Klucze do przeszłości: Cień teściowej
— Znowu to samo — szepczę do siebie, patrząc na lekko uchylone drzwi do sypialni. Przecież zamykałam je na klucz. Przecież Marek jest w delegacji w Krakowie. Kto mógł tu wejść? Serce wali mi jak oszalałe, a w głowie kłębią się myśli. Czy to możliwe, że znowu coś sobie wyobrażam? Może to tylko przeciąg? Ale przecież klucz leżał na miejscu, a drzwi były zamknięte.
Wchodzę do środka i czuję znajomy zapach — lawenda i coś jeszcze, coś ciężkiego, jakby stare perfumy. Jadwiga. Moja teściowa zawsze pachnie tak samo. Przez chwilę stoję nieruchomo, wsłuchując się w ciszę mieszkania. Słyszę tylko własny oddech i szum deszczu za oknem.
Telefon dzwoni. To Marek.
— Cześć, kochanie. Wszystko w porządku? — pyta jego głos, ciepły i troskliwy.
— Tak… chyba tak — odpowiadam niepewnie. — Tylko…
— Co się stało?
— Nic. Po prostu… chyba jestem zmęczona.
Nie mówię mu o drzwiach. O zapachu. O tym, że czuję się obserwowana we własnym domu.
Odkładam słuchawkę i idę do kuchni. Na stole leży filiżanka po kawie. Nie moja. Nie pijam kawy wieczorem. Przysięgam, że rano jej tu nie było. Drżącymi rękami biorę ją do zlewu i myję pod gorącą wodą, jakby to mogło zmyć niepokój z mojego serca.
Następnego dnia wracam z pracy wcześniej niż zwykle. Wchodzę po cichu do mieszkania i słyszę szelest w salonie. Zastygam w progu. W lustrze odbija się sylwetka kobiety — niska, krępa postać w granatowym płaszczu. Jadwiga.
— Co ty tu robisz?! — wykrzykuję, zanim zdążę się powstrzymać.
Jadwiga odwraca się powoli, jakby nie była zaskoczona moją obecnością.
— Przyszłam tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku — mówi spokojnie, patrząc mi prosto w oczy.
— Skąd masz klucz?
— Marek mi dał. Na wszelki wypadek.
Czuję, jak ogarnia mnie fala gniewu i bezsilności. — Nie masz prawa tu wchodzić bez mojej wiedzy!
Jadwiga wzrusza ramionami. — To dom mojego syna.
Nie wiem, co odpowiedzieć. Czuję się jak intruz we własnym życiu.
Wieczorem dzwonię do Marka.
— Czy dałeś mamie klucz do naszego mieszkania?
Chwila ciszy po drugiej stronie.
— Tak… ale tylko na wszelki wypadek. Gdyby coś się stało.
— Nie powiedziałeś mi o tym.
— Myślałem, że nie będzie ci to przeszkadzać…
Nie śpię tej nocy. Przewracam się z boku na bok, słuchając odgłosów starego bloku: skrzypienia rur, stukotu kroków sąsiadów nad nami. Każdy dźwięk wydaje się podejrzany.
Przez kolejne dni Jadwiga pojawia się coraz częściej. Zostawia po sobie ślady: przestawione krzesło, świeżo umytą podłogę, kwiaty w wazonie. Zaczynam czuć się jak gość we własnym domu.
Pewnego popołudnia wracam wcześniej z pracy i zastaję ją w naszej sypialni, przeglądającą szuflady.
— Czego szukasz?!
Jadwiga podnosi głowę i patrzy na mnie z dziwnym smutkiem.
— Szukam… odpowiedzi — mówi cicho.
— Jakich odpowiedzi?
Siada na łóżku i przez chwilę milczy.
— Wiesz… kiedy Marek był mały, często chorował. Bałam się o niego każdego dnia. Twój teść był wtedy już bardzo chory… Zostałam sama z dzieckiem i strachem przed przyszłością.
Patrzę na nią z niedowierzaniem.
— Ale co to ma wspólnego z nami?
Jadwiga wzdycha ciężko.
— Są rzeczy, których nie rozumiesz. Rzeczy, które trzeba chronić…
Nie wiem, co powiedzieć. Czuję narastający lęk i złość. Dlaczego ona nie może zostawić nas w spokoju?
Wieczorem konfrontuję Marka.
— Twoja matka przeszukuje nasze rzeczy! Nie mogę już tego wytrzymać!
Marek patrzy na mnie zmęczonym wzrokiem.
— Ona po prostu się martwi…
— Martwi? Czy kontroluje? To jest różnica!
Kłócimy się długo i głośno. Padają słowa, których żadne z nas nie chce wypowiedzieć: o braku zaufania, o granicach, o tym, kto tak naprawdę rządzi naszym życiem.
Następnego dnia znajduję list schowany za książkami na półce. Stary papier, wyblakły atrament. Rozpoznaję charakter pisma Jadwigi.
„Marek nigdy nie może się dowiedzieć” — czytam drżącymi oczami. „To dla jego dobra. Muszę chronić go przed prawdą o ojcu.”
Serce podchodzi mi do gardła. Co to znaczy? Jaka prawda?
Z listem w ręku idę do Jadwigi.
— Co to znaczy? — pytam bez ogródek.
Jadwiga blednie i przez chwilę wydaje się starsza niż kiedykolwiek wcześniej.
— Twój teść… nie był ojcem Marka — mówi cicho. — Byłam młoda i głupia… Zakochałam się w kimś innym. Twój teść nigdy się nie dowiedział. Ale bałam się, że kiedyś prawda wyjdzie na jaw…
Czuję, jak świat usuwa mi się spod nóg.
— Dlatego tak go kontrolujesz? Dlatego boisz się zostawić nas samych?
Jadwiga kiwa głową ze łzami w oczach.
— Chciałam tylko chronić syna przed bólem…
Nie wiem, co robić z tą wiedzą. Czy powiedzieć Markowi? Czy milczeć?
Wieczorem siedzę sama przy kuchennym stole i patrzę na klucz leżący obok filiżanki po kawie. Ile jeszcze tajemnic kryje ten dom? Ile jeszcze rzeczy zostało przemilczanych?
Marek wraca późno i widzi mnie zamyśloną.
— Wszystko dobrze? — pyta cicho.
Patrzę na niego i zastanawiam się: czy prawda zawsze jest lepsza od kłamstwa? Czy mamy prawo decydować za innych?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy każda tajemnica powinna ujrzeć światło dzienne?