Czy naprawdę zasłużyłam na to, by mój syn traktował mnie jak sprzątaczkę?

– Mamo, czy mogłabyś przychodzić do nas raz w tygodniu i posprzątać mieszkanie? Oczywiście zapłacimy ci za to – głos Wojtka brzmiał obco, jakby mówił do kogoś zupełnie innego niż własna matka. Stałam wtedy w jego kuchni, trzymając w rękach kubek z herbatą, który jeszcze przed chwilą wydawał się ciepły i swojski. Teraz parzył mnie w dłonie, a ja nie wiedziałam, czy to od gorąca, czy od upokorzenia.

Nie odpowiedziałam od razu. Spojrzałam na Aleksandrę, jego żonę, która stała oparta o framugę drzwi i patrzyła na mnie z wyczekującym uśmiechem. Zawsze była dla mnie zagadką – chłodna, uprzejma, ale nigdy nie pozwoliła mi się do siebie zbliżyć. Od początku czułam, że nie jestem mile widziana w ich życiu. Kiedy Wojtek ją poznał, wszystko się zmieniło. Nasze rozmowy stały się krótsze, spotkania rzadsze. A teraz to…

– Wojtku… – zaczęłam cicho, próbując zapanować nad głosem. – Chcesz, żebym sprzątała u was… za pieniądze?

– Mamo, to nic złego – przerwał mi szybko. – Wiem, że masz teraz mniej pracy w bibliotece, a my naprawdę potrzebujemy pomocy. Aleksandra dużo pracuje, ja też… Po prostu pomyśleliśmy, że to byłoby wygodne dla wszystkich.

– Tak, pani Zofia – dodała Aleksandra z tym swoim uprzejmym tonem. – Oczywiście nie oczekujemy niczego za darmo. Chcemy być fair.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Przez całe życie starałam się być dobrą matką. Po śmierci męża to ja byłam tą, która dźwigała wszystko na swoich barkach – rachunki, szkołę Wojtka, jego pierwsze złamane serce. Nigdy nie prosiłam o wdzięczność. Ale nigdy też nie sądziłam, że przyjdzie dzień, kiedy mój własny syn zaproponuje mi zapłatę za to, co zawsze robiłam z miłości.

Wyszłam z kuchni pod pretekstem sprawdzenia czegoś w łazience. Zamknęłam drzwi i oparłam się o zimne kafelki. W głowie kłębiły mi się myśli: Czy to ja zawiodłam jako matka? Czy może świat tak bardzo się zmienił? Przypomniałam sobie czasy, kiedy Wojtek był mały i biegał po naszym starym mieszkaniu na Pradze. Wtedy wystarczało mu moje przytulenie i kubek kakao.

Wieczorem wróciłam do domu i długo nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit i analizowałam każde słowo z tej rozmowy. Próbowałam znaleźć w sobie złość na Wojtka albo Aleksandrę, ale zamiast tego czułam tylko smutek i pustkę. Czy naprawdę jestem już tylko starszą panią do wynajęcia?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie moja siostra, Teresa.

– Zosiu, co się stało? Słyszę po głosie, że coś cię gryzie.

Opowiedziałam jej wszystko. Słuchała uważnie, a potem westchnęła ciężko.

– Może oni po prostu nie rozumieją… Młodzi teraz wszystko przeliczają na pieniądze. Ale Wojtek powinien pamiętać, kim jesteś dla niego.

– Może to ja zrobiłam coś źle? Może za bardzo go rozpieszczałam? – zapytałam z rozpaczą.

– Nie obwiniaj się – odpowiedziała stanowczo Teresa. – To nie twoja wina.

Przez kolejne dni unikałam kontaktu z Wojtkiem. Odbierałam tylko krótkie wiadomości: „Mamo, przemyślałaś sprawę?” albo „Daj znać, czy możesz przyjść w sobotę”. Każda z nich bolała jak ukłucie szpilki.

W końcu postanowiłam spotkać się z nim sam na sam. Zaprosiłam go na herbatę do mojego mieszkania.

– Synku… – zaczęłam ostrożnie. – Czy ty naprawdę chcesz, żebym była waszą sprzątaczką?

Wojtek spuścił wzrok.

– Mamo… Nie chciałem cię urazić. Po prostu… Aleksandra uważa, że tak będzie najlepiej. Żeby wszystko było jasne i uczciwe.

– A ty? Co ty uważasz?

Zamilkł na chwilę.

– Ja… Chciałem ci pomóc finansowo. Wiem, że nie jest ci lekko.

Poczułam łzy pod powiekami.

– Synku… Jeśli chcesz mi pomóc, po prostu przyjdź czasem na obiad. Porozmawiaj ze mną jak dawniej. Nie chcę twoich pieniędzy za sprzątanie. Chcę mieć syna, a nie klienta.

Wojtek długo milczał. W końcu powiedział cicho:

– Przepraszam, mamo. Chyba nie rozumiem już tego świata…

Po tej rozmowie przez kilka dni nie odzywał się do mnie ani on, ani Aleksandra. Czułam się jeszcze bardziej samotna niż wcześniej. W pracy w bibliotece patrzyłam na młode matki z dziećmi i zastanawiałam się, czy one też kiedyś poczują się tak niepotrzebne jak ja.

Któregoś dnia spotkałam sąsiadkę z parteru, panią Halinę.

– Pani Zosiu, pani zawsze taka pogodna… Coś się stało?

Opowiedziałam jej pokrótce o sytuacji z Wojtkiem.

– Wie pani co? – powiedziała Halina. – Moja córka wyjechała do Anglii i czasem mam wrażenie, że już nie jestem jej potrzebna. Ale wie pani co? My musimy żyć dla siebie. Dla siebie!

Te słowa długo dźwięczały mi w głowie.

W końcu zadzwonił Wojtek.

– Mamo… Możemy się spotkać?

Spotkaliśmy się w parku. Było chłodno i padał drobny deszcz.

– Przepraszam cię jeszcze raz – powiedział cicho. – Chciałem dobrze… Ale chyba zapomniałem o tym, co najważniejsze.

Objął mnie mocno i poczułam ulgę. Może nie wszystko jest stracone?

Dziś już wiem: granice w rodzinie są ważne, ale jeszcze ważniejsze jest serce i wzajemny szacunek. Czy naprawdę zasłużyłam na to, by mój syn traktował mnie jak sprzątaczkę? A może to świat wokół nas tak bardzo się zmienił? Co wy o tym myślicie?