Gdybym tylko wiedział, co przyniesie los…

Gdybym tylko wiedział, co przyniesie los…

Autobus podskakiwał na wybojach, a ja czułem, jak każda dziura w drodze odbija się echem w moich kościach. Kierowca przeklinał pod nosem, omijając kałuże, czasem nawet wyjeżdżając na przeciwległy pas. W środku było niewielu pasażerów – w końcu środek tygodnia, szary poranek. Patrzyłem przez brudne okno na zszarzały śnieg, który jeszcze kilka dni temu był biały i czysty. Jeszcze trochę i całkiem zniknie, a lato już tuż-tuż. Na kolejnym wyboju autobus znów podskoczył, a kierowca ponownie zaklął głośno.

— Tak można zostać kaleką — mruknął starszy pan siedzący naprzeciwko mnie, poprawiając czapkę.

Uśmiechnąłem się krzywo. W głowie miałem tysiąc myśli. Dziś miałem odwiedzić matkę w szpitalu. Znowu. Od tygodnia leżała po udarze i nie poznawała mnie za każdym razem, gdy wchodziłem do sali. Ojciec nie chciał ze mną rozmawiać. Odkąd wróciłem z Warszawy po nieudanym małżeństwie, czułem się jak piąte koło u wozu. Brat, Michał, od lat mieszkał w Niemczech i nawet nie zadzwonił, gdy dowiedział się o chorobie mamy. Wszystko spadło na mnie.

Autobus zatrzymał się gwałtownie na przystanku przy szpitalu. Wysiadłem i od razu poczułem wilgoć pod stopami – śnieg topniał, zamieniając chodnik w błoto. Przez chwilę stałem przed wejściem, zbierając się na odwagę. W środku pachniało lizolem i starymi gazetami. Pielęgniarka spojrzała na mnie z politowaniem.

— Pokój 214 — powiedziała bez pytania.

Wszedłem do sali. Mama leżała z zamkniętymi oczami, oddychając ciężko. Ojciec siedział przy oknie, patrząc gdzieś daleko.

— Cześć — powiedziałem cicho.

Nie odpowiedział. Tylko lekko drgnął na dźwięk mojego głosu.

— Jak się dziś czuje? — zapytałem, choć wiedziałem, że nie dostanę odpowiedzi.

Ojciec wzruszył ramionami.

— Tak samo jak wczoraj. I przedwczoraj. — Jego głos był zmęczony i zimny.

Usiadłem na krześle obok łóżka mamy. Przez chwilę panowała cisza, którą przerywało tylko tykanie zegara i szum respiratora.

— Michał dzwonił? — zapytałem niepewnie.

Ojciec spojrzał na mnie z pogardą.

— Twój brat ma swoje życie. Nie każdy może być nieudacznikiem jak ty.

Zacisnąłem pięści pod stołem. Ile razy jeszcze musiałem to słyszeć? Ile razy miałem udowadniać, że jestem coś wart?

— Przynajmniej ja tu jestem — powiedziałem cicho.

Ojciec prychnął i odwrócił się do okna.

Siedziałem tak przez godzinę, patrząc na mamę i próbując przypomnieć sobie czasy, kiedy wszystko było proste. Kiedy byłem dzieckiem i mama piekła szarlotkę na niedzielę, a ojciec śmiał się przy stole. Teraz wszystko się rozpadło. Rodzina była tylko słowem.

Po południu wróciłem do domu – starego mieszkania w bloku z wielkiej płyty na obrzeżach miasta. W kuchni czekała na mnie sterta brudnych naczyń i rachunki za prąd. Usiadłem przy stole i schowałem twarz w dłoniach.

Telefon zadzwonił nagle, przeszywając ciszę.

— Kazik? — usłyszałem głos Ewy, mojej byłej żony.

Zamarłem. Nie rozmawialiśmy od miesięcy.

— Czego chcesz? — zapytałem ostrożnie.

— Musimy pogadać — powiedziała cicho. — Chodzi o Olę.

Moja córka. Moje jedyne światło w tym całym bałaganie.

— Co się stało? — serce zaczęło mi walić jak młotem.

— Znowu uciekła ze szkoły. Nie wiem już, co robić…

Przez chwilę milczałem. Ola miała dopiero trzynaście lat, a już sprawiała tyle problemów. Po rozwodzie widywałem ją rzadko – Ewa zabrała ją do innego miasta.

— Może powinnaś… — zacząłem, ale przerwała mi gwałtownie:

— Może ty powinieneś się nią zająć! Zawsze wszystko zostawiasz innym!

Poczułem znajome ukłucie winy.

— Przyjadę jutro — powiedziałem po chwili ciszy.

Wieczorem długo nie mogłem zasnąć. Przewracałem się z boku na bok, słuchając odgłosów miasta za oknem. Myślałem o mamie, o ojcu, o Oli… O tym, jak bardzo wszystko mi się wymknęło spod kontroli.

Rano spakowałem torbę i pojechałem do Ewy. Jej mieszkanie było małe i zagracone zabawkami oraz książkami Oli. Ewa wyglądała na zmęczoną i rozgoryczoną.

— Jest u siebie — powiedziała bez powitania.

Wszedłem do pokoju córki. Siedziała na łóżku z podkulonymi nogami, słuchając muzyki przez słuchawki.

— Ola…

Nie spojrzała na mnie.

— Możemy pogadać?

Zdjęła słuchawki powoli i spojrzała na mnie z wyrzutem.

— Po co przyjechałeś? I tak cię nie obchodzi…

Zabolało mnie to bardziej niż cokolwiek innego tego dnia.

— Obchodzi mnie bardzo — powiedziałem szczerze. — Tylko… czasem nie wiem, jak to pokazać.

Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Widziałem w niej siebie sprzed lat – zagubionego chłopaka, który chciał tylko być kochany.

— Tęsknię za tobą — wyszeptała nagle Ola.

Objąłem ją ostrożnie, jakby mogła się rozpaść od jednego dotyku.

Wróciłem do domu późnym wieczorem. Telefon zadzwonił jeszcze raz – tym razem ze szpitala. Mama zmarła we śnie.

Siedziałem długo w ciemności, próbując zrozumieć sens tego wszystkiego. Rodzina – czy to tylko przypadek ludzi wrzuconych razem przez los? Czy można naprawić coś, co pękło dawno temu?

Gdybym tylko wiedział, co przyniesie los… Może wtedy potrafiłbym wybrać inaczej? A może po prostu nie mamy wpływu na to, co naprawdę ważne?