Czy naprawdę zawiodłam jako babcia? Wakacje, których nie zapomnę
— Mamo, czy na pewno dasz radę? — zapytała mnie córka, patrząc z niepokojem, jak pakuję torby z rzeczami wnuków do mojego starego fiata. — Dzieci są pełne energii, a ty ostatnio narzekałaś na kręgosłup…
— Daj spokój, Aniu! — odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. — Przecież jestem ich babcią, nie pierwszy raz zostają u mnie na wakacje. Poradzę sobie.
Wiedziałam jednak, że kłamię. Od tygodni miałam wątpliwości. Zosia i Staś to dwa żywioły — ona ma dziewięć lat i nie potrafi usiedzieć w miejscu, on sześć i jest wiecznie głodny wrażeń. Ja? Mam sześćdziesiąt cztery lata, coraz częściej boli mnie głowa, a od śmierci męża czuję się jakby mniej obecna w świecie. Ale przecież babcia powinna być silna, prawda?
Pierwszy dzień jeszcze jakoś przetrwałam. Zrobiliśmy naleśniki, poszliśmy na spacer do parku, wieczorem obejrzeliśmy bajkę. Ale już następnego ranka zaczęły się schody.
— Babciu, a pójdziemy na basen? — zapytała Zosia z nadzieją w oczach.
— Babciu, a mogę pograć na twoim telefonie? — dodał Staś.
— Dzieci, może najpierw śniadanie? — próbowałam odwlec moment decyzji.
Ale dzieci nie czekały. Zosia zaczęła się dąsać, Staś płakać, bo nie pozwoliłam mu zjeść czekolady przed posiłkiem. W końcu podniosłam głos. To był pierwszy raz tego dnia.
Potem było tylko gorzej. Na basenie Zosia zgubiła klapki i oskarżyła mnie, że nie pilnuję jej rzeczy. Staś wpadł do wody i przestraszył się tak bardzo, że przez godzinę nie chciał wyjść z szatni. W drodze powrotnej oboje płakali. Ja też miałam ochotę płakać.
Wieczorem zadzwoniła Ania.
— Mamo, wszystko w porządku?
— Tak… — skłamałam. — Trochę są zmęczeni.
Ale dzieci słyszały rozmowę i zaczęły krzyczeć: „Chcemy do domu! Babcia jest nudna!”
Zrobiło mi się przykro. Próbowałam ich przekonać do wspólnego pieczenia ciasta, ale Zosia powiedziała: „Mama robi lepsze”, a Staś wylał mleko na podłogę. Krzyczałam drugi raz tego dnia.
Następnego ranka obudziłam się z bólem głowy i poczuciem totalnej porażki. Dzieci były naburmuszone, nie chciały ze mną rozmawiać. Zosia zamknęła się w pokoju z książką, Staś siedział przed telewizorem i bezmyślnie przełączał kanały.
W południe zadzwoniła teściowa Ani — druga babcia dzieci.
— Haniu, może zabiorę dzieci na kilka dni do siebie? Mam ogród, basenik dmuchany…
Poczułam ulgę i wstyd jednocześnie. Zgodziłam się bez oporu.
Kiedy pakowałam rzeczy wnuków do torby, Staś powiedział: „Babciu, ty chyba nas nie lubisz”.
Zatkało mnie. Chciałam zaprzeczyć, przytulić go, ale zabrakło mi słów. Zosia nawet się ze mną nie pożegnała.
Kiedy drzwi się zamknęły za nimi, usiadłam na kanapie i rozpłakałam się jak dziecko. Przegrałam. Nie byłam taką babcią, jaką chciałam być. Może nigdy nie byłam?
Wieczorem zadzwoniła Ania.
— Mamo… co się stało?
Opowiedziałam jej wszystko. O tym, że nie radzę sobie z hałasem, że boję się o zdrowie dzieci, że czuję się stara i bezużyteczna.
— Mamo… nikt nie jest idealny — powiedziała cicho. — Ale dzieci cię kochają. Po prostu są rozczarowane…
Nie spałam całą noc. W głowie miałam tylko jedno pytanie: czy jeszcze mogę być dobrą babcią? Czy da się naprawić to lato?
Następnego dnia zadzwoniłam do Zosi i Stasia przez wideorozmowę. Przeprosiłam ich za to, że byłam nerwowa i zmęczona. Obiecałam, że następnym razem spróbujemy razem wymyślić plan wakacji — taki, który będzie dobry dla nich i dla mnie.
Nie wiem, czy mi wybaczą. Nie wiem nawet, czy ja sama sobie wybaczę tę porażkę.
Czasem zastanawiam się: czy można być dobrą babcią, jeśli nie jest się już tą samą osobą co kiedyś? Czy dzieci potrafią zrozumieć nasze słabości? A może to ja powinnam nauczyć się prosić o pomoc wcześniej… zanim będzie za późno?