Gdybym tylko przewidziała, co mnie czeka…
Gdybym tylko przewidziała, co mnie czeka… Gdybym tylko wiedział, że tak będzie… Autobus podskakiwał na wybojach. Kierowca klął pod nosem, omijając kałuże, czasem nawet zjeżdżał na przeciwległy pas. Ludzi w autobusie było niewielu, w końcu dzień roboczy. Patrzyłem przez okno na pociemniały, osiadły śnieg. Jeszcze trochę, a całkiem stopnieje, a potem lato tuż tuż. Na kolejnym wyboju autobus znów podskoczył, a kierowca rzucił: „Jakby mi jeszcze raz ktoś powiedział, że mam łatwą robotę, to mu dam poprowadzić ten złom!”
Zacisnąłem palce na uchwycie siedzenia. Nie mogłem przestać myśleć o tym, co zostawiłem za sobą — o matce, która od tygodni nie odzywała się do mnie słowem, o ojcu, który znowu przyszedł pijany do domu i wywołał awanturę. O siostrze, która uciekła do Warszawy i nie daje znaku życia. O tym wszystkim, co miało być normalne, a stało się ciężarem nie do uniesienia.
Telefon zadzwonił nagle, wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałem na ekran — „Mama”. Przez chwilę wahałem się, czy odebrać. W końcu przesunąłem palcem po ekranie.
— Władek? — Jej głos był cichy i drżący. — Możesz wrócić dziś wcześniej?
— Mamo, jestem już w autobusie do pracy. Co się stało?
— Twój ojciec… On… — Zawahała się. — On znowu zrobił awanturę. Krzyczał na mnie i groził, że mnie zostawi. Boję się.
Zacisnąłem zęby. Ile razy już to słyszałem? Ile razy obiecywałem sobie, że to ostatni raz? Że już nigdy nie pozwolę mu jej skrzywdzić? Ale zawsze wracałem do tej samej bezsilności.
— Mamo, porozmawiamy wieczorem. Teraz muszę iść do pracy — powiedziałem chłodno i rozłączyłem się.
Autobus zatrzymał się gwałtownie na światłach. Przez szybę widziałem dzieci idące do szkoły, śmiejące się i przepychające. Przypomniałem sobie siebie sprzed lat — beztroskiego chłopaka z marzeniami o wielkim świecie. Gdzie to wszystko się podziało?
Wysiadłem na przystanku przy fabryce. Mróz szczypał w policzki, a śnieg skrzypiał pod butami. Pracowałem jako magazynier — praca ciężka i niewdzięczna, ale dawała mi choć trochę niezależności od rodziców. Koledzy z pracy już stali przy wejściu.
— Władek! Znowu nie spałeś całą noc? — zapytał Tomek z uśmiechem.
— Daj spokój — mruknąłem.
W środku było ciepło i duszno od zapachu kawy i papierosów. Szefowa, pani Grażyna, spojrzała na mnie spod okularów.
— Dziś musisz zostać dłużej. Mamy dostawę z Poznania.
Chciałem zaprotestować, ale wiedziałem, że nie mam wyboru. Potrzebowałem tej pracy bardziej niż kiedykolwiek.
Godziny mijały powoli. Myśli krążyły wokół domu — czy matka jest bezpieczna? Czy ojciec znowu wróci pijany? Czy siostra kiedyś wróci?
Po południu zadzwoniła sąsiadka.
— Władek, wracaj szybko do domu! Coś się stało twojemu ojcu!
Serce mi stanęło. Rzuciłem wszystko i wybiegłem z pracy bez słowa wyjaśnienia. Biegłem przez zaspy śniegu, potykając się o własne nogi.
W domu panował chaos. Matka płakała w kuchni, sąsiadka próbowała ją uspokoić. Ojciec leżał na podłodze w salonie — blady, z zamkniętymi oczami.
— Co się stało?!
— Zasłabł… chyba serce… — szlochała matka.
Wezwałem karetkę. Czekaliśmy wieczność. Lekarze zabrali go do szpitala.
Siedzieliśmy z matką przy stole w milczeniu.
— To wszystko moja wina — wyszeptała nagle. — Gdybym tylko była lepszą żoną…
— Mamo! Przestań! To nie twoja wina! — krzyknąłem bardziej rozpaczliwie niż gniewnie.
Łzy napłynęły mi do oczu. Całe życie próbowałem być silny dla niej i dla siostry. Ale teraz czułem się jak mały chłopiec zagubiony we własnym domu.
Wieczorem zadzwonili ze szpitala. Ojciec nie żyje.
Nie wiem, jak długo siedzieliśmy w ciszy po tej wiadomości. Matka płakała cicho, ja patrzyłem w ścianę. Przez głowę przelatywały mi obrazy: ojciec śmiejący się przy grillu latem; ojciec pijany wrzeszczący na matkę; ojciec śpiący na kanapie po kolejnej kłótni.
Następnego dnia zadzwoniła siostra.
— Władek… słyszałam… Przepraszam, że mnie nie było…
— Wracaj do domu — powiedziałem tylko.
Pogrzeb był skromny. Przyszło kilku sąsiadów i paru kolegów ojca z pracy. Matka trzymała mnie za rękę tak mocno, że aż bolało.
Po wszystkim siedzieliśmy we trójkę przy stole: ja, matka i siostra.
— Co teraz będzie? — zapytała cicho siostra.
Nie wiedziałem. Nikt z nas nie wiedział.
Minęły tygodnie. Matka zamknęła się w sobie jeszcze bardziej niż wcześniej. Siostra wróciła do Warszawy, a ja zostałem sam w domu pełnym wspomnień i niedopowiedzianych słów.
Czasem myślę: gdybym tylko przewidział, co mnie czeka… Gdybym tylko potrafił wybaczyć ojcu za to wszystko… Może wtedy byłoby łatwiej żyć dalej? Czy można naprawdę zostawić przeszłość za sobą? Czy wybaczenie jest możliwe tam, gdzie tyle lat było tylko żalu i gniewu?