Inaczej być nie mogło: Opowieść o matce, córce i oczekiwaniach

— Witaj, Serafino. Jak się masz? Dawno cię nie widziałam. Córka jeszcze nie wyszła za mąż? — zatrzymała mnie przed sklepem Zofia, dawna znajoma z pracy. Jej spojrzenie było przenikliwe, a usta wykrzywił lekki uśmiech, który miał być uprzejmy, ale czułam w nim nutę wyższości.

Zacisnęłam dłonie na rączce torby z zakupami. — Dzień dobry, Zosiu. Hania ma dopiero dwadzieścia cztery lata, jeszcze ma czas — odpowiedziałam, starając się brzmieć spokojnie.

— A ty nie choruj. A czemu się tak interesujesz? Masz już dla niej kandydata? Nam byle kto nie pasuje. Moja Hania jest dobrze wychowana, czyta mądre książki — dodałam z lekką ironią, choć wiedziałam, że to tylko pogorszy sprawę.

Zofia zmrużyła oczy. — U nas w domu też się czyta. Ale wiesz, jak to jest… Lepiej mieć kogoś przy boku. Samotność nie jest dla młodych dziewczyn. — Skinęła głową i ruszyła dalej, zostawiając mnie z poczuciem winy i złości.

Stałam jeszcze chwilę przed sklepem, patrząc na szare niebo nad naszym miasteczkiem. Zawsze wydawało mi się, że jestem silna. Że dam radę wychować Hanię sama, po swojemu. Ale im była starsza, tym częściej czułam na sobie spojrzenia sąsiadek i słyszałam szepty za plecami: „Taka ładna dziewczyna, a matka nie potrafi jej wydać za mąż”.

Wróciłam do domu szybkim krokiem. Hania siedziała przy stole w kuchni, pochylona nad książką. Jej długie włosy opadały na twarz, a palce nerwowo bawiły się zakładką.

— Znowu czytasz? — zapytałam ostrzej, niż zamierzałam.

Podniosła wzrok. — Mamo, mam jutro kolokwium. Muszę się przygotować.

Westchnęłam ciężko i postawiłam torbę na stole. — Może byś czasem wyszła z domu? Spotkała się z kimś? Zosia pytała dziś o ciebie…

Hania skrzywiła się lekko. — Mamo, proszę cię… Nie chcę rozmawiać o Zosi ani o jej synu. To nie jest dla mnie.

— A co jest dla ciebie? Siedzenie w książkach całe życie? — Głos mi zadrżał. Wiedziałam, że przesadzam, ale nie mogłam się powstrzymać.

— Chcę skończyć studia, znaleźć pracę… Może wyjechać do większego miasta. Tu wszyscy tylko gadają i patrzą na ręce.

Poczułam ukłucie w sercu. Bałam się tego wyjazdu bardziej niż czegokolwiek innego. Byłyśmy tylko we dwie od tylu lat… Po śmierci męża Hania stała się moim całym światem.

— Wiesz, że nie będzie ci tam łatwo — powiedziałam cicho.

— Tu też nie jest łatwo — odpowiedziała spokojnie i wróciła do książki.

Wieczorem długo leżałam bezsennie w łóżku. Słyszałam cichy szelest kartek w pokoju Hani i myślałam o tym, jak bardzo różnimy się od innych rodzin w naszym miasteczku. Inaczej być nie mogło — powtarzałam sobie w myślach. Po śmierci Andrzeja musiałam być silna dla nas obu. Ale czy nie przesadziłam? Czy nie zamknęłam Hani w złotej klatce własnych lęków?

Następnego dnia rano Hania wyszła wcześnie na uczelnię. Zaparzyłam sobie kawę i usiadłam przy oknie. Przez szybę widziałam Zofię rozmawiającą z sąsiadką. Ich spojrzenia co chwilę padały na nasz dom.

Telefon zadzwonił nagle, wyrywając mnie z zamyślenia.

— Serafino? To ja, Basia. Słyszałam, że twoja Hania dostała stypendium! Gratuluję! — głos Basi był szczery i ciepły.

— Dziękuję… Tak, jestem dumna z niej — odpowiedziałam i poczułam łzy pod powiekami.

— Nie przejmuj się tymi gadaniem. Twoja córka jest wyjątkowa. Nie każda musi wychodzić za mąż zaraz po studiach — dodała Basia.

Po rozmowie długo siedziałam w ciszy. Może rzeczywiście za bardzo przejmuję się opinią innych? Może powinnam pozwolić Hani żyć po swojemu?

Wieczorem Hania wróciła zmęczona, ale uśmiechnięta.

— Mamo… Dostałam propozycję stażu w Warszawie! — powiedziała z błyskiem w oku.

Serce mi zamarło. Warszawa… Tak daleko od domu, od wszystkiego co znane i bezpieczne.

— To świetnie… — wymusiłam uśmiech. — Ale…

— Wiem, boisz się o mnie. Ale muszę spróbować. Inaczej będę żałować całe życie — przerwała mi delikatnie.

Patrzyłam na nią długo w milczeniu. Widziałam w niej siebie sprzed lat — młodą dziewczynę pełną marzeń i lęków, którą życie zmusiło do rezygnacji z własnych planów.

— Chcę, żebyś była szczęśliwa — powiedziałam w końcu cicho.

Przytuliła mnie mocno.

Tamtej nocy długo rozmyślałam o tym wszystkim. O plotkach sąsiadek, o oczekiwaniach rodziny, o własnych strachach i niespełnionych marzeniach. Czy naprawdę musimy żyć tak, jak chcą inni? Czy mogę pozwolić Hani być sobą?

Czasem myślę: czy gdybym była odważniejsza dla siebie samej wtedy, byłabym dziś szczęśliwsza? Czy każda matka musi wybierać między własnym lękiem a szczęściem dziecka? Inaczej być nie mogło… A może jednak mogło?