Między ciszą a krzykiem: Historia Eweliny z Radomia
— Co ty robisz na moim laptopie?!
Zamarłam. Palce zadrżały na klawiaturze, a ekran rozświetlił się jeszcze mocniej, jakby chciał wyciągnąć na światło dzienne wszystko, co ukryte. Dawid stał nade mną, czerwony na twarzy, z oczyma rozbieganymi i błyszczącymi od gniewu. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Zawsze był raczej cichy, zamknięty w sobie, ale dziś… dziś był jak burza.
Wróciłam ze szkoły i już w przedpokoju poczułam ciężki zapach alkoholu. Z pokoju dobiegało głośne chrapanie. Wszystko jasne — ojciec znowu pijany. Od razu poszłam do kuchni. Mama stała przy zlewie i obierała ziemniaki. Jej ruchy były mechaniczne, jakby obierała nie ziemniaki, tylko własne myśli, warstwa po warstwie, aż do bólu.
— Mamo, on znowu… — zaczęłam cicho.
— Wiem — przerwała mi beznamiętnym głosem. — Idź do pokoju, Ewelina.
Ale nie poszłam. Zamiast tego weszłam do salonu i zobaczyłam laptopa ojca leżącego na stole. Ekran był otwarty, a na nim wyświetlała się jakaś wiadomość. Coś mnie tknęło. Może ciekawość, może strach, a może po prostu chęć zrozumienia, dlaczego nasza rodzina wygląda tak, jak wygląda.
Kliknęłam na ikonę poczty. Zobaczyłam dziesiątki wiadomości od nieznanej kobiety podpisanej jako „Kasia”. Serce zaczęło mi walić jak szalone. Czytałam kolejne zdania: „Tęsknię za tobą”, „Kiedy wreszcie odejdziesz od żony?”, „Nie mogę już dłużej czekać”. Poczułam, jak świat pod moimi stopami zaczyna się chwiać.
I wtedy usłyszałam jego kroki. Dawid wszedł do pokoju i zobaczył mnie przy swoim laptopie.
— Jaki diabeł kazał ci grzebać w moim laptopie?! — wrzasnął.
— Tato… ja… — głos mi się załamał.
— Wynocha! — krzyknął jeszcze głośniej i szarpnął mnie za ramię tak mocno, że aż upadłam na podłogę.
Wybiegłam z salonu i zamknęłam się w łazience. Siedziałam na zimnych kafelkach i płakałam tak cicho, żeby nikt nie usłyszał. W głowie miałam mętlik: zdrada, alkohol, krzyk matki sprzed lat, kiedy jeszcze próbowała walczyć o naszą rodzinę.
Wieczorem mama przyszła do mojego pokoju. Usiadła na łóżku i przez chwilę milczała.
— Wiem, że jest ci ciężko — powiedziała w końcu. — Ale musimy jakoś przetrwać.
— Mamo, on cię zdradza — wyszeptałam.
Spojrzała na mnie z bólem w oczach, ale bez zdziwienia.
— Wiem — odpowiedziała cicho. — Myślisz, że nie widzę? Że nie czuję?
Zrobiło mi się niedobrze. Przez chwilę miałam ochotę krzyczeć, rzucać wszystkim wokół, ale zamiast tego tylko wtuliłam się w mamę jak małe dziecko.
Następnego dnia w szkole nie mogłam się skupić. Siedziałam na lekcji matematyki i patrzyłam przez okno na szare bloki Radomia. Wszystko wydawało się takie beznadziejne. Koleżanka z ławki, Magda, szturchnęła mnie łokciem.
— Co jest? — zapytała szeptem.
— Nic… — skłamałam.
Po lekcjach poszłyśmy razem do parku. Opowiedziałam jej wszystko. Magda słuchała uważnie, a potem powiedziała coś, co długo dźwięczało mi w uszach:
— Może powinnaś pogadać z kimś dorosłym? Psychologiem?
Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Ojciec siedział przy stole i pił piwo. Mama gotowała obiad jak zwykle — cicho i bez słowa. Przez chwilę miałam ochotę wykrzyczeć wszystko: „Dlaczego pozwalasz mu tak żyć? Dlaczego my musimy cierpieć?” Ale nie miałam odwagi.
Wieczorem Dawid przyszedł do mojego pokoju. Pachniał alkoholem i papierosami.
— Przepraszam — powiedział niespodziewanie cicho. — Nie powinienem był tak krzyczeć.
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam tylko na niego i widziałam człowieka złamanego przez życie, przez własne wybory.
— Wiesz… czasem człowiek robi głupoty — dodał po chwili i wyszedł.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym wszystkim: o zdradzie ojca, o milczeniu matki, o własnej bezradności. Czy to wszystko kiedyś się skończy? Czy można jeszcze uratować rodzinę, która rozpada się na moich oczach?
Następnego dnia postanowiłam pójść do szkolnego psychologa. Bałam się, ale wiedziałam, że muszę coś zrobić dla siebie. Opowiedziałam pani Kindze całą historię. Słuchała mnie uważnie i powiedziała:
— Ewelina, to nie jest twoja wina. Masz prawo czuć się źle i masz prawo szukać pomocy.
Po tej rozmowie poczułam ulgę. Po raz pierwszy od dawna ktoś mnie wysłuchał bez oceniania.
W domu nic się nie zmieniło — ojciec pił dalej, mama milczała, a ja próbowałam jakoś żyć między ciszą a krzykiem.
Czasem zastanawiam się: czy można wybaczyć zdradę? Czy można kochać kogoś, kto rani nas każdego dnia? I czy warto walczyć o rodzinę za wszelką cenę? Może czasem trzeba po prostu pozwolić odejść temu, co boli najbardziej…