Jeden dzień zmienił wszystko: Mój mąż upadł na podwórku, a moje życie zamieniło się w koszmar, ale nie potrafię go zostawić

– Mamo, co się dzieje z tatą? – głos mojego syna, Michała, rozdzierał ciszę letniego popołudnia. Stałam na środku podwórka, patrząc na leżącego na trawie Piotra. Jego twarz była wykrzywiona, a ręka bezwładnie opadła na ziemię. Przez chwilę nie mogłam się ruszyć. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie.

– Michał, dzwoń po karetkę! – krzyknęłam, czując jak serce wali mi w piersi. Klęknęłam przy Piotrze, próbując go ocucić. – Piotrek, słyszysz mnie? Otwórz oczy! Proszę cię!

To był zwykły dzień. Piotr zawsze lubił majsterkować w ogrodzie. Był silny, wysoki, zawsze uśmiechnięty. Sąsiedzi mówili, że to „złota rączka”. Nigdy nie chorował, nie narzekał. Aż do tego dnia.

Karetka przyjechała szybko. Michał płakał, trzymając mnie za rękę. Ja starałam się być silna. W szpitalu lekarz powiedział to słowo: udar. I jeszcze jedno: „Stan ciężki”.

Czekałam całą noc na korytarzu, patrząc na białe ściany i modląc się, żeby Piotr przeżył. W głowie miałam tylko jedno: „Nie mogę go stracić”.

Piotr przeżył. Ale już nigdy nie był taki sam.

Po miesiącu wrócił do domu. Sparaliżowana prawa strona ciała, niewyraźna mowa, napady złości i płaczu. Lekarze powiedzieli: „To normalne po udarze”. Ale dla mnie nic nie było już normalne.

– Musisz być cierpliwa – powtarzała mi mama przez telefon. – On cię potrzebuje.

Ale nikt nie pytał, czego ja potrzebuję.

Każdy dzień wyglądał podobnie. Rano pomagałam Piotrowi wstać z łóżka. Myłam go, karmiłam, przebierałam. Czasem patrzył na mnie tymi swoimi dawnymi oczami i wtedy miałam nadzieję, że wróci mój Piotr. Ale zaraz potem wpadał w furię, krzyczał na mnie i na Michała, rzucał przedmiotami.

– To nie jest mój tata – powiedział kiedyś Michał szeptem. – On mnie już nie kocha.

Przytuliłam go mocno. – On cię kocha, tylko jest chory.

Ale sama w to nie wierzyłam.

Znajomi przestali dzwonić. Sąsiedzi przestali zaglądać. Zostałam sama z chorym mężem i synem, który coraz częściej zamykał się w swoim pokoju.

Pewnego wieczoru usiadłam przy stole i zaczęłam płakać. Piotr spał w pokoju obok. Michał podszedł do mnie i zapytał:

– Mamo, dlaczego jesteś smutna?

– Bo czasem jest mi bardzo ciężko – odpowiedziałam szczerze.

– Chciałbym, żeby tata był taki jak dawniej – wyszeptał.

Ja też tego chciałam.

Zaczęły się problemy finansowe. Musiałam zrezygnować z pracy, żeby opiekować się Piotrem. Zasiłek pielęgnacyjny ledwo starczał na leki i rehabilitację. Często zastanawiałam się, czy dam radę dalej tak żyć.

Pewnego dnia odwiedziła mnie siostra, Kasia.

– Musisz pomyśleć o sobie – powiedziała stanowczo. – Nie możesz poświęcić całego życia dla niego.

– Ale jak mam go zostawić? Przecież on mnie potrzebuje!

– A ty? Kto ciebie potrzebuje?

Nie umiałam odpowiedzieć.

Z czasem zaczęłam mieć żal do Piotra. Za to, że zachorował. Za to, że zabrał mi życie, które mieliśmy razem. Za to, że już nie był tym samym człowiekiem.

Któregoś dnia podczas rehabilitacji Piotr spojrzał na mnie i powiedział niewyraźnie:

– Przepraszam…

Zaskoczył mnie tym słowem. Usiadłam obok niego i zaczęłam płakać.

– Ja też cię przepraszam – wyszeptałam.

Nie wiem za co dokładnie przepraszałam. Może za to, że czasem mam ochotę uciec? Że czasem nienawidzę tego życia?

Wieczorami leżałam w łóżku i myślałam o dawnych czasach. O tym, jak Piotr zabierał mnie na rowerowe wycieczki do lasu pod Warszawą. Jak śmialiśmy się z Michałem nad jeziorem w Augustowie. Jak planowaliśmy wspólną starość.

Teraz moją codziennością były pampersy, leki i krzyki chorego męża.

Czasem nachodziły mnie myśli: „Może powinnam odejść? Oddać go do ośrodka?”. Ale potem patrzyłam na niego i widziałam w jego oczach strach przed samotnością.

Pewnej nocy obudził mnie szloch Piotra. Usiadłam przy nim na łóżku.

– Boję się… – wyszeptał drżącym głosem.

– Czego?

– Że mnie zostawisz…

Objęłam go mocno i wtedy poczułam, jak bardzo jest bezbronny.

Michał dorastał szybciej niż rówieśnicy. Pomagał mi przy ojcu, ale widziałam jak bardzo go to przytłacza.

– Mamo, czy tata kiedyś wyzdrowieje?

Nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie.

Czasem miałam ochotę wykrzyczeć całemu światu: „Nie chcę już tak żyć!”. Ale potem przypominałam sobie przysięgę: „W zdrowiu i w chorobie”.

Zdarzały się dni lepsze i gorsze. Czasem Piotr potrafił się uśmiechnąć albo powiedzieć coś zabawnego. Wtedy wierzyłam, że jeszcze wszystko może się ułożyć.

Ale najczęściej czułam się jak więzień własnego życia.

Pewnego popołudnia przyszła do nas sąsiadka, pani Zofia.

– Pani Aniu – powiedziała cicho – ja wiem, że pani jest ciężko… Ale proszę pamiętać o sobie. Proszę czasem wyjść na spacer albo spotkać się z kimś…

Uśmiechnęłam się smutno. Nie pamiętałam już kiedy ostatni raz byłam gdzieś sama.

Wieczorem napisałam list do siebie samej:
„Aniu,
jesteś silniejsza niż myślisz. Masz prawo być zmęczona i zła. Ale masz też prawo do szczęścia.”

Schowałam list do szuflady i postanowiłam spróbować żyć choć trochę dla siebie.

Zaczęłam wychodzić na krótkie spacery, spotykać się z Kasią na kawie raz w tygodniu. Michał zaczął chodzić na zajęcia sportowe po szkole.

Piotr coraz częściej milczał, ale czasem łapał mnie za rękę i patrzył z wdzięcznością.

Nauczyłam się żyć z żalem i tęsknotą za dawnym życiem. Ale też nauczyłam się doceniać małe rzeczy: uśmiech syna, cichy wieczór przy herbacie, promień słońca wpadający przez okno.

Czasem myślę: „Czy gdybym wiedziała, co nas czeka, zdecydowałabym się zostać przy Piotrze?” Nie znam odpowiedzi na to pytanie.

Ale wiem jedno: każdy dzień to walka o siebie i o tych, których kocham.

Czy miłość naprawdę wystarczy, by przetrwać najtrudniejsze chwile? Czy można być szczęśliwym mimo wszystkiego? Co wy byście zrobili na moim miejscu?