Kiedy świat wali się w jednej chwili: Historia Elżbiety, która musiała nauczyć się żyć od nowa
— Elżbieta, musimy porozmawiać — usłyszałam głos mojego męża, Stanisława, zanim jeszcze zdążyłam odłożyć nóż, którym kroiłam marchewkę na rosół. W drzwiach kuchni stał nie sam. Obok niego — dziewczyna o jasnych włosach, ledwie dwudziestoletnia, z niepewnym uśmiechem i oczami spuszczonymi w podłogę. — To jest Ania — powiedział Stanisław. — Od dziś będzie z nami mieszkać. Zamierzam się z nią ożenić.
Przez chwilę miałam wrażenie, że śnię. Że zaraz się obudzę i wszystko wróci do normy. Ale nie — Staś patrzył na mnie poważnie, jakby właśnie ogłaszał coś zupełnie naturalnego. Poczułam, jak świat pod moimi stopami zaczyna się chwiać.
— Stanisławie, czy ty oszalałeś? — wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. — Co ty wyprawiasz?
On tylko wzruszył ramionami. — Ela, życie jest krótkie. Zasługuję na szczęście. Ty też powinnaś to zrozumieć.
Nie pamiętam, jak wybiegłam z kuchni. Zamknęłam się w łazience i przez drzwi słyszałam ich rozmowy, śmiechy, jakby nic się nie stało. Przez całą noc nie zmrużyłam oka. W głowie miałam tylko jedno pytanie: dlaczego? Co zrobiłam nie tak?
Następnego dnia zadzwoniła do mnie nasza córka, Karolina.
— Mamo, co się dzieje? Tata napisał mi SMS-a, że ma nową narzeczoną?!
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czułam się upokorzona. Syn, Michał, przyszedł wieczorem i zrobił awanturę Stanisławowi.
— Tato, masz 62 lata! Ona jest młodsza ode mnie! Co ty sobie wyobrażasz?
Stanisław był niewzruszony. — Michał, to jest moja decyzja. Chcę być szczęśliwy.
Ania siedziała cicho w kącie, patrząc na swoje dłonie. Próbowałam z nią rozmawiać, ale była zamknięta w sobie. W końcu zebrałam się na odwagę.
— Aniu, dlaczego zgodziłaś się na coś takiego?
Spojrzała na mnie niepewnie. — Ja… nie mam nikogo. Rodzice mnie wyrzucili z domu. Stanisław mi pomógł…
Poczułam mieszankę współczucia i gniewu. Czy mój mąż naprawdę wykorzystał jej bezradność? Czy ona naprawdę go kocha?
W domu zaczęły się codzienne konflikty. Stanisław oczekiwał ode mnie „zrozumienia” i „wsparcia”. Ania próbowała się przystosować, ale było widać, że czuje się nieswojo. Karolina przestała przychodzić na obiady rodzinne. Michał unikał ojca.
Pewnego wieczoru usiadłam sama przy stole i zaczęłam pisać list do Stanisława:
„Nie poznaję cię. Zniszczyłeś naszą rodzinę dla własnej zachcianki. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś będziemy mogli spojrzeć sobie w oczy bez żalu.”
Nie miałam odwagi mu go dać.
Minęły tygodnie. Ludzie na osiedlu zaczęli plotkować. Sąsiadka, pani Grażyna, zapytała mnie w sklepie:
— Elżbieto, to prawda, że twój mąż ma nową pannę?
Czułam się jakby ktoś oblał mnie zimną wodą.
W końcu postanowiłam porozmawiać z Anią szczerze.
— Aniu, jesteś jeszcze młoda. Nie musisz wiązać się z kimś takim jak Stanisław tylko dlatego, że ci pomógł.
Zaczęła płakać.
— Ja nie wiem, co robić… On mówi, że mnie kocha… Ale ja czuję się tu obco…
Przytuliłam ją. Po raz pierwszy poczułam wobec niej coś innego niż zazdrość czy gniew — poczułam litość.
Stanisław coraz częściej znikał z domu na całe dnie. Ania siedziała sama w swoim pokoju. Ja próbowałam żyć normalnie: chodziłam do pracy w bibliotece miejskiej, gotowałam obiady dla siebie i dzieci (kiedy jeszcze chciały przychodzić). Ale wszystko było inne.
W końcu przyszedł dzień ślubu. Stanisław nalegał na skromną uroczystość w urzędzie stanu cywilnego. Nikt z naszej rodziny nie chciał przyjść poza mną — poszłam tylko po to, żeby zobaczyć na własne oczy koniec mojego małżeństwa.
Po wszystkim wróciłam do pustego mieszkania i długo patrzyłam w lustro.
Kim jestem bez Stanisława? Czy przez te wszystkie lata byłam tylko dodatkiem do jego życia?
Kilka miesięcy później Ania wyprowadziła się bez słowa. Stanisław został sam. Próbował do mnie wrócić, ale już nie potrafiłam mu wybaczyć.
Dziś jestem sama — ale wolna od kłamstw i upokorzeń. Odbudowuję relacje z dziećmi. Czasem zastanawiam się: czy można zacząć wszystko od nowa po sześćdziesiątce? Czy zdrada zawsze musi oznaczać koniec rodziny?
A może to właśnie wtedy zaczynamy naprawdę żyć dla siebie?