„Dostałam drugą szansę na miłość po siedemdziesiątce”: Nie sądziłam, że jeszcze mogę być szczęśliwa

– Mamo, chyba żartujesz? – głos mojej córki, Magdy, przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stała przy stole, z rękami skrzyżowanymi na piersi, a jej oczy błyszczały gniewem i niedowierzaniem. – Chcesz mi powiedzieć, że spotykasz się z jakimś obcym facetem? W tym wieku?

Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Siedziałam na swoim ulubionym krześle, tym samym, na którym przez czterdzieści lat piłam poranną kawę z moim świętej pamięci mężem, Zbyszkiem. Od jego śmierci minęło już osiem lat. Osiem długich lat ciszy, pustych wieczorów i rozmów prowadzonych w myślach do pustego fotela naprzeciwko.

– Magda, to nie jest żaden „obcy facet”. To Janek. Znasz go przecież – powiedziałam cicho, próbując ukryć drżenie głosu.

Janek był wdowcem z sąsiedniego bloku. Zawsze uprzejmy, zawsze z uśmiechem. Przez lata mijaliśmy się na klatce schodowej, wymienialiśmy uprzejmości. Dopiero niedawno zaczęliśmy rozmawiać dłużej – najpierw o pogodzie, potem o dzieciach, wnukach, o tym, jak bardzo brakuje nam dawnych czasów.

Nie planowałam tego. Nie szukałam miłości. Przysięgam – przez lata byłam pewna, że już nigdy nie poczuję niczego podobnego do tego, co czułam do Zbyszka. Ale Janek… Janek był inny. Spokojny, czuły, potrafił słuchać. Kiedy zaprosił mnie na spacer do parku, poczułam się jak nastolatka. Serce waliło mi jak młotem.

– Mamo, przecież ty masz siedemdziesiąt trzy lata! – Magda nie dawała za wygraną. – Co ludzie powiedzą? Co powie rodzina? A tata…

Zacisnęłam dłonie na filiżance. Tata… Tak często wracał w naszych rozmowach. Jakby jego duch wciąż czuwał nad naszym domem i pilnował, bym nie zrobiła niczego „niestosownego”.

– Magda – powiedziałam spokojnie – tata nie chciałby, żebym była sama do końca życia. Wiem to.

Moja córka spojrzała na mnie z wyrzutem. W jej oczach widziałam lęk i niezrozumienie.

– A co z nami? Z wnukami? Przecież zawsze mówiłaś, że rodzina jest najważniejsza.

Westchnęłam ciężko. Oczywiście, że rodzina była najważniejsza. Ale czy to znaczyło, że nie mogłam już być szczęśliwa? Że miałam spędzić resztę życia w samotności tylko dlatego, że tak wypada?

Wieczorem długo siedziałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Przypomniałam sobie pierwsze spotkanie z Jankiem w parku. Siedzieliśmy na ławce pod kasztanowcem. On opowiadał mi o swojej młodości w Nowej Hucie, o pracy w hucie imienia Lenina, o żonie, która odeszła nagle kilka lat temu. Słuchałam go i czułam, jak coś we mnie pęka – skorupa samotności zaczynała kruszeć.

– Wiesz, Haniu – powiedział wtedy Janek – myślałem, że już nigdy nie będę się śmiał tak szczerze. Ale przy tobie… czuję się znowu młody.

Uśmiechnęłam się wtedy przez łzy. I pierwszy raz od lat poczułam się naprawdę żywa.

Ale życie nie jest serialem. Następnego dnia zadzwoniła do mnie siostra Zosia.

– Hanka! Co ty wyprawiasz? Cała rodzina już gada! Podobno widziano cię z Jankiem za rękę w parku! Ty się w ogóle nie wstydzisz?

Zacisnęłam powieki ze złością.

– Zosiu, mam prawo być szczęśliwa – odpowiedziałam twardo.

– Ale co ludzie powiedzą? – powtarzała jak mantrę.

Co ludzie powiedzą… To zdanie prześladowało mnie przez całe życie. Gdy wychodziłam za mąż za Zbyszka – „co ludzie powiedzą”. Gdy wróciłam do pracy po urodzeniu Magdy – „co ludzie powiedzą”. Teraz znów miałam podporządkować swoje życie opiniom innych?

Przez kilka dni unikałam Janka. Bałam się plotek, bałam się reakcji rodziny. Ale on nie dawał za wygraną. Przyniósł mi bukiet tulipanów i zaprosił na herbatę.

– Haniu – spojrzał mi prosto w oczy – czy naprawdę chcesz przeżyć resztę życia oglądając się na innych?

Nie odpowiedziałam od razu. Ale tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o wszystkich tych latach samotności – o świętach spędzanych przy pustym stole, o zdjęciach Zbyszka na komodzie, o ciszy wieczorami.

Następnego dnia zadzwoniłam do Magdy.

– Córciu – zaczęłam niepewnie – wiem, że trudno ci to zrozumieć. Ale ja naprawdę potrzebuję kogoś bliskiego. Kogoś, kto mnie przytuli, kto zapyta jak minął dzień…

Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza.

– Mamo… ja po prostu się boję. Boję się, że ktoś cię zrani. Boję się zmian…

Poczułam łzy pod powiekami.

– Ja też się boję – wyszeptałam – ale jeszcze bardziej boję się samotności.

Od tamtej rozmowy minęło kilka tygodni. Magda powoli zaczęła akceptować Janka. Wnuki patrzyły na nas z zaciekawieniem i trochę rozbawieniem („Babcia ma chłopaka!”). Siostra przestała dzwonić tak często z pretensjami.

A ja? Ja czuję się młodsza o dwadzieścia lat. Chodzimy z Jankiem na spacery po Plantach, jeździmy tramwajem do kina studyjnego na Kazimierzu, gotujemy razem obiady i śmiejemy się z własnych nieporadności.

Czasem jeszcze budzę się w nocy i pytam siebie: czy mam prawo być szczęśliwa? Czy to nie za późno na miłość?

Ale potem patrzę na Janka i wiem jedno: życie potrafi zaskoczyć nawet wtedy, gdy wydaje się już wszystko skończone.

Czy naprawdę musimy rezygnować z marzeń tylko dlatego, że inni tego od nas oczekują? Może warto czasem postawić siebie na pierwszym miejscu…