Czy naprawdę straciłem swoją córkę?
– Gabriela, czy naprawdę nie możesz przyjść? – mój głos drżał, choć starałem się brzmieć spokojnie. Stałem przy kuchennym stole, ściskając w dłoni telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Po drugiej stronie słyszałem jej cichy oddech, jakby bała się powiedzieć cokolwiek więcej.
– Tato, Michał nie czuje się dziś najlepiej… – zaczęła niepewnie. – Obiecałam mu, że zostanę z nim w domu.
Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Jeszcze rok temu Gabriela była moją najlepszą przyjaciółką. Rozmawialiśmy o wszystkim: o jej studiach, marzeniach, nawet o pierwszych miłościach. Zawsze powtarzała, że jestem dla niej najważniejszy. Teraz miałem wrażenie, że rozmawiam z kimś zupełnie obcym.
Wszystko zaczęło się zmieniać po jej ślubie z Michałem. Pamiętam ten dzień jak przez mgłę – ona w białej sukni, on z szerokim uśmiechem i pewnością siebie, która od początku mnie niepokoiła. Wszyscy mówili, że to świetny chłopak: pracowity, ambitny, z dobrego domu. Ale ja widziałem coś jeszcze – cień w jego oczach, kontrolę ukrytą za uprzejmością.
Na początku nie chciałem być podejrzliwy. Przecież każda młoda para musi się dotrzeć. Ale z czasem zacząłem zauważać drobne sygnały: Gabriela coraz rzadziej dzwoniła, nie przyjeżdżała na rodzinne obiady, zawsze miała jakąś wymówkę. Gdy już się spotykaliśmy, była spięta, nerwowo zerkała na telefon. Michał dzwonił do niej nawet wtedy, gdy siedzieliśmy razem przy stole.
– Kochanie, wszystko w porządku? – zapytałem ją kiedyś podczas spaceru po parku.
– Tak, tato… Po prostu dużo pracy – odpowiedziała wymijająco i szybko zmieniła temat.
Nie chciałem naciskać. Bałem się, że jeśli zacznę zadawać zbyt wiele pytań, jeszcze bardziej się oddali. Ale dziś, w dniu moich sześćdziesiątych urodzin, poczułem się zdradzony jak nigdy wcześniej.
Przygotowałem wszystko z myślą o niej: jej ulubione ciasto marchewkowe, zdjęcia z dzieciństwa rozłożone na stole, nawet stary album z wakacji nad morzem. Goście już przyszli – siostra, kuzyni, sąsiedzi – wszyscy pytali o Gabrielę. A ja musiałem tłumaczyć się jej nieobecnością.
– Michał źle się czuje – powtarzałem mechanicznie. – Gabriela została z nim w domu.
Widziałem współczucie w oczach mojej siostry. Podeszła do mnie i ścisnęła mnie za rękę.
– Może to tylko taki etap – szepnęła. – Młode małżeństwa czasem zamykają się na świat.
Ale ja wiedziałem, że to coś więcej. Po imprezie długo siedziałem sam w kuchni. Wpatrywałem się w telefon i zastanawiałem się, czy zadzwonić jeszcze raz. W końcu napisałem jej wiadomość:
„Gabi, bardzo mi Ciebie brakowało dziś wieczorem. Mam nadzieję, że wszystko u Was dobrze.”
Odpowiedziała dopiero rano:
„Tato, przepraszam. Michał miał gorączkę i bardzo źle się czuł. Obiecuję, że odwiedzę Cię w weekend.”
Ale weekend minął i nie przyjechała. Znowu coś wypadło – tym razem musiała pomóc teściowej przy remoncie mieszkania. Zacząłem liczyć te wymówki: choroba Michała, praca Michała, obowiązki wobec jego rodziny… Zauważyłem też, że Gabriela coraz rzadziej publikuje coś na Facebooku czy Instagramie. Jakby znikała z życia nie tylko mojego, ale i całego świata.
Pewnego dnia postanowiłem pojechać do nich bez zapowiedzi. Kupiłem jej ulubione kwiaty i pojechałem na drugi koniec miasta. Drzwi otworzył mi Michał – spojrzał na mnie chłodno i powiedział:
– Gabriela jest zajęta. Może innym razem.
Nie zaprosił mnie nawet do środka. Stałem tam przez chwilę jak głupi, trzymając bukiet tulipanów i czując narastający gniew oraz bezsilność.
Wróciłem do domu i długo nie mogłem zasnąć. Przewracałem się z boku na bok, analizując każdą rozmowę z ostatnich miesięcy. Czy coś zrobiłem źle? Czy byłem zbyt opiekuńczy? A może to ja nie potrafię zaakceptować dorosłości mojej córki?
Kilka dni później zadzwoniła do mnie sąsiadka Gabrieli.
– Panie Andrzeju… Przepraszam, że się wtrącam, ale widziałam ostatnio Gabrielę na klatce schodowej. Wyglądała na bardzo smutną i zmęczoną. Może powinien pan z nią porozmawiać?
To był dla mnie sygnał alarmowy. Postanowiłem napisać do niej list – prawdziwy list na papierze, jak dawniej. Opisałem wszystko: jak bardzo mi jej brakuje, jak martwię się o nią i jak bardzo ją kocham bez względu na wszystko.
Nie odpowiedziała od razu. Minął tydzień, potem drugi. W końcu zadzwoniła późnym wieczorem.
– Tato… Przepraszam, że tak długo milczałam – jej głos był cichy i łamiący się. – Nie wiem już sama, co mam robić. Michał chce decydować o wszystkim… Nawet o tym, z kim mogę się spotykać.
Serce mi pękło na tysiąc kawałków.
– Gabi, jesteś dorosła i masz prawo do własnych decyzji – powiedziałem spokojnie. – Ale pamiętaj: zawsze możesz na mnie liczyć.
Rozmowa była krótka, ale czułem ulgę – pierwszy raz od miesięcy poczułem nadzieję.
Od tamtej pory nasze kontakty są nadal rzadkie i ostrożne. Gabriela boi się konfrontacji z mężem, a ja staram się być cierpliwy i nie naciskać za mocno. Czasem zastanawiam się jednak: czy naprawdę straciłem swoją córkę? Czy można jeszcze odbudować to, co kiedyś było tak silne?
Może inni ojcowie mają podobne doświadczenia? Czy można pogodzić się z tym, że dzieci wybierają własną drogę – nawet jeśli prowadzi ona daleko od nas?