Dzień, w którym wszystko się zmieniło: Rodzina w cieniu spadku

– Nie udawaj, że ci nie zależy, Anka! – głos mojej matki przeszył ciszę jak nóż. Siedziała naprzeciwko mnie przy kuchennym stole, dłonie miała splecione tak mocno, że aż pobielały jej knykcie. Obok niej mój brat, Tomek, nerwowo stukał palcami w blat.

Patrzyłam na nich i czułam, jak w gardle rośnie mi gula. Przecież to miał być zwykły dzień. Mieliśmy tylko porozmawiać o formalnościach po śmierci taty. Ale od rana czułam, że coś wisi w powietrzu. Może to przez zapach jego starego płaszcza, który wciąż wisiał w przedpokoju? Może przez to, że mama nie spojrzała mi w oczy ani razu, odkąd weszła do mieszkania?

– Nie chodzi o pieniądze – powiedziałam cicho, choć sama nie byłam pewna, czy to prawda. – Chciałam tylko… żebyśmy byli razem. Żebyśmy się nie kłócili.

Tomek prychnął. – Łatwo ci mówić. Zawsze byłaś tą lepszą. Tacie też bardziej na tobie zależało.

Zacisnęłam pięści pod stołem. To nie pierwszy raz słyszałam te słowa. Odkąd pamiętam, Tomek miał do mnie żal o wszystko: że lepiej się uczyłam, że tata zabierał mnie na ryby, a jego nie. Ale przecież to nie była moja wina!

Mama westchnęła ciężko i spojrzała na mnie z wyrzutem. – Twój ojciec zostawił testament. Chciał, żeby dom został dla ciebie. Ale przecież Tomek też tu dorastał.

Poczułam, jak robi mi się gorąco. Dom… Nasz dom na przedmieściach Warszawy, z ogrodem pełnym starych jabłoni i skrzypiącymi schodami. Miejsce, gdzie uczyłam się jeździć na rowerze, gdzie tata naprawiał rowery i opowiadał mi bajki na dobranoc. Jak mogłabym go oddać?

– To nie ja zdecydowałam – wyszeptałam. – Tata…

– Tata zawsze miał swoje ulubienice – przerwał mi Tomek z goryczą. – A ja? Ja byłem tylko dodatkiem.

Wtedy coś we mnie pękło.

– Przestań! – krzyknęłam, aż sama się przestraszyłam własnego głosu. – Zawsze wszystko zwalasz na innych! Może gdybyś częściej z nim rozmawiał, nie byłoby tak…

– Anka! – Mama podniosła głos. – Nie mów tak do brata!

Zapanowała cisza. Słychać było tylko tykanie starego zegara i szum samochodów za oknem. Przez chwilę miałam ochotę wybiec z mieszkania i nigdy nie wracać.

Ale zostałam.

– Chcecie ten dom? Proszę bardzo – powiedziałam w końcu drżącym głosem. – Ale nie liczcie na to, że będziemy udawać rodzinę.

Tomek spuścił wzrok. Mama zaczęła płakać cicho, niemal bezgłośnie.

Wtedy przypomniałam sobie tamten dzień sprzed lat. Miałam dziesięć lat, a Tomek trzynaście. Tata wrócił późno z pracy i przyniósł nam lody. Tomek był obrażony, bo dostał mniejszą porcję niż ja. Pamiętam, jak tata próbował go pocieszyć, ale Tomek wybiegł z domu trzaskając drzwiami.

Od tamtej pory coś się zmieniło. Jakby między nami wyrosła niewidzialna ściana.

Teraz ta ściana była wyższa niż kiedykolwiek.

– Może powinniśmy sprzedać dom i podzielić się pieniędzmi – zaproponowała mama przez łzy.

Pokręciłam głową. – To nie rozwiąże problemu.

Tomek spojrzał na mnie z wyrzutem.

– A co rozwiąże? Ty zawsze musisz mieć ostatnie słowo!

Zacisnęłam zęby. Chciałam mu powiedzieć wszystko: jak bardzo bolało mnie to ciągłe porównywanie, jak bardzo tęskniłam za tatą i jak bardzo bałam się zostać sama w tym wielkim domu pełnym wspomnień.

Ale nie powiedziałam nic.

Następne dni były jeszcze trudniejsze. Mama dzwoniła codziennie, próbując przekonać mnie do sprzedaży domu. Tomek przysyłał mi SMS-y pełne pretensji i żalu. Czułam się jak w potrzasku.

Pewnego wieczoru usiadłam na schodach przed domem i patrzyłam na ogród tonący w czerwcowym zmierzchu. Przypomniałam sobie, jak tata sadził te jabłonie, jak śmiał się, gdy spadaliśmy razem z drabiny podczas zbierania owoców.

Czy naprawdę mogłam to wszystko oddać?

Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi.

To był Tomek.

– Mogę wejść? – zapytał cicho.

Skinęłam głową i zaprosiłam go do kuchni.

Usiadł naprzeciwko mnie i przez chwilę milczeliśmy.

– Przepraszam – powiedział nagle. – Wiem, że to nie twoja wina. Po prostu… zawsze czułem się gorszy.

Spojrzałam na niego ze łzami w oczach.

– Ja też przepraszam. Nigdy nie chciałam cię zranić.

Siedzieliśmy tak długo, aż herbata wystygła.

– Może spróbujemy razem tu zamieszkać? – zaproponowałam nieśmiało. – Dla taty…

Tomek uśmiechnął się smutno.

– Spróbujmy.

Mama długo nie mogła pogodzić się z naszą decyzją. Ale z czasem zaczęła częściej nas odwiedzać, przynosiła domowe ciasto i opowiadała historie z młodości taty, których nigdy wcześniej nie słyszałam.

Dom znów zaczął tętnić życiem. Były kłótnie o drobiazgi, wspólne obiady i wieczory przy starych albumach ze zdjęciami.

Czasem myślę o tym dniu, kiedy wszystko się zmieniło. Czy musieliśmy przejść przez tyle bólu, żeby odnaleźć siebie nawzajem?

A może każda rodzina musi kiedyś stanąć twarzą w twarz ze swoimi demonami?

Czy wy też mieliście taki dzień, który podzielił waszą rodzinę na pół?