Między ciszą a krzykiem: Moje życie po siedemdziesiątce, gdy rodzina przestaje słuchać

– Mamo, przecież już o tym mówiłaś! – głos mojej córki, Magdy, przebił się przez szum telewizora i stukot naczyń w kuchni. Stałam w progu, ściskając w dłoni kubek z herbatą, który nagle wydał mi się zbyt ciężki. Chciałam tylko przypomnieć, żeby nie zapomniała o lekach dla Antosia, mojego wnuka. Ale Magda już nie słuchała.

Zawsze byłam tą, która wszystko pamiętała – daty, leki, spotkania u lekarza. Teraz, gdy przekroczyłam siedemdziesiątkę, mam wrażenie, że moje słowa odbijają się od ścian jak echo. Czy to ja się zmieniłam, czy świat wokół mnie?

Wczoraj odwiedziła mnie Basia, moja przyjaciółka jeszcze z czasów liceum. Siedziałyśmy przy kuchennym stole, popijając kawę zbożową. – Grażyna, czy ty też masz wrażenie, że stajesz się niewidzialna? – zapytała nagle. Spojrzałam na nią zaskoczona. – Wiesz, czasem czuję się jak duch we własnym domu – odpowiedziałam cicho.

Basia westchnęła. – Moja córka mówi do mnie powoli i głośno, jakbym była głucha albo głupia. A ja przecież wszystko rozumiem! Tylko czasem… czasem nie nadążam za tym ich światem.

Przypomniałam sobie rozmowę sprzed tygodnia z moim synem, Pawłem. Przyszedł z wnuczką, Zosią. Zosia bawiła się telefonem, Paweł przeglądał wiadomości na tablecie. Próbowałam opowiedzieć im o mojej młodości, o tym, jak kiedyś jeździło się na kolonie do Ustki i jak pierwszy raz zobaczyłam morze. Paweł nawet nie podniósł wzroku znad ekranu. – Mamo, teraz dzieci mają inne zainteresowania – rzucił tylko.

Wtedy poczułam ukłucie żalu. Czy naprawdę jestem już tylko dodatkiem do ich życia? Kim jestem dla nich poza babcią, która podaje obiad i przypomina o szaliku?

Wieczorami siadam przy oknie i patrzę na światła miasta. Wspominam czasy, gdy byłam młoda i pełna energii. Gdy z mężem, świętej pamięci Andrzejem, tańczyliśmy do białego rana na zabawach w remizie. Gdy dzieci były małe i tuliły się do mnie ze strachu przed burzą.

Teraz burza jest we mnie. Czuję gniew i smutek jednocześnie. Chciałabym krzyknąć: „Jestem tu! Mam coś do powiedzenia!” Ale boję się, że nikt nie usłyszy.

Pewnego dnia zebrałam się na odwagę. Podczas niedzielnego obiadu spojrzałam na Magdę i Pawła. – Chciałabym wam coś powiedzieć – zaczęłam drżącym głosem. Magda spojrzała na zegarek, Paweł westchnął.

– Słuchamy, mamo – powiedział Paweł z wymuszoną cierpliwością.

– Czuję się… niewidzialna – wyrzuciłam z siebie jednym tchem. – Jakbyście mnie nie słyszeli. Jakby moje życie już się skończyło i teraz tylko przeszkadzam.

Zapadła cisza. Magda spuściła wzrok. Zosia oderwała się od telefonu i spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Babciu… – zaczęła cicho Zosia – ja cię słyszę.

Łzy napłynęły mi do oczu. Może jeszcze nie wszystko stracone?

Ale potem przyszły kolejne dni i wszystko wróciło do normy. Magda znów była zabiegana, Paweł rzadko dzwonił. Zosia coraz częściej zamykała się w swoim pokoju.

Zaczęłam pisać pamiętnik. Każdego dnia notowałam swoje myśli i wspomnienia. Pisałam o Andrzeju, o pierwszej pracy w bibliotece miejskiej, o tym jak uczyłam dzieci czytać. Pisałam o strachu przed samotnością i o tym, jak bardzo brakuje mi rozmów z kimś, kto naprawdę słucha.

Pewnego wieczoru zadzwoniła Basia.

– Grażyna, musimy coś zrobić! Może założymy klub dla takich jak my? Spotkania raz w tygodniu? Będziemy rozmawiać, wspominać…

Poczułam iskrę nadziei. Może to jest sposób? Może nie muszę czekać aż ktoś mnie usłyszy – może sama muszę znaleźć swój głos?

Pierwsze spotkanie odbyło się w moim salonie. Przyszły cztery kobiety z sąsiedztwa: pani Helena z trzeciego piętra, pani Wanda spod piątki i młodsza ode mnie o kilka lat Irena. Każda miała swoją historię o tym, jak rodzina przestała ją słuchać.

Rozmawiałyśmy do późna w nocy. Śmiałyśmy się i płakałyśmy na zmianę. Poczułam się lżejsza.

Następnego dnia Magda przyszła po Antosia.

– Mamo… słyszałam od sąsiadki, że założyłaś jakiś klub? – zapytała z lekkim wyrzutem.

– Tak – odpowiedziałam spokojnie. – Potrzebowałam kogoś, kto mnie wysłucha.

Magda milczała przez chwilę.

– Przepraszam, mamo… Chyba za rzadko cię pytam, co u ciebie.

Uśmiechnęłam się smutno.

– Jeszcze nie jest za późno.

Czasem myślę: czy to ja powinnam się zmienić? Czy może to świat powinien nauczyć się słuchać starszych ludzi? Czy naprawdę jesteśmy skazani na samotność tylko dlatego, że mamy siwe włosy?

A wy? Czy ktoś was jeszcze słyszy?