Kolejny kłopot… Dziennik Julki z Warszawy
Znowu ten sam problem… Siedzę na parapecie w moim pokoju, patrzę na szare podwórko, gdzie dzieciaki grają w piłkę, a ja czuję się jakby ktoś zamknął mnie w niewidzialnej klatce. „Jula, no chodź, proszę,” błagała Zosia, stojąc w drzwiach z miną zbitego psa. „Nie chce mi się. Nikogo tam nie znam. Idź sama albo weź ze sobą Basię, Kasię,” odpowiedziałam bez entuzjazmu, nawet nie odrywając wzroku od książki do biologii. „Egzaminy blisko, trzeba się uczyć.”
Zosia westchnęła ciężko. „Kasia wkuwa, Basia bez swojego Marka nie ruszy się, a samej jakoś głupio, jakbym latała za Darkiem.” Spojrzałam na nią kątem oka. „A nie lataś?” – rzuciłam z przekąsem. Zosia zacisnęła usta i przez chwilę milczała. W powietrzu zawisło napięcie, jakbyśmy obie czekały na wybuch. „Wiesz co? Ty zawsze wszystko wiesz najlepiej!” – krzyknęła nagle i trzasnęła drzwiami.
Zostałam sama z ciszą i wyrzutami sumienia. Przez chwilę miałam ochotę pobiec za nią, ale coś mnie powstrzymało. Może duma? Może zmęczenie tym wszystkim? Od tygodni czuję się jakbym była tylko dodatkiem do czyichś historii – córką, uczennicą, przyjaciółką na zawołanie. A gdzie w tym wszystkim jestem ja?
Mama weszła do pokoju bez pukania, jak zwykle. „Julka, ile razy mam ci mówić, żebyś nie siedziała tyle przy oknie? Przeciąg złapiesz! I posprzątaj w końcu ten bałagan na biurku.” Przewróciłam oczami. „Zaraz, mamo.” „Nie zaraz, tylko teraz! I pamiętaj, że jutro masz korepetycje z matematyki. Nie chcę słyszeć żadnych wymówek.” Wyszła tak szybko, jak weszła, zostawiając za sobą zapach jej perfum i ciężar oczekiwań.
Otworzyłam zeszyt i zaczęłam pisać dziennik. To jedyne miejsce, gdzie mogę być naprawdę sobą. „Dziś znowu pokłóciłam się z Zosią. Chyba nie rozumie, że nie mam siły na jej dramaty. Egzaminy za pasem, mama ciągle czegoś chce, tata wiecznie w pracy… Czasem mam wrażenie, że wszyscy czegoś ode mnie oczekują, a ja już nie wiem, czego chcę ja sama.”
Wieczorem telefon zadzwonił niespodziewanie. To była Zosia. Przez chwilę wahałam się czy odebrać, ale ciekawość wygrała. „Julka?” – jej głos był cichy i niepewny. „No?” – odpowiedziałam chłodno. „Przepraszam… Nie powinnam była tak wybuchnąć. Po prostu… czuję się ostatnio taka samotna. Wszyscy mają kogoś, a ja… Darek nawet nie patrzy w moją stronę.” Poczułam ukłucie współczucia. „Zosiu… Ja też nie mam lekko. Mama mnie ciśnie o szkołę, tata nawet nie pamięta kiedy mam urodziny… Może po prostu za dużo od siebie wymagamy?” Przez chwilę milczałyśmy razem w tej ciszy pełnej niedopowiedzeń.
Następnego dnia w szkole unikałyśmy się wzrokiem. Kasia podeszła do mnie na przerwie. „Coś ty zrobiła Zosi? Chodzi jak struta.” Wzruszyłam ramionami. „Nic wielkiego. Pokłóciłyśmy się.” Kasia spojrzała na mnie z wyrzutem. „Wiesz, ona naprawdę cię potrzebuje.” Poczułam się winna, ale jednocześnie miałam ochotę krzyczeć: A kto mnie potrzebuje?
Po lekcjach wróciłam do domu i usiadłam przy stole z mamą. „Jak poszło?” – zapytała bez przekonania, przeglądając rachunki. „Dobrze,” skłamałam odruchowo. „Musisz się bardziej starać, Julka. Wiesz, że twoja kuzynka Ania dostała się do najlepszego liceum w Krakowie?” Zacisnęłam pięści pod stołem. Znowu to samo porównywanie…
Wieczorem tata wrócił późno z pracy. Siedziałam już w piżamie przy komputerze, próbując uczyć się chemii. „Cześć księżniczko,” powiedział zmęczonym głosem i pocałował mnie w czoło. Pachniał kawą i papierosami. „Jak tam szkoła?” – zapytał od niechcenia. „W porządku.” „To dobrze…” – westchnął i poszedł do kuchni.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Myśli krążyły wokół Zosi, szkoły, rodziców… Czułam się jakbym tonęła w morzu cudzych oczekiwań i własnych lęków. Czy naprawdę muszę być zawsze tą odpowiedzialną? Czy ktoś kiedyś zapyta mnie: Julka, czego ty chcesz?
Kilka dni później Zosia przyszła do mnie z czekoladą i łzami w oczach. „Przepraszam,” powiedziała tylko i przytuliła mnie mocno. Płakałyśmy razem przez chwilę – ona ze smutku po Darku, ja ze zmęczenia wszystkim.
Od tamtej pory próbujemy rozmawiać szczerze o tym co nas boli – o strachu przed egzaminami, o rodzicach którzy nas nie słuchają, o samotności nawet wtedy gdy jesteśmy razem.
Czasem myślę: czy dorastanie zawsze musi tak boleć? Czy kiedyś będziemy mogły być po prostu sobą – bez udawania, bez lęku przed oceną? Może każdy z nas nosi w sobie taki niewidzialny ciężar… Ale czy musimy go dźwigać sami?