Gorzki rachunek miłości: Kiedy wesele staje się próbą
– Michał, musimy porozmawiać – głos Magdy drżał, a jej oczy były pełne łez. Stała w kuchni, ściskając w dłoni telefon. Wiedziałem już, że coś jest nie tak.
– Co się stało? – zapytałem, choć serce waliło mi jak młotem.
– Moi rodzice… Oni… – urwała, szukając słów. – Nie mogą nam pomóc z weselem. W ogóle.
Zamarłem. Przez ostatnie miesiące planowaliśmy ślub marzeń. Magda powtarzała, że jej rodzice, Teresa i Andrzej, obiecali pokryć połowę kosztów. To miało być nasze wspólne święto, rodzinne spotkanie po latach, symboliczny początek nowego życia. Teraz wszystko runęło.
– Ale jak to? Przecież… – zacząłem, ale Magda przerwała mi gwałtownie:
– Tata stracił pracę. Mama nie chce o tym mówić, ale wiem, że mają długi. Nie mogą nawet pożyczyć pieniędzy od rodziny.
Usiadłem ciężko na krześle. W głowie miałem mętlik: sala już zarezerwowana, zaliczka wpłacona, lista gości – ponad sto osób, z czego połowa to rodzina Magdy. Wśród nich ciotki z Białegostoku, kuzyni z Wrocławia, nawet babcia Zosia, która od lat nie opuszczała swojego mieszkania na Pradze.
– Co teraz? – spytałem cicho.
Magda spojrzała na mnie bezradnie.
– Nie wiem. Może powinniśmy wszystko odwołać?
To jedno zdanie rozdarło mnie na pół. Z jednej strony czułem gniew – dlaczego rodzice Magdy zaprosili tylu gości, skoro wiedzieli, że nie będą mogli pomóc? Z drugiej strony widziałem jej ból i wstyd. Wiedziałem też, że moja mama już od miesięcy odkładała każdy grosz na nasze wesele, a tata dorabiał po godzinach jako kierowca autobusu nocnego.
Wieczorem zadzwoniłem do mamy.
– Mamo… Mamy problem z weselem – zacząłem niepewnie.
– Co się stało? – zapytała od razu.
Opowiedziałem jej wszystko. Słyszałem w słuchawce ciężkie westchnienie.
– Synku, my ci pomożemy, ale sami nie damy rady pokryć wszystkiego. Może trzeba będzie ograniczyć liczbę gości?
Wiedziałem, że to jedyne rozsądne wyjście. Ale jak powiedzieć Magdzie, że musi wykreślić połowę swojej rodziny? Jak powiedzieć własnej babci, że nie będzie mogła zobaczyć ślubu jedynego wnuka?
Przez kolejne dni atmosfera w naszym mieszkaniu była gęsta jak mgła nad Wisłą jesienią. Magda zamknęła się w sobie. Ja chodziłem rozdrażniony i milczący. Każda rozmowa kończyła się kłótnią.
– To twoi rodzice zaprosili tylu ludzi! – wybuchnąłem pewnego wieczoru.
– A twoi co? Myślisz, że twoja mama nie chciałaby zaprosić wszystkich swoich sióstr? Po prostu nie ma odwagi ci tego powiedzieć!
Czułem się bezsilny. Każde rozwiązanie wydawało się złe. Odwołać wesele? Ograniczyć liczbę gości? Pożyczyć pieniądze od znajomych? Zaciągnąć kredyt?
Pewnej nocy nie mogłem zasnąć. Wyszedłem na balkon i patrzyłem na światła miasta. Przypomniałem sobie dzieciństwo – skromne święta u dziadków na wsi, wspólne obiady przy jednym stole. Czy naprawdę potrzebujemy wystawnego wesela za kilkadziesiąt tysięcy złotych?
Następnego dnia zaproponowałem Magdzie:
– Może zrobimy małe przyjęcie tylko dla najbliższych?
Popatrzyła na mnie z wyrzutem:
– A co powiem rodzinie? Że nas nie stać? Że muszą zostać w domu?
– Magda… To nie nasza wina. Nie możemy udawać przed całym światem.
Milczała długo. W końcu wyszła z domu bez słowa.
Tego dnia zadzwonił do mnie Andrzej, ojciec Magdy.
– Michał… Przepraszam cię za wszystko. Wiem, że zawiodłem wasze zaufanie. Ale życie czasem pisze własne scenariusze.
Słuchałem go w milczeniu. Czułem żal i gniew, ale też współczucie.
– Rozumiem, panie Andrzeju. Ale musimy jakoś rozwiązać tę sytuację.
– Może… Może powinniśmy wszyscy usiąść razem i porozmawiać? – zaproponował cicho.
Spotkaliśmy się wieczorem u moich rodziców. Atmosfera była napięta jak przed burzą. Mama podała herbatę, tata siedział sztywno na krześle.
– Musimy być szczerzy – zaczęła Teresa. – Nie damy rady pomóc finansowo. Ale możemy pomóc w organizacji, gotowaniu, dekoracjach…
Moja mama skinęła głową.
– My też nie mamy fortuny. Ale możemy zrobić coś skromnego, własnymi siłami.
Patrzyliśmy na siebie przez długą chwilę. W końcu Magda odezwała się cicho:
– Chcę wyjść za Michała. Nieważne gdzie i jak. Byle razem.
Poczułem ulgę i wzruszenie.
Zaczęliśmy planować wszystko od nowa: skromny obiad w ogrodzie moich rodziców, własnoręcznie robione dekoracje, ciasto pieczone przez babcię Zosię i moją ciocię Halinę. Zaprosiliśmy tylko najbliższych – rodziców, rodzeństwo, dziadków i kilku przyjaciół.
Nie obyło się bez łez i pretensji ze strony dalszej rodziny Magdy:
– Jak to?! Myśmy już kupili prezenty! – krzyczała ciotka Basia przez telefon.
– Przykro nam, ale sytuacja się zmieniła – tłumaczyła Magda ze łzami w oczach.
W dniu ślubu padał deszcz. Siedzieliśmy pod namiotem rozstawionym w ogrodzie, śmiejąc się przez łzy nad miską barszczu i talerzem pierogów. Było skromnie, ale prawdziwie. Patrzyłem na Magdę i wiedziałem, że przeszliśmy razem przez coś ważniejszego niż wystawne wesele – przez próbę naszej miłości i lojalności wobec siebie.
Wieczorem usiedliśmy razem na schodach domu moich rodziców.
– Myślisz, że kiedyś będziemy się z tego śmiać? – spytała Magda cicho.
Objąłem ją mocno.
– Może tak… A może to właśnie ten dzień będziemy wspominać jako najważniejszy w naszym życiu?
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę warto poświęcać szczerość i bliskość dla pozorów i oczekiwań innych? Czy to nie właśnie trudne chwile pokazują nam prawdziwą wartość miłości?