Czy naprawdę jestem tylko babcią na zawołanie?

„Przecież jesteś cały dzień w domu! Czy tak trudno zająć się wnukami?” – głos mojej córki, Magdy, rozbrzmiewa w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak zatrzasnęła za sobą drzwi. Stoję w kuchni, patrzę na kubek z niedopitą kawą i czuję, jak narasta we mnie gniew i bezsilność. Czy naprawdę jestem tylko babcią na zawołanie? Czy moje życie już się skończyło, a teraz mam być tylko dodatkiem do życia moich dzieci?

Magda ma trzydzieści dwa lata i od pięciu lat jest na urlopie macierzyńskim. Najpierw urodziła Zosię, potem – po dwóch latach – pojawił się Staś. Oczywiście, że jest zmęczona. Widzę to w jej oczach, kiedy przychodzi do mnie z dziećmi, kiedy opowiada o nieprzespanych nocach i wiecznym bałaganie. Ale czy to znaczy, że ja mam całkowicie zrezygnować z siebie?

„Mamo, ja już nie daję rady. Muszę wyjść chociaż na godzinę, żeby nie zwariować. Ty przecież siedzisz w domu, możesz mi pomóc” – mówiła dziś rano, zanim wyszła do fryzjera. Stałam wtedy przy kuchence, smażyłam naleśniki dla wnuków i czułam, jak narasta we mnie frustracja. Przecież ja też mam swoje życie! Chciałam dziś pójść na spotkanie klubu książki, na które czekam cały miesiąc. Chciałam po prostu usiąść w ciszy i poczytać. Ale nie – znów musiałam przełożyć swoje plany.

Zosia i Staś biegają po mieszkaniu, rozrzucają zabawki, krzyczą. Próbuję ich uspokoić, ale czuję się coraz bardziej zmęczona. Mam sześćdziesiąt lat i coraz częściej bolą mnie plecy. Kiedyś byłam aktywna zawodowo – pracowałam jako nauczycielka matematyki w liceum. Teraz wszyscy oczekują ode mnie, że będę zawsze dostępna, zawsze gotowa pomóc. Mój mąż, Andrzej, odszedł pięć lat temu. Zostałam sama w dużym mieszkaniu na Mokotowie. Czasem myślę, że gdyby żył, wszystko wyglądałoby inaczej.

Po południu Magda wraca. Jest wyraźnie rozdrażniona.
– Dlaczego Zosia ma brudną bluzkę? – pyta od progu.
– Bo bawiła się farbami – odpowiadam spokojnie.
– Mamo, przecież mówiłam ci, żebyś pilnowała dzieci! Ja już naprawdę nie mam siły tłumaczyć ci wszystkiego po sto razy!

Czuję, jak łzy napływają mi do oczu. Odwracam się do okna, żeby Magda tego nie widziała. Czy naprawdę jestem aż tak beznadziejna? Czy już nie potrafię być dobrą matką i babcią?

Wieczorem dzwoni do mnie moja przyjaciółka Basia.
– Jak tam u ciebie?
– Jak zwykle… Magda uważa, że powinnam być zawsze dostępna. A ja już nie mam siły.
– Musisz z nią porozmawiać. Powiedz jej, co czujesz.
– Próbowałam… Ale ona tylko powtarza: „Ty nie rozumiesz, jak to jest być matką małych dzieci”.

Może rzeczywiście nie rozumiem? Może zapomniałam już, jak to jest być młodą matką? Ale przecież kiedy ja wychowywałam Magdę i jej brata Pawła, nie miałam nikogo do pomocy. Moja mama mieszkała daleko, Andrzej pracował całymi dniami. Radziłam sobie sama – czasem płakałam po nocach ze zmęczenia, ale nigdy nie oczekiwałam od nikogo takiej pomocy.

Następnego dnia Magda dzwoni rano.
– Mamo, mogłabyś dziś zabrać dzieci na spacer? Muszę zrobić zakupy.
Chcę powiedzieć „nie”, chcę powiedzieć: „Dziś mam swoje plany”. Ale słyszę w jej głosie rozpacz i rezygnację.
– Dobrze – odpowiadam cicho.

Na placu zabaw spotykam inne babcie. Rozmawiamy o naszych dzieciach i wnukach. Jedna z nich mówi:
– Moja córka też myśli, że jestem na emeryturze tylko po to, żeby jej pomagać.
Śmiejemy się smutno. Każda z nas czuje się czasem wykorzystywana.

Wieczorem próbuję porozmawiać z Magdą.
– Kochanie, ja naprawdę chcę ci pomagać, ale czasem potrzebuję też czasu dla siebie.
Patrzy na mnie ze zdziwieniem.
– Myślałam, że lubisz spędzać czas z dziećmi…
– Lubię. Ale jestem już starsza. Potrzebuję odpoczynku.
Magda wzdycha ciężko.
– Przepraszam… Po prostu czasem czuję się taka samotna w tym wszystkim.

Przez chwilę milczymy. Widzę łzy w jej oczach. Przytulam ją mocno.
– Może powinnaś pomyśleć o powrocie do pracy? Albo chociaż o jakimś kursie?
– Nie wiem… Boję się zostawić dzieci nawet na chwilę.

Wiem, że Magda czuje się uwięziona w swojej roli matki. Ja też czuję się uwięziona – w roli babci na zawołanie. Obie jesteśmy zmęczone i zagubione.

Kiedy wracam wieczorem do pustego mieszkania, siadam przy oknie i patrzę na światła miasta. Myślę o tym, jak bardzo zmieniło się moje życie przez ostatnie lata. Czy naprawdę muszę rezygnować ze swoich marzeń tylko dlatego, że jestem babcią? Czy można znaleźć równowagę między pomocą rodzinie a dbaniem o siebie?

Czasem zastanawiam się: czy jestem egoistką? A może po prostu człowiekiem z własnymi potrzebami? Ile jeszcze mogę dawać z siebie innym, zanim zupełnie zapomnę o sobie?