się za mną drzwi. W ręce ściskałam siatkę z Biedronki – mleko, chleb, kilka jabłek. W korytarzu pachniało smażoną cebulą i czymś nieokreślonym, co zawsze kojarzyło mi się z napięciem. Serce waliło mi jak młotem.
– Przepraszam, pani Halino, autobus się spóźnił… – próbowałam mówić spokojnie, ale głos mi drżał.
Halina, moja teściowa, stała w kuchni z rękami na biodrach. Spojrzała na mnie spod zmarszczonych brwi. – Autobus… – powtórzyła z przekąsem. – Za moich czasów kobieta wiedziała, gdzie jej miejsce. W domu! A nie szlajała się po mieście do wieczora. Mój syn głodny czeka!
Marek, mój mąż, siedział w salonie przy komputerze. Nawet nie podniósł wzroku. W tamtej chwili poczułam się jak intruz. Nie, gorzej – jak nieproszony gość.
Myślałam, że mieszkanie z teściową to tylko na chwilę. Że uzbieramy z Markiem na własne i wszystko się zmieni. Ale minęły dwa lata i każdy dzień był trudniejszy od poprzedniego.
Halina miała zdanie na wszystko: jak wieszam pranie (za krzywo), jak gotuję (za mało soli), ile wydaję na kosmetyki (zdecydowanie za dużo). Kiedyś powiedziała mi prosto w twarz: – Wiesz, Kinga, gdybyś była prawdziwą kobietą, Marek nie musiałby jeść gotowych pierogów z mikrofali.
Pewnego wieczoru Marek wrócił późno. Halina podeszła do mnie i szepnęła: – Wiesz, jacy są faceci… Może nie był tylko w pracy…
Poczułam, jak coś we mnie pęka. W nocy płakałam w poduszkę. Marek tylko wzruszył ramionami: – Mama już taka jest. Nie przejmuj się.
Ale jak się nie przejmować? Każdego ranka czekała na mnie przed łazienką: – Znowu włosy w umywalce! Myślisz, że woda jest za darmo?
– Postaram się… – mruknęłam.
– Staraj się też, żeby Marek ci nie uciekł! Mężczyzna nie lubi bałaganu!
Tego dnia postanowiłam: muszę coś zmienić. Wieczorem usiadłam z Markiem.
– Marek, ja już tak nie mogę. Albo znajdziemy coś własnego, albo…
Nawet nie oderwał wzroku od ekranu. – Kinga, proszę cię… Mama nam pomaga. Gdzie byś była bez niej? Kto by ci gotował?
– Sama bym gotowała! I przynajmniej nie byłoby tu codziennie awantur!
Oczywiście Halina wszystko słyszała. Następnego ranka pakowała moje rzeczy do reklamówki.
– Jak ci tu źle, to droga wolna! Mój syn nie potrzebuje niewdzięcznej żony!
Marek stał w drzwiach jak zbity pies. Milczał. Wtedy zrozumiałam: jestem sama.
Wróciłam do mamy na Ochotę. Tam mogłam wreszcie płakać głośno.
– Kinga, nie możesz sobie na to pozwolić! – powiedziała mama i przytuliła mnie mocno. – Jeśli teraz nie postawisz na swoim, całe życie będziesz żyć pod dyktando innych!
Przez dwa tygodnie nie rozmawiałam z Markiem. Potem zadzwonił wieczorem.
– Kinga… tęsknię za tobą. Mama chyba przesadziła. Wrócisz?
– Tylko jeśli zamieszkamy sami.
– Ale nas nie stać na wynajem!
– To poszukamy czegoś tańszego. Albo ty też zaczniesz więcej pracować.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
W końcu wynajęliśmy małą kawalerkę na Ursynowie. Było ciężko: mało pieniędzy, dużo kłótni o głupoty. Ale przynajmniej byliśmy sami i Halina mogła nas kontrolować tylko przez telefon.
Pewnej niedzieli przyszła bez zapowiedzi.
– To jest wasze samodzielne życie? Kurz wszędzie! A ta kawa… co to za lura?
Marek po raz pierwszy stanął po mojej stronie:
– Mamo, wystarczy! To nasz dom. Jak ci się nie podoba, nie musisz przychodzić!
Halina obraziła się i przez trzy miesiące nie dawała znaku życia. Pierwsze wspólne święta spędziliśmy sami: ze sztuczną choinką i tanim makowcem z Żabki. Ale byliśmy szczęśliwi.
Potem przyszła wiadomość: będziemy mieli dziecko. Baliśmy się powiedzieć Halinie. Gdy się dowiedziała, rzuciła tylko:
– Obyście tego nie zepsuli.
Ale kiedy urodziła się nasza córeczka Zosia, Halina złagodniała. Najpierw tylko podglądała przez okno na wózek. Potem powoli zaczęła rozumieć, że już nie jest centrum świata.
Pewnego dnia podeszła do mnie na placu zabaw:
– Kinga… Może byłam dla ciebie za surowa. Bałam się… że stracę syna.
Spojrzałam na nią inaczej: pierwszy raz zobaczyłam w niej człowieka, a nie tylko teściową.
Dziś wiem: granice są w rodzinie najważniejsze. Jeśli ich nie postawimy na czas, zgubimy siebie.
A wy? Gdzie wy byście postawili granicę? Ile byście jeszcze wytrzymali?