Dom zamiast rodziny. Historia Wiktorii, która musiała wybrać między miłością a własnym szczęściem
— Wiktoria, popraw mi krawat, bo zaraz będę przemawiał — szepnął Tadeusz, nerwowo rozglądając się po sali. Jego matka, Helena Antonina, siedziała na środku, otoczona kwiatami i prezentami. Wszyscy goście patrzyli na nią z podziwem. Była królową tego wieczoru. Ja stałam obok Tadeusza, czując się jak statystka w cudzym filmie.
To miał być dzień radości. Helena Antonina obchodziła siedemdziesiąte urodziny. Cała rodzina zjechała się z różnych stron Polski. Stoły uginały się od jedzenia, kelnerzy krążyli z winem, a w powietrzu unosił się zapach świeżych róż. Tadeusz był spięty, jak zawsze przy matce. Ja — coraz bardziej obca wśród tych ludzi.
— Teraz głos zabierze syn jubilatki, Tadeusz Antonin! — ogłosił konferansjer. Tadeusz poprawił marynarkę i ruszył na środek sali. Zanim zaczął mówić, spojrzał na mnie. Przez sekundę zobaczyłam w jego oczach chłód, którego nie znałam.
— Mamo, jesteś dla mnie wzorem. To dzięki tobie wiem, czym jest prawdziwy dom — zaczął. — Dom, który zawsze był pełen ciepła i miłości. Dziękuję ci za wszystko.
Goście bili brawo, a Helena Antonina ocierała łzy wzruszenia. Ja czułam, jak coś we mnie pęka. Czy nasz dom też był pełen ciepła? Czy ja byłam dla Tadeusza kimś ważnym? Ostatnio coraz częściej miałam wrażenie, że jestem tylko dodatkiem do jego życia — wygodnym meblem, który można przestawić wedle uznania.
Po przemówieniu podeszłam do Heleny Antoniny z bukietem róż.
— Wszystkiego najlepszego, mamo — powiedziałam cicho.
— Dziękuję, Wiktorio. Mam nadzieję, że kiedyś nauczysz się prowadzić dom tak jak ja — odpowiedziała z uśmiechem. Jej słowa zabolały bardziej niż myślałam. Przez chwilę miałam ochotę rzucić kwiaty na stół i wyjść.
Wieczorem, kiedy goście zaczęli się rozchodzić, Tadeusz podszedł do mnie w kuchni.
— Dlaczego byłaś taka chłodna wobec mojej matki? — zapytał szeptem.
— Bo ona zawsze daje mi do zrozumienia, że nie jestem wystarczająco dobra — odpowiedziałam bez namysłu.
— Przesadzasz. Moja matka chce dla nas jak najlepiej. Ty po prostu nie potrafisz się dostosować.
Te słowa były jak policzek. Ile razy słyszałam już to zdanie? Ile razy próbowałam być idealną żoną i synową? Gotowałam ulubione potrawy Tadeusza, dbałam o dom, znosiłam uwagi Heleny Antoniny o tym, jak powinnam wychowywać dzieci, choć ich nie mieliśmy. Zawsze byłam na drugim miejscu — po jego matce i po jego pracy.
Kiedy wróciliśmy do domu, długo nie mogłam zasnąć. Leżałam w łóżku obok Tadeusza i myślałam o tym, jak bardzo się zmienił. Kiedyś był czuły i opiekuńczy. Teraz widziałam w nim tylko syna swojej matki — lojalnego do bólu, ale zimnego wobec mnie.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie moja przyjaciółka, Marta.
— I jak było na jubileuszu? — zapytała.
— Jak zawsze. Helena Antonina w centrum uwagi, Tadeusz zapatrzony w nią jak w obrazek. A ja… czuję się coraz bardziej samotna — odpowiedziałam drżącym głosem.
— Wiktoria, ile jeszcze będziesz to znosić? Przecież ty też masz prawo do szczęścia.
Te słowa długo dźwięczały mi w głowie. Zaczęłam zastanawiać się nad swoim życiem. Czy naprawdę chcę tak żyć? Czy dom bez miłości to jeszcze dom?
Kilka dni później doszło do kolejnej kłótni z Tadeuszem. Tym razem poszło o drobiazg — źle ustawione talerze na stole podczas niedzielnego obiadu.
— U mojej matki wszystko zawsze jest idealnie! — krzyknął Tadeusz.
— Może powinieneś zamieszkać z nią na stałe! — wyrwało mi się.
Zapadła cisza. Patrzył na mnie z niedowierzaniem.
— Ty naprawdę tego chcesz?
Nie odpowiedziałam. Po raz pierwszy poczułam ulgę na myśl o rozstaniu.
Tydzień później spakowałam walizkę i wyprowadziłam się do wynajętego mieszkania na Pradze. Było małe i skromne, ale moje. Po raz pierwszy od lat poczułam się wolna.
Tadeusz próbował dzwonić, pisać wiadomości. Przychodził pod moje drzwi z kwiatami i przeprosinami. Ale ja już nie chciałam wracać do tamtego domu — domu bez rodziny.
Czasem zastanawiam się, czy mogłam zrobić coś inaczej. Czy powinnam była walczyć o nasze małżeństwo? A może to właśnie była moja walka — walka o siebie?
Czy dom bez miłości to jeszcze dom? Czy warto poświęcać siebie dla iluzji rodziny? Może czasem trzeba odejść, żeby naprawdę zacząć żyć.