Dzień, w którym powiedzieliśmy Jankowi prawdę: Rodzinny sekret, który zmienił wszystko

– Mamo, czemu zawsze patrzysz na mnie tak, jakbyś czegoś żałowała? – zapytał Janek, wpatrując się we mnie spod zmarszczonych brwi. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a za oknem lał czerwcowy deszcz. W powietrzu wisiała burza, ale ta prawdziwa dopiero miała nadejść.

Zacisnęłam dłonie na kubku z herbatą. Zawsze wiedziałam, że ten dzień nadejdzie. Szesnaste urodziny Janka. Przez lata powtarzałam sobie, że jeszcze nie czas, że jeszcze za wcześnie. Ale teraz nie było już odwrotu. Spojrzałam na męża, Andrzeja, który od rana był dziwnie milczący. Nasza córka, Kasia, kręciła się po kuchni, udając, że szuka czegoś w lodówce.

– Janek… – zaczęłam cicho, ale głos mi zadrżał. – Musimy ci coś powiedzieć.

Wiedziałam, że nie będzie łatwo. Janek był naszym synem od trzynastu lat. Adoptowaliśmy go, gdy miał trzy lata – wtedy był drobnym chłopcem z wielkimi oczami i nieufnym spojrzeniem. Pamiętam ten dzień jak dziś: szpitalne korytarze, zapach płynu do dezynfekcji i ta cisza, która zapadała między mną a Andrzejem, gdy podpisywaliśmy dokumenty.

– O co chodzi? – Janek zmarszczył brwi jeszcze mocniej. – Znowu coś przeskrobałem?

Andrzej westchnął ciężko i spojrzał na mnie błagalnie. To ja miałam mówić.

– Janku… – zaczęłam ponownie. – Nie jesteś naszym biologicznym synem.

Cisza była gęsta jak śmietana. Kasia przestała udawać i odwróciła się do nas plecami. Janek patrzył na mnie przez chwilę bez słowa, jakby próbował zrozumieć sens moich słów.

– Co to znaczy? – zapytał w końcu głucho.

– Adoptowaliśmy cię… Kiedy miałeś trzy lata. Twoja mama… twoja biologiczna mama… nie mogła się tobą opiekować.

Widziałam, jak jego twarz blednie. Wstał gwałtownie, przewracając krzesło.

– Czyli całe życie mnie okłamywaliście?!

Kasia odwróciła się i spojrzała na niego ze łzami w oczach.

– Janek…

Ale on już wybiegł z kuchni, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż zadrżały szyby.

Zostałam sama z Andrzejem i Kasią. Przez chwilę nikt się nie odzywał. W końcu Andrzej podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.

– Może powinniśmy byli powiedzieć mu wcześniej – szepnął.

– Może… Ale jak? Jak powiedzieć dziecku, że jego życie to jedno wielkie kłamstwo?

Tamtej nocy nie spałam. Słyszałam, jak Janek chodzi po swoim pokoju tam i z powrotem. Nad ranem usiadłam pod jego drzwiami i czekałam. W końcu wyszedł – blady, z podkrążonymi oczami.

– Chcę wiedzieć wszystko – powiedział cicho.

Opowiedziałam mu wszystko: o tym, jak trafił do nas ze szpitala w Katowicach; o jego matce, która była wtedy bardzo młoda i sama; o tym, jak długo czekaliśmy na decyzję sądu; o tym, jak bardzo go pokochaliśmy od pierwszego dnia.

– A mój ojciec? – zapytał nagle.

Zawahałam się.

– Nie wiemy nic o nim. Twoja mama nigdy nie chciała o nim mówić.

Janek milczał przez dłuższą chwilę.

– Chcę ją poznać – powiedział w końcu.

To był początek końca naszego spokojnego życia. Janek zaczął szukać swojej biologicznej matki. Przeglądał stare dokumenty, dzwonił po urzędach, pisał listy. Z dnia na dzień oddalał się od nas coraz bardziej. Kasia próbowała go pocieszać, ale on był nieprzystępny jak nigdy wcześniej.

Pewnego wieczoru wrócił do domu późno. Było już po dwudziestej drugiej. Siedziałam w salonie i czekałam na niego z bijącym sercem.

– Znalazłem ją – powiedział bez emocji.

– Kogo?

– Moją matkę. Mieszka w Bytomiu. Napisałem do niej na Facebooku. Odpisała.

Zamarłam. Bałam się tego spotkania bardziej niż czegokolwiek innego w życiu.

– I co teraz? – zapytałam cicho.

Janek wzruszył ramionami.

– Chcę ją zobaczyć. Muszę wiedzieć, dlaczego mnie oddała.

Nie spałam całą noc. Andrzej próbował mnie uspokoić, ale widziałam po nim, że sam jest rozbity. Kasia płakała w swoim pokoju.

Kilka dni później Janek pojechał do Bytomia. Nie chciał, żebyśmy mu towarzyszyli. Wrócił późnym wieczorem – blady i milczący.

– I co? – zapytałam drżącym głosem.

Usiadł naprzeciwko mnie i długo milczał.

– Jest inna niż myślałem – powiedział w końcu. – Ma nową rodzinę. Dwoje dzieci… Mnie nie chciała.

Łzy napłynęły mi do oczu.

– Przepraszam…

Janek spojrzał na mnie z wyrzutem.

– Dlaczego mi nie powiedzieliście wcześniej? Może bym to lepiej zniósł…

Nie potrafiłam odpowiedzieć. Przez kolejne tygodnie Janek był zamknięty w sobie. Przestał rozmawiać z nami, unikał wspólnych posiłków, zamykał się w swoim pokoju na całe dnie. Kasia próbowała go wyciągnąć na rower czy do kina, ale on tylko kręcił głową i mówił:

– Nie rozumiesz tego…

Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle i usłyszałam płacz dochodzący z jego pokoju. Weszłam bez pukania. Siedział na łóżku ze zdjęciem swojej biologicznej matki w rękach.

– Wszystko jest kłamstwem – wyszeptał przez łzy. – Nawet ja sam nie wiem już, kim jestem…

Usiadłam obok niego i objęłam go ramieniem.

– Janku… dla nas zawsze będziesz naszym synem. Kochamy cię tak samo jak Kasię…

Spojrzał na mnie z bólem w oczach.

– Ale ja nie jestem taki jak wy…

Nie wiedziałam już, co powiedzieć. Czułam się bezradna jak nigdy dotąd.

Minęły miesiące zanim Janek zaczął wracać do siebie. Pomogła mu rozmowa z psychologiem szkolnym i wsparcie kilku przyjaciół, którzy nie oceniali go za to, kim jest albo skąd pochodzi. Powoli zaczął akceptować swoją historię – choć wiem, że blizna po tej prawdzie zostanie z nim na zawsze.

Dziś patrzę na niego inaczej niż kiedyś: widzę w nim siłę i odwagę, których sama bym nie miała na jego miejscu. Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę kochać dziecko adoptowane tak samo jak własne? Czy prawda zawsze jest lepsza od kłamstwa?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?