Już nie jesteś dla mnie matką – historia o utraconym zaufaniu

— Słucham. Kto mówi? — mój głos był zmęczony, może nawet trochę zirytowany. Po długim dniu w pracy marzyłem tylko o ciszy i spokoju. Telefon zadzwonił, gdy już siedziałem w aucie, gotowy wracać do domu. Nieznany numer. Zazwyczaj nie odbieram takich połączeń, ale tym razem coś mnie tknęło.

— To ja… Cześć — usłyszałem kobiecy głos, cichy, jakby niepewny. Nie rozpoznałem go. Przez chwilę milczałem, próbując sobie przypomnieć, czyj to może być głos.

— Kto to „ja”? — spytałem ostrożnie, czując narastający niepokój. — Proszę się przedstawić!

Chwila ciszy. Wreszcie ledwo słyszalny szept:

— To ja… twoja matka.

Serce zamarło mi w piersi. Przez moment miałem wrażenie, że czas się zatrzymał. Matka? Przecież od lat nie miałem z nią kontaktu. Ostatni raz widziałem ją na pogrzebie ojca, kiedy nawet nie spojrzała mi w oczy. Od tamtej pory była dla mnie kimś obcym. Kimś, kto mnie zdradził.

— Czego chcesz? — zapytałem chłodno, starając się ukryć drżenie głosu.

— Musimy porozmawiać… Proszę cię, Bartku…

To imię zabrzmiało w jej ustach obco, jakby wypowiadała je po raz pierwszy. Przez chwilę miałem ochotę rozłączyć się bez słowa, ale coś mnie powstrzymało. Może ciekawość, może resztki dawnych uczuć.

— O czym? — spytałem szorstko.

— O nas… O tym wszystkim, co się stało…

Zacisnąłem dłonie na kierownicy. Przed oczami stanęły mi obrazy z dzieciństwa: matka śmiejąca się przy stole, jej ciepłe ramiona, kiedy byłem mały i bałem się burzy. Potem wszystko się zmieniło. Pojawił się on — Andrzej. Najpierw był tylko znajomym rodziny, potem coraz częściej bywał u nas w domu. Ojciec pił coraz więcej, matka coraz częściej znikała na całe noce. W końcu pewnego dnia po prostu odeszła. Zostawiła mnie z ojcem alkoholikiem i nową rodziną na drugim końcu miasta.

— Nie mamy o czym rozmawiać — powiedziałem twardo.

— Proszę cię… Daj mi szansę wszystko wyjaśnić…

W głosie matki pojawiła się rozpacz, której nie potrafiłem zignorować. Przez chwilę walczyłem ze sobą. W końcu westchnąłem ciężko.

— Dobrze. Ale tylko raz. Spotkajmy się jutro w kawiarni przy rynku.

Rozłączyłem się bez słowa pożegnania. Przez całą drogę do domu czułem narastający niepokój. Wspomnienia wracały falami: kłótnie rodziców, krzyki za zamkniętymi drzwiami, płacz matki w nocy. Pamiętam dzień, kiedy spakowała walizkę i wyszła bez słowa wyjaśnienia. Miałem wtedy trzynaście lat i przez długi czas wierzyłem, że to moja wina.

W domu czekała na mnie żona, Marta. Od razu zauważyła, że coś jest nie tak.

— Co się stało? — zapytała z troską.

— Zadzwoniła moja matka — odpowiedziałem cicho.

Marta objęła mnie ramieniem.

— Może warto ją wysłuchać?

Pokręciłem głową.

— Nie wiem, czy potrafię jej wybaczyć.

Noc była niespokojna. Przewracałem się z boku na bok, wspominając dzieciństwo i młodość naznaczoną samotnością i poczuciem odrzucenia. Rano obudziłem się zmęczony i rozdrażniony.

Kawiarnia była prawie pusta. Usiadłem przy oknie i czekałem. Matka przyszła punktualnie. Wyglądała starzej niż ją zapamiętałem — siwe włosy, zmęczone oczy, twarz poorana zmarszczkami.

— Dziękuję, że przyszedłeś — powiedziała cicho.

Milczałem. Patrzyłem na nią bez wyrazu.

— Wiem, że cię skrzywdziłam — zaczęła drżącym głosem. — Nie potrafię sobie tego wybaczyć… Ale wtedy byłam młoda i zagubiona… Twój ojciec…

— Mój ojciec był alkoholikiem przez ciebie! — przerwałem jej ostro.

Matka spuściła wzrok.

— Może masz rację… Ale ja też cierpiałam… Andrzej był dla mnie ucieczką… Myślałam, że znajdę przy nim szczęście…

Poczułem narastającą złość.

— A ja? Zostawiłaś mnie samego! Nawet nie próbowałaś walczyć o mnie!

Łzy napłynęły jej do oczu.

— Bałam się… Myślałam, że będzie ci lepiej z ojcem…

Parsknąłem śmiechem bez radości.

— Naprawdę w to wierzysz?

Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Matka wyciągnęła do mnie rękę, ale cofnąłem się odruchowo.

— Chciałam ci powiedzieć prawdę… Andrzej zostawił mnie po roku… Zostałam sama… Próbowałam do ciebie wrócić, ale twój ojciec mi nie pozwolił…

Patrzyłem na nią z niedowierzaniem.

— Przez tyle lat nawet nie próbowałaś się ze mną skontaktować!

— Pisałam listy… Ale nigdy nie dostałam odpowiedzi…

Zacisnąłem pięści pod stołem.

— Może dlatego, że nigdy ich nie dostałem?

Matka rozpłakała się na dobre.

— Przepraszam… Wiem, że nie zasługuję na twoje przebaczenie… Ale chciałam ci powiedzieć jedno: zawsze cię kochałam…

Siedziałem sztywno, walcząc ze łzami. Chciałem jej nienawidzić, ale gdzieś głęboko czułem żal i tęsknotę za tym, co utraciłem.

Wyszedłem z kawiarni bez słowa pożegnania. Na ulicy zatrzymałem się i spojrzałem w niebo. Czy można wybaczyć komuś taką zdradę? Czy kiedykolwiek będziemy jeszcze rodziną?

Może każdy z nas nosi w sobie rany z dzieciństwa, których nie da się zagoić? Czy warto próbować je leczyć – nawet jeśli to boli bardziej niż sama rana?