Matka mojego byłego męża opowiada wszystkim o jego szlachetności. Ale prawda jest inna…

– Naprawdę uważasz, że powinnam milczeć, kiedy Halina znowu opowiada te swoje bajki? – pytam siebie w myślach, zaciskając dłonie na kubku z herbatą. Siedzę przy kuchennym stole, a przez cienkie ściany mieszkania słyszę głos mojej byłej teściowej, która właśnie przez telefon chwali się koleżance: – Piotruś to złoty chłopak! Zostawił wszystko tej niewdzięcznej kobiecie. Dom, samochód, nawet meble! Wyszedł z walizką i nie obejrzał się za siebie. Taki to jest mężczyzna z zasadami!

Czuję, jak wzbiera we mnie złość i bezsilność. Gdyby tylko ktoś zapytał mnie o zdanie… Ale nikt nie pyta. Wszyscy wolą słuchać Haliny. W końcu to ona jest matką Piotra – mojego byłego męża, który przez lata potrafił grać rolę idealnego syna i męża. Tylko ja wiem, ile kosztowało mnie życie w tym teatrze pozorów.

Pamiętam dzień, w którym Piotr spakował walizkę. Był listopadowy wieczór, deszcz bębnił o parapet. Stałam w korytarzu, patrząc jak wrzuca do torby swoje rzeczy. – Naprawdę tak to zostawisz? – zapytałam cicho. – Po prostu wyjdziesz?

Nie spojrzał mi w oczy. – Tak będzie lepiej dla nas obojga – rzucił chłodno. – Zostawiam ci wszystko. Nie chcę niczego.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że już od miesięcy miał romans z koleżanką z pracy – Martą. To dla niej zostawił nasz dom i nasze życie. Ale o tym Halina nigdy nie wspomina. W jej opowieści jestem tą złą, która nie doceniła anioła.

Przez lata próbowałam być idealną żoną. Gotowałam obiady, sprzątałam, dbałam o dzieci. Piotr wracał późno z pracy, coraz częściej zamykał się w swoim świecie. Gdy pytałam, co się dzieje, odpowiadał: – Daj mi spokój, jestem zmęczony.

Z czasem przestałam pytać. Zaczęłam żyć obok niego, a nie z nim. Dzieci widziały więcej niż myślałam. Nasza córka Zosia często pytała: – Mamo, dlaczego tata się nie uśmiecha?

Nie umiałam odpowiedzieć.

Kiedy prawda wyszła na jaw – przypadkiem zobaczyłam wiadomości na jego telefonie – świat mi się zawalił. Piotr nie zaprzeczał. Powiedział tylko: – Tak wyszło. Przepraszam.

Wtedy Halina przyszła do mnie do domu i powiedziała: – Musisz być silna dla dzieci. Piotruś jest tylko człowiekiem…

Nie mogłam uwierzyć w jej słowa. To ja zostałam z dwójką dzieci, kredytem na dom i pustką w sercu. Piotr wyprowadził się do Marty i zaczął nowe życie. Ja zostałam sama z odpowiedzialnością za wszystko.

Przez pierwsze miesiące nie spałam po nocach. Bałam się o przyszłość, o dzieci, o to, czy dam radę utrzymać dom. Halina dzwoniła czasem do wnuków, ale do mnie już nie miała sprawy.

W pracy musiałam udawać, że wszystko jest w porządku. Koleżanki pytały: – Jak sobie radzisz? Uśmiechałam się i mówiłam: – Daję radę.

Ale wieczorami płakałam w poduszkę.

Najgorsze były święta. Dzieci chciały być z ojcem i ze mną jednocześnie. Piotr przyjeżdżał po nie nowym samochodem Marty i zabierał do jej mieszkania. Wróciły raz z prezentami i opowiadały: – Tata ma nową panią! Jest bardzo miła!

Czułam się wtedy jak ktoś zbędny we własnym życiu.

Po roku Piotr przestał płacić alimenty na czas. Tłumaczył się problemami finansowymi, choć wiedziałam od dzieci, że jeździ na wakacje za granicę. Halina powtarzała wszystkim: – Piotruś ma ciężko! Marta też ma dzieci z poprzedniego małżeństwa!

A ja? Ja musiałam tłumaczyć się w banku z opóźnień w spłacie kredytu.

Pewnego dnia spotkałam Halinę na rynku. Stała z sąsiadkami i opowiadała swoją wersję historii:
– Mój syn to wzór do naśladowania! Nie każdy by tak postąpił!

Nie wytrzymałam.
– Pani Halino – powiedziałam głośno – czy naprawdę uważa pani, że zostawienie rodziny bez wsparcia to szlachetność?

Spojrzała na mnie z pogardą.
– Ty zawsze musisz robić sceny…

Odwróciła się na pięcie i odeszła.

Dziś minęły już trzy lata od rozwodu. Dzieci dorastają, a ja nauczyłam się żyć na nowo. Pracuję więcej niż kiedykolwiek wcześniej, ale przynajmniej wiem, że wszystko co mam, zawdzięczam sobie.

Czasem zastanawiam się, dlaczego ludzie wolą wierzyć w piękne kłamstwa niż w trudną prawdę? Czy naprawdę tak trudno przyznać się do błędów swoich bliskich?

Może kiedyś ktoś usłyszy moją wersję historii i zastanowi się dwa razy zanim oceni drugiego człowieka tylko po tym, co usłyszy od innych…

Czy naprawdę szlachetność polega na tym, żeby zostawić wszystko i odejść? A może prawdziwa odwaga to zostać i naprawić to, co się zepsuło?