Dom, który nigdy nie był nasz: Tajemnica matki

– Nie masz tu już czego szukać, Marto! – głos teściowej przeszył ciszę jak nóż. Stała w progu kuchni, z rękami skrzyżowanymi na piersi, a jej oczy płonęły gniewem. – To był błąd, że cię tu przyjęliśmy.

Zamarłam z filiżanką herbaty w dłoni. Słowa pani Haliny, mojej teściowej, odbijały się echem w mojej głowie. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystko i wybiec z tego domu, ale coś mnie powstrzymało. Może duma, a może bezsilność.

– To nie jest tylko pani dom – powiedziałam cicho, choć serce waliło mi jak oszalałe.

– Oczywiście, że jest! – syknęła. – Ten dom należy do mojej rodziny od pokoleń. Ty jesteś tylko żoną mojego syna. I to nieudaną żoną.

Zacisnęłam zęby. Od lat słyszałam podobne słowa. Kiedy wyszłam za Pawła, myślałam, że w końcu znajdę swoje miejsce. Że dom przy ulicy Lipowej stanie się moim azylem. Ale od początku czułam się tu obco. Każdy kąt pachniał innymi wspomnieniami – nie moimi. Nawet ściany zdawały się szeptać: „Nie należysz tutaj”.

Paweł był moją ostoją. Przynajmniej na początku. Ale im dłużej mieszkaliśmy z jego matką, tym bardziej oddalał się ode mnie. Zawsze stawał po jej stronie. „Mama jest już starsza, musimy jej ustępować” – powtarzał jak mantrę.

Tego dnia jednak coś we mnie pękło. Może to przez to, że byłam już zmęczona ciągłą walką o każdy kawałek przestrzeni. Może przez to, że nasza córka Zosia zaczęła pytać: „Mamo, dlaczego babcia cię nie lubi?”

Wieczorem Paweł wrócił późno z pracy. Siedziałam w kuchni przy zgaszonym świetle, słuchając tykania zegara.

– Znowu się pokłóciłyście? – zapytał bez entuzjazmu.

– Ona chce mnie wyrzucić z domu – powiedziałam prosto z mostu.

Westchnął ciężko.

– Marta… To dom mamy. Musimy się dostosować.

– A ty? Ty też jesteś tylko gościem?

Nie odpowiedział. Wyszedł do salonu i włączył telewizor, jakby to miało rozwiązać wszystkie nasze problemy.

Następnego dnia postanowiłam zrobić porządek w piwnicy. Zosia miała urodziny i chciałam znaleźć stare ozdoby choinkowe, które pamiętałam z dzieciństwa Pawła. W kącie piwnicy natknęłam się na zakurzoną skrzynkę pełną dokumentów.

Przeglądając je, natrafiłam na akt własności domu. Zdziwiło mnie nazwisko właściciela: Janina Kowalska – nie Halina Nowakowska, moja teściowa. Przewertowałam kolejne papiery: testament Janiny, listy adresowane do niej…

Serce zaczęło mi bić szybciej. Kim była Janina? Dlaczego dom był zapisany na nią?

Wieczorem podeszłam do Pawła.

– Paweł, kto to była Janina Kowalska?

Spojrzał na mnie zaskoczony.

– To… babcia mamy. Ale ona zmarła dawno temu.

– Dom jest zapisany na nią – powiedziałam cicho.

Paweł pobladł.

– Co ty mówisz?

Podałam mu dokumenty. Przeglądał je długo w milczeniu.

– Przecież mama zawsze mówiła, że to jej dom…

– Może powinniśmy to sprawdzić? – zaproponowałam ostrożnie.

Paweł nie spał tej nocy. Rano zadzwonił do prawnika rodzinnego.

Kilka dni później prawnik potwierdził moje przypuszczenia: dom nigdy nie został przepisany na Halinę. Po śmierci Janiny nikt nie dopełnił formalności spadkowych. Formalnie dom należał do kilku spadkobierców – w tym do Pawła.

Kiedy Halina się o tym dowiedziała, wybuchła furia.

– To twoja wina! – krzyczała na mnie przy wszystkich. – Gdybyś się nie wtrącała…

– Mamo! – Paweł pierwszy raz od lat podniósł na nią głos. – Marta miała prawo wiedzieć! My wszyscy mieliśmy prawo!

Halina płakała całą noc. Rano spakowała walizkę i pojechała do siostry do Lublina.

W domu zapanowała cisza, która bolała bardziej niż krzyki.

Zosia tuliła się do mnie mocno.

– Mamo, czy teraz będziemy szczęśliwi?

Nie umiałam odpowiedzieć.

Przez kolejne tygodnie Paweł był zamknięty w sobie. Czułam się winna, choć wiedziałam, że zrobiłam dobrze. Dom powoli stawał się naszym domem – ale za jaką cenę?

Pewnego wieczoru Paweł usiadł obok mnie na kanapie.

– Przepraszam cię za wszystko – powiedział cicho. – Za to, że cię nie broniłem… Za to, że pozwoliłem mamie tobą rządzić.

Objął mnie mocno i pierwszy raz od dawna poczułam się bezpieczna.

Ale czy można zbudować szczęście na gruzach rodzinnych tajemnic? Czy przebaczenie jest możliwe, gdy przez lata żyło się w kłamstwie?

Czasem patrzę na ten dom i zastanawiam się: czy to naprawdę już mój dom? Czy dom to tylko mury i dokumenty… czy może coś więcej? Co wy o tym myślicie?