Klucze do mojego życia: Historia Wiktorii

— Klucze do naszego mieszkania zabieram. Nie dostaniesz już ode mnie ani złotówki, mamo… — powiedziałam drżącym głosem, patrząc jej prosto w oczy. W tej chwili czułam się, jakbym odcinała pępowinę, której nigdy nie miałam odwagi przeciąć. Mama stała w progu, z rękami skrzyżowanymi na piersi, jej twarz była blada i napięta. Przez chwilę myślałam, że się rozpłacze, ale ona tylko zacisnęła usta i odwróciła wzrok.

Wyszłam z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Klucze ściskałam tak mocno, że aż bolały mnie palce. To był pierwszy dzień mojego nowego życia. Miałam dwadzieścia trzy lata i po raz pierwszy czułam się naprawdę wolna — i przerażona jednocześnie. Od lat byłam tą, która wszystko załatwia, płaci rachunki, kupuje jedzenie, a mama… Mama zawsze miała jakieś wymówki: „Nie mogę znaleźć pracy”, „Jestem zmęczona”, „Ty lepiej sobie radzisz”. Byłam jej córką i matką jednocześnie.

Tego dnia pędziłam na zajęcia do klubu sportowego. Było zimno, a ja spóźniona. Światło na przejściu nie chciało się zmienić, a samochody sunęły jeden za drugim. Rozejrzałam się nerwowo — między autami pojawiła się luka. „Dasz radę!” — pomyślałam i ruszyłam przed siebie. W tej samej chwili zza zakrętu wypadł rowerzysta. Zahamował gwałtownie, niemal wpadając na mnie.

— Uważaj! — krzyknął chłopak w czarnej kurtce.

Zatrzymałam się jak wryta. Serce waliło mi jak oszalałe.

— Przepraszam… — wydusiłam z siebie.

— Nic ci nie jest? — zapytał już spokojniej, patrząc mi w oczy.

Pokręciłam głową. Był wysoki, miał ciemne włosy i ciepły uśmiech. Przez chwilę staliśmy tak na środku ulicy, ignorując klaksony i przekleństwa kierowców.

— Może kawa na uspokojenie? — zaproponował nagle.

Nie wiem, co mnie podkusiło, ale zgodziłam się. Tak poznałam Krzysztofa.

W kawiarni opowiedziałam mu o wszystkim — o matce, o tym, jak od lat jestem dla niej podporą, o tym, że dziś postanowiłam to przerwać. Słuchał uważnie, nie przerywał. W jego oczach widziałam zrozumienie.

— To trudne — powiedział cicho. — Ale czasem trzeba pomyśleć o sobie.

Od tamtej pory spotykaliśmy się coraz częściej. Krzysztof był inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam. Nie oceniał mnie, nie dawał rad na siłę. Po prostu był.

Ale życie nie jest bajką. Mama dzwoniła codziennie. Najpierw błagała o pomoc, potem groziła, że sobie nie poradzi. Czułam się winna — przecież to moja matka! Ale Krzysztof powtarzał: „Masz prawo do własnego życia”.

Pewnego wieczoru wróciłam do wynajmowanego pokoju i zobaczyłam ją pod drzwiami. Siedziała na schodach, skulona, z podkrążonymi oczami.

— Wiktoria… ja nie mam gdzie pójść…

Zamarłam. Wiedziałam, że jeśli ją wpuszczę, wszystko zacznie się od nowa.

— Mamo… Musisz sama sobie poradzić. Ja już nie mogę…

Patrzyła na mnie długo, a potem wstała i odeszła bez słowa.

Przez kolejne dni nie mogłam spać. W pracy byłam rozkojarzona, na treningach nie miałam siły biegać. Krzysztof próbował mnie pocieszać:

— Nie jesteś złą córką. Po prostu chcesz żyć po swojemu.

Ale czy to naprawdę takie proste? Czy można zostawić własną matkę samą? Czy egoizm jest grzechem?

Minęły tygodnie. Mama przestała dzwonić. Zaczęłam powoli oddychać pełną piersią. Z Krzysztofem było coraz lepiej — wspólne spacery po Starym Mieście, rozmowy do późna w nocy… Czułam się szczęśliwa i wolna jak nigdy wcześniej.

Aż pewnego dnia dostałam list polecony. Mama trafiła do szpitala — wyczerpanie organizmu, depresja. Lekarz powiedział mi przez telefon:

— Pani matka potrzebuje pomocy psychologicznej i wsparcia rodziny.

Znowu poczułam ten znajomy ucisk w żołądku. Pojechałam do niej natychmiast. Leżała na łóżku szpitalnym, drobna i bezbronna jak dziecko.

— Przepraszam… — wyszeptała słabo.

Usiadłam obok niej i pierwszy raz od lat po prostu ją przytuliłam.

Nie wiem, co będzie dalej. Może nigdy nie będziemy idealną rodziną. Ale wiem jedno: czasem trzeba zabrać klucze do swojego życia i zamknąć za sobą drzwi — nawet jeśli boli.

Czy można być szczęśliwym bez poczucia winy? Czy miłość do siebie zawsze oznacza krzywdę dla innych? Czasem mam wrażenie, że odpowiedzi nigdy nie znajdę…