Dom, który podzielił rodzinę: Opowieść o chciwości i samotności

— Nie, nie wejdą tutaj! — głos Magdy odbił się echem od marmurowych schodów. Stałem w korytarzu, z walizką jeszcze nie rozpakowaną, patrząc na nią z niedowierzaniem. Przez chwilę miałem wrażenie, że to nie jest mój dom, choć przez piętnaście lat marzyłem o tej chwili.

Wróciłem do Polski po latach pracy w Niemczech. Każda cegła tego domu była okupiona moim potem, samotnością i tęsknotą za rodziną. Magda przez cały ten czas zapewniała mnie, że wszystko idzie dobrze, że dzieci rosną zdrowo, a rodzice czekają na mój powrót. Ale teraz, kiedy stanęliśmy przed wejściem do naszego nowego domu — największego w całej dzielnicy, z ogrodem jak z katalogu — poczułem, że coś jest nie tak.

Moja mama i tata stali na podjeździe, trzymając w rękach kwiaty i domowy chleb. Ich twarze były pełne nadziei i wzruszenia. — Synku, jak tu pięknie! — powiedziała mama, a tata tylko pokiwał głową, jakby nie mógł uwierzyć, że to wszystko naprawdę.

Magda jednak zacięła usta w cienką linię. — Nie będziemy robić tu hotelu — syknęła cicho, ale wystarczająco głośno, bym usłyszał. — Obiecałeś mi spokój. To nasz dom. Nie będę niańczyć twoich rodziców.

Poczułem, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Przez lata wyobrażałem sobie ten dzień: rodzina razem przy stole, śmiech dzieci i rodziców, zapach świeżego chleba i kawy. Zamiast tego — chłód i mur nie do przebicia.

— Magda, oni chcą tylko zobaczyć dom. To ich pierwszy raz tutaj — próbowałem tłumaczyć.

— A potem zostaną na tydzień, dwa… Znasz ich! — przerwała mi ostro. — Już wystarczyło tych wizyt w starym mieszkaniu. Teraz mamy nowy początek.

Rodzice stali wciąż na podjeździe. Widziałem, jak mama ściska chleb coraz mocniej, a tata spuszcza wzrok. Chciałem ich przytulić, powiedzieć, że to tylko nieporozumienie… Ale Magda była nieugięta.

— Przepraszam was… Może innym razem — powiedziałem cicho do rodziców. Widziałem łzy w oczach mamy. Tata tylko skinął głową i odwrócił się powoli.

Gdy drzwi zamknęły się za nimi, poczułem pustkę większą niż kiedykolwiek wcześniej. Dom był piękny — wysoki sufit, kryształowe żyrandole, podgrzewane podłogi. Ale wszystko wydawało się zimne i obce.

Wieczorem usiedliśmy z Magdą przy ogromnym stole. Dzieci bawiły się gdzieś na górze. Próbowałem rozmawiać:

— Czy naprawdę musiałaś tak ostro? To moi rodzice…

— A ja? Ja przez te wszystkie lata byłam tu sama! Ty byłeś za granicą! Wszystko było na mojej głowie! Teraz chcę mieć dom tylko dla nas! — wybuchła.

Zrozumiałem wtedy, że przez te lata oddaliliśmy się od siebie bardziej niż myślałem. Magda była zmęczona, zgorzkniała. Może czuła się samotna i niedoceniona? Może bała się utraty kontroli nad tym nowym życiem?

Ale ja też miałem swoje rany. Pracowałem po dwanaście godzin dziennie na budowach w Hamburgu i Monachium. Spałem w ciasnych pokojach z innymi Polakami, licząc dni do powrotu. Każda wypłata szła na konto w Polsce — na dom, na dzieci, na przyszłość.

Teraz ta przyszłość była pełna goryczy.

Dni mijały. Rodzice przestali dzwonić. Dzieci pytały: „Tato, dlaczego babcia nie przychodzi?”. Magda unikała tematu. Ja coraz częściej wychodziłem do ogrodu albo jeździłem samochodem bez celu.

Pewnego dnia spotkałem sąsiada, pana Zbyszka.

— Piotrze, gratuluję domu! Ale… słyszałem, że twoi rodzice nie byli jeszcze w środku? — zapytał z troską.

Poczułem wstyd i złość jednocześnie.

— Tak wyszło… — mruknąłem.

— Wiesz… dom to nie tylko ściany i dach. To ludzie — powiedział cicho Zbyszek i odszedł.

Te słowa długo dźwięczały mi w głowie.

Wieczorem spróbowałem jeszcze raz porozmawiać z Magdą:

— Może jednak zaprosimy ich na niedzielny obiad? Dla dzieci… dla nas…

Spojrzała na mnie zimno:

— Jeśli chcesz mieć tu swoich rodziców, to może powinieneś zamieszkać z nimi?

To był cios poniżej pasa. Przez chwilę miałem ochotę wyjść i już nie wracać.

Zacząłem zastanawiać się: czy naprawdę warto było poświęcić tyle lat życia dla domu, który teraz stał się więzieniem? Czy marzenia o lepszym życiu mogą usprawiedliwić rozpad rodziny?

Czasem siedzę sam w salonie i patrzę na zdjęcia sprzed lat: uśmiechnięta mama przy stole, tata z wnukami na kolanach. Teraz te chwile wydają się nierealne.

Czy można jeszcze naprawić to wszystko? Czy dom może być szczęśliwy bez miłości i bliskości? A może czasem trzeba wybrać: dom czy rodzina?

Nie wiem już sam… Może ktoś z was zna odpowiedź?